~Mamo, gdzie lecimy?-niepokoił się Trai.
~Do królestwa lodu.
~Po co?
~Dobre pytanie!-oznajmiłam i zwróciłam sie do Marcusa:
-Po jaką cholerę mamy tam teraz lecieć,co?! Równie dobrze mogliśmy ich rozwalić na miazgę, zamiast uciekać!-wrzeszczałam.
-Bo tylko tam nas nie zaatakują i uwierz mi, nie dalibyśmy sobie z nimi rady.
-Mów za siebie!-prychnęłam, chwytając Trai'a w ramiona. Odwróciłam się plecami do chłopaka i zeskoczyłam z grzbietu smoka.
~Trzymaj się mały-szepnęłam w myślach do smoczątka. Spadaliśmy z bardzo wysoka. Kiedy miałam uderzyć w ziemię, wyczarowałam pod sobą poduszkę z powietrza. Spowolniła ona nas znacznie. Po chwili stałam na ziemi cała i zdrowa. Aaron kołował nad nami. Pobiegłam szybko w kierunku urwiska, z którego skoczyliśmy. Nieopodal rozległ się szelest. Wróg. Rąbnęłam w stronę tego odgłosu zaklęciem. Ktoś jęknął i przewrócił się. Nagle, z mojej lewej i prawej strony wyskoczyli dwaj mężczyźni jednocześnie. Podfrunęłam szybko do góry. Wpadli na siebie. Wtedy związałam ich magicznymi wstęgami, które zadusiły wojowników na śmierć. "Został jeszcze jeden, czuję go". Wkrótce się pojawił, kierując na mnie zaczarowane płomienie. Osłoniłam się tarczą. Trai wbił we mnie swoje pazurki.
~Spokojnie, zaraz będzie po wszystkim-uspokajałam. Ogień zniknął. Kiwnęłam dłonią i wojownik poleciał na pień drzewa. Z jego piersi wystawała gałąź, na którą go nabiłam. Mężczyzna zaśmiał się plując krwią:
-Tylko księżniczka mogłaby nas tak załatwić!-powiedziawszy te słowa, umarł."To już wszyscy"-pomyślałam uspokojona.
-Zwariowałaś!-wrzasnął Marcus wyłaniając się spośród drzew.-Mogłaś zginąć!
-Jakby Cię to w ogóle obchodziło-fuknęłam.-Powiedz mi lepiej kto to był i dlaczego nazwał mnie księżniczką.
<Marcus?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz