-Witaj. Jak masz na imię? -spytała
Spojrzałam na kobietę ale szybko odwróciłam wzrok. Bałam się więc milczałam.
-Mamo dlaczego ona nic nie mówi? -zdziwił się wysoki dziewczęcy głos
-Po prostu się nas wstydzi i boi Lu -powiedziała
Spojrzałam jeszcze raz. Jak by czytała mi w myślach. Chciałam powiedzieć że mam na imię Lucy lecz strach mnie przerażał i paraliżował więc nic nadal nie wykrztusiłam.
-Ma na imię Lucy -powiedział chłopięcy głos -Przeczytałem to w jej myślach mamo
-George mówiłam ci że to niegrzeczne -powiedziała zdenerwowana
-Nie jestem George tylko Fred -powiedział urażony
-Oj przepraszam ale to i tak cię nie upoważnia do zaglądania i podsłuchiwania czyiś myśli -powiedziała
-Mamo masz racje ale tylko tak dowiemy się kim jest -powiedziała -Jak mi pozwolisz to zobaczę jej wspomnienia i...
-George jesteś gorszy od swojego brata -prychnęła zdenerwowana kobieta.
Do pokoju wszedł mężczyzna który mnie tu przyniósł. W rękach trzymał blachę pełną ciastek. Sam aromat pobudził moje kupki smakowe. Burczenie mojego brzucha obiło się o ściany pokoju.
-O, ho, ho. Nasz gość zgłodniał -powiedziała uśmiechnięta kobieta -To znak że gorączka spadła.
-To dobrze bo ciacha same się nie zjedzą -powiedział mężczyzna miał bardzo ciepły i miły głos.
Spojrzałam na wszystkich. Spytałam w myślach "Jak się nazywacie?". Fred od razu się zaśmiał lecz nie widziałam jego twarzy to byłam pewna że pojawił się na jego ustach uśmiech.
-Tak więc Lucy jak byś spojrzała na nas było by mi łatwiej-powiedział
Niechętnie spojrzałam na wszystkich. Fred był rudy i piegowaty podobnie jak jego brat i ojciec, miał błękitne oczy błyszczące niczym diamenty. Obok nich stała dziewczynka mniej więcej mojego wzrostu o włosach swojej matki ale oczach ojca. Koło dziewczyny stały dwa dzieciaczki mające na oko 4 lata. Chłopczyk i dziewczynka o włosach rudych jak marchewki i oczach zielonych jak szmaragdy.
-Tak więc... Ja jestem Fred a ten klon koło mnie to George i mamy po 14 lat. Ta czerwonowłosa koło nas to Clary mająca 12 lat, a te brzdące to Ian i Venia ,one mają po 4 latka więc zgadłaś. Nasza mama nazywa się Jeodelle a nasz ojciec to James. Każdy z nas ma specjalną zdolność na przykład ja czytam w myślach a mój brat za pomocą dotknięcia może przeszukać ci całą pamięć. Clary potrafi latać, Ian posiada super szybkość a Venia za pomocą spojrzenia potrafi pokazać miejsce gdzie chce być bądź miejsce jakie chce zobaczyć bądź chce abyś ty je zobaczyła. Mama włada nad pogodą a ojciec na ogniem, a ty coś potrafisz?-spytał
Skinęłam głową. Skupiłam się na zwiędniętym kwiatku w doniczce. Poruszyłam dłonią a kwiatek ożył. Kosztowało mnie to jednak dużo siły. Chciałam jeszcze pokazać moją przemianę ale pojawiły się mroczki przed moimi oczami i straciłam przytomność... Obudziłam się znów w innym miejscu. W jakimś pokoju lecz czułam się o niebo lepiej. Przeciągnęłam się i wstałam.Na łóżku koło mnie siedziała Clary.
-Pożyczę ci parę ubrań -powiedziała -Dziś mama zrobiła lato więc wiesz...
Skinęłam głową i poszłam za dziewczyną, ta od razu rzuciła mi ubrania ,szczotkę , gumki do włosów i wsuwki. Poszłam do łazienki która chodź na tak dużą rodzinę była pusta. Spokojnie przegrałam się a włosy zaplotłam w dwa warkocze spojrzałam w lustro wyglądałam tak.
-Nauczę ciebie grać na fortepianie -powiedziała
Spojrzałam na nią zdziwiona lecz ta tylko chwyciła mnie za dłoń i zaciągnęła do salonu. Usiadła i zaczęła przygrywać piękną melodie. I mi pokazywała wszystko od początku. Łatwo się w tym łapałam. W końcu i sama zaczęłam przygrywać. Clary uśmiechnęła się i pokazała mi jeszcze parę melodi w końcu i za sama zagrałam jedną
Spojrzałam na dziewczynę i w jednym momencie serce mi zakołowało. Upadłam na ziemię i znów zemdlałam lecz gdy się obudziłam byłam na łące koło mnie siedziała nimfa z zapłakanymi oczami. Usiadłam przed nią ta tylko szepnęła "Przepraszam" i zniknęła. Wtedy kiedy mogłam mieć rodzinę znów byłam zdana na siebie. Skupiłam cała moc. Pnąca gałęzie i inne rośliny zaczęły się układać tak jak ja chciałam. Przed mną powstało pianino oraz taborecik. Jedyne co teraz chciałam robić to grać i komponować chodź nie miałam na czym. Po policzkach ściekały mi łzy. W oddali zobaczyłam dym. "Znów to samo" pomyślałam "Znów ci na których mi zależało zmarli". W okół mnie posiadały nimfy i nasłuchiwały melodii. Miałam tylko 13 lat a przeżyłam już tak wiele. Zaczęłam grać
Po skończeniu wybuchłam furią a zarazem jeszcze głośniejszym płaczem. Biegłam przez las prawie potykając się o własne nogi. Dobiegłam do miejsca gdzie był dym. Dom palił się od dobrych paru godzin. Upadłam na kolana i zaczęłam ryczeć. Czemu świat zabierał mi chodź malutką cząstkę nadziei. Wiedziałam że nie mogę się poddać. Wstałam po czym odeszłam jak by nigdy nic lecz w sercu pojawiła się kolejna rana która zamykała mnie w sobie jeszcze bardziej.
THE END
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz