Byłam w tej watasze już z jakieś dwa miesiące, poznałam każdego i miałam swoje stanowisko.Pewnego ranka siedziałam na łóżku i ostrzyłam miecz i sztylety. Uwielbiam ćwiczyć w lesie..Ubrałam się i poszłam do stajni.Nike wierzgał wesoło.Dosiadłam go i pojechałam szukać jakieś miejscówki.I jak zwykle miałam pecha...Napotkałam Felix'a
-A ty dokąd? -zapytał.
-Przejechać się...-odparłam i odjechałam szybko.
Było to akurat na terenach watahy. Zsiadłam z pegaza i wyjęłam sztylety..Drzewo było jakieś 8 m przede mną..Rzuciłam sztylet i trafiłam ale za słabo rzuciłam..Drugi raz... Już było nieco lepiej..A za trzecim już znacznie.
-No to teraz mogę iść upolować sobie śniadanie.. -powiedziałam sama do siebie..Zabrałam sztylety i zmieniłam się w wilka. Przed oczyma śmignął mi mały jelonek..Idealny na śniadanie..Ruszyłam za nim, naskoczyłam na niego i jednym ciosem powaliłam. Pech za pechem..Ktoś się czaił za mną.. Westchnęłam i oblizałam łapę z krwi zwierzyny.
(Ktoś dokończy? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz