środa, 23 kwietnia 2014

Od Willow cz.II

-Zatrzymaj to!-krzyknęłam.-Wiatr tylko podsyci jego płomienie!
Nie zdążył. Fala ognia ruszyła na niego. W ostatniej chwili zdołałam go przeteleportować. Miał spopieloną grzywę i dyszał ciężko. Zbyt wiele energii kosztowały go rzucone zaklęcia.
~Zanurkuj w jeziorze i nie wynurzaj się dopóki Cię nie zawołam~nakazałam. Wskoczył do wody, gdzie wyczarował sobie bąbel powietrza. Był bezpieczny, zatem nadeszła moja kolej żeby działać. Smok właśnie mnie zlokalizował. Natychmiastowo ruszył do ataku. W mych dłoniach pojawił się rapier:

Na plecach wyrosły mi smocze skrzydła (pamiątka po zabiciu Smoczej Mistrzyni). Dzięki nim, bez marnowania energii na czary, mogłam swobodnie latać. Skorzystałam z nich od razu, wzlatując nad głowę przeciwnika. Chciałam wbić mu ostrze w oko. Tamten jednak rozwarł paszczę i zionął ogniem. Osłoniłam się magiczną tarczą. Potem szybki teleport na jego grzbiet i cięcie między łopatki. Oczywiście nic to nie dało. Skurczybyk miał prawie niezniszczalną zbroję z łusek. Dlatego nienawidzę walczyć ze smokami. Są wielkie, silne, latają, zioną ogniem, kwasem i innym draństwem, a w dodatku niemalże wszystkie są pokryte tą pieprzoną łuską! Weź tu je zabij! No ale wracając do walki...
Po jakimś czasie zadawania bezsensownych ciosów, udało mi się trafić stwora w oko. Zaczął się szamotać i nie zdążyłam wyciągnąć miecza z jego łba. Pozbawiona broni, skazana na dalszą walkę zawierzyłam swój los zdolnościom magicznym. Zawsze pozostawała możliwość teleportacji z dala od gada, ale mógł on wtedy przypuścić szturm na pałac. Nie mogłam do tego dopuścić. Zasypałam go gradem różnorodnych pocisków. Kule ognia, kule mroku, ostre wstążki, trujące igły, pociski z ładunkiem elektrycznym...nic nie działało. Wkrótce przekonałam się dlaczego. Gdy dosięgnął mnie łapą robiąc mi paskudną ranę na udzie, zdążyłam dokładniej zobaczyć jego skórę. To nie były zwykłe łuski, tylko najprawdziwsze rubiny! Każdy centymetr kwadratowy jego ciała pokrywały kamienie o twardości 9/10 w skali Mohsa. Znaczyło to tyle, że jestem w dupie i zaraz ten gad zrobi ze mnie miazgę. Ale myślmy pozytywnie! Nie każdy ma okazję zginąć przygnieciony kilkoma tonami drogocennych kamieni szlachetnych...
Zrezygnowana i osłabiona straciłam czujność, co Czerwony wykorzystał. Rąbnął mnie rogami niczym baran. Chwilę potem zostałam dosłownie wbita w ziemię i zupełnie połamana. Byłam pewna, iż każda moja kość pękła na pół. Zapewne wyglądałam jak rozpaćkana truskawka. Ledwo cokolwiek widziałam zza krwistej kaskady płynącej mi po twarzy. Przestałam oddychać, czuć, myśleć, lecz nie marzyć. Co to, to nie. Pozostało mi jedyne marzenie. Żyć.
Nagle poczułam, że delikatnie się unoszę. Coś jakby wielka, niewidzialna dłoń ustawiło mnie do pionu. Lewitowałam pół metra nad kałużą swojej krwi, która kropelka po kropelce wracała do ciała. Słyszałam ciche chrupnięcia gdy moje kości łączyły się, niczym puzzle. Wszystko to trwało niecałą minutę, po której czułam się jak nowo narodzona. W głowie mi się rozjaśniło wystarczająco, by zarejestrować, że smok wylądował na przeciwko. Mój miecz wystawał z jego oczodołu. Fakt ten nie robił na nim najmniejszego wrażenia. Bardziej interesowało go moje "zmartwychwstanie". Mnie w sumie też.
Czerwony chyba miał dosyć rozważań i zionął ogniem. Bezwiednie wyciągnęłam ręce przed siebie wytwarzając tarczę. Czułam się jakby ktoś inny mną kierował. Potem uniosłam dłonie nad głowę wyczarowując kulę energii, która z każdą sekundą pęczniała. Gdy przerosła samego smoka, machnęłam rękoma jakbym rzucała piłkę. Kula poleciała w jego stronę, by po chwili zamknąć go w sobie. Pstryknęłam palcami i rozprysła się. Po potworze nie pozostało śladu. Tylko mój rapier wbił się w ziemię obok. Dotknęłam jego rękojeści. Wtedy zniknął, by w każdej chwili móc być przywołany ponownie.
-Pewnie się zastanawiasz co się stało?-usłyszałam bezbarwny głos. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że sama to powiedziałam.
-"No wytłumacz mi"-pomyślałam.
-Zauważyłaś, że kiedy coś Ci zagraża to przestajesz się kontrolować?-zapytałam.
-"Na przykład teraz, albo gdy rodzice zamknęli mnie w burdelu?"
-Tak.
-"No więc...?"
-Wtedy ja przejmuję nad Tobą władzę. Pomagam Ci przetrwać używając swojej mocy. Jestem zależna od twojego ciała, więc Ciebie chronię.
-"Skoro jesteś taka potężna to dlaczego siedzisz we mnie? I kim ty jesteś?"
-Wyda Ci się to zbyt skomplikowane, lecz postaram się wytłumaczyć...
-"Mów"-nakazałam w myślach, coraz bardziej zdziwiona tą rozmową między mną, a... mną?
-Jestem Boginią Marzeń. To dlatego masz mocno zielone oczy kiedy przejmuję kontrolę nad twoim ciałem. Zielony to kolor nadziei, a czymże żywią się marzenia jeśli nie nadzieją?-zawiesiłam głos, by po chwili kontynuować.- Wędruję po tym świecie od ciała do ciała, bo sama mam tylko duszę. Wybieram sobie zawsze największego żyjącego aktualnie marzyciela i zostaję z nim aż do jego śmierci. Robię wszystko by przedłużyć wasze życia do maksimum, ale kiedyś musicie umrzeć. Wtedy rodzi się kolejny marzyciel, do którego się dołączam. Nigdy dwaj wielcy marzyciele nie żyją równocześnie. Raz jest to kobieta, innym razem mężczyzna. Tak od zarania dziejów. W ten właśnie sposób trafiłam na Ciebie-dziewczynkę z mocą przemiany w wilka magicznego. Nawet sama masz spory potencjał, a z moją pomocą możesz żyć wiecznie młoda...
-"Okej, zgadzam się."
-Na prawdę?-w swoim głosie usłyszałam nutkę zaskoczenia.
-"Tak. Mów dalej."
-To by oznaczało, że...
-"Twoja tułaczka się zakończy, a ja będę nieśmiertelna"-dokończyłam w myślach.-"Kontynuuj."
<Westchnięcie ulgi>
-Dziękuję...-wyszeptałam.-Tak właściwie to już koniec opowieści. Jakby to prościej ująć: na co dzień sama kontrolujesz swoje ciało, dopiero kiedy coś strasznego Ci grozi, wkraczam ja-jedna z najpotężniejszych bogów jacy istnieli.
-"I to tyle?"
-Tak. Nie przeszkadza Ci to?
-"Ale co?"
-Że z Twojego ciała korzystają trzy dusze?
-"Trzy?!"-zdziwiłam się.
-Zapomniałaś o Zimowym Dziecięciu? Uciekała przed wrogimi wojownikami ognia, zużyła wtedy prawie całą swoją energię. Potrzebowała kogoś kto ją "przechowa", wyczuła twoją silną aurę, której potęgę zwiększyła dodatkowo moja obecność, zapytała Cię o pomoc, a ty się zgodziłaś.To księżniczka Krainy Mrozu i siostra Marcusa jeśli się nie mylę. Gdy ją przyjęłaś, była na skraju wyczerpania. Dlatego to ty decydujesz o przemianie w nią, nie na odwrót. Wciąż jest jeszcze w kiepskiej kondycji.
-"Ach...już pamiętam!"
-Masz więcej pytań?
-"Eeem...nie."
-Zatem oddaję Ci twoje ciało. Uważaj na siebie Willow Marzycielko!-powiedziawszy to spadłam na ziemię. Przez chwilkę byłam sparaliżowana, dopiero po około 20 s mogłam wstać. Otrzepałam się z kurzu i wzięłam głęboki wdech.
-No i fajnie-powiedziałam wesoło. Nic dodać, nic ująć.
~Trai! Możesz już wyjść!~zawołałam smoka. Kiedy wreszcie się wynurzył, opisałam mu całe zdarzenie. Na koniec opowieści pokręcił tylko głową i mruknął:
~Wracajmy do domu...Starczy wrażeń na dziś...
Poparłam tę propozycję. Po kilkunastu minutach leżałam wygodnie w pokoju jedząc zrobione naprędce spaghetti. Walka z Rubinowym Smokiem sprawiła, że nie zdążyłam na obiad <smuteczeg>. Jak tylko napchałam się do pełna, zmorzył mnie sen. Tak właśnie zakończył się ten, nieco dziwny, dzień.

<Gratulacje i podziękowania jeśli przeczytaliście do końca ;D Zamiast kuć się do egzaminu, pisałam te wypociny. Mam nadzieję, że słusznie :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz