Dowiedziałam się że Sidney odszedł... Zasmuciłam się.... Chodziłam po terenach.... Napotykając różne wspomnienia tych krótkich chwil spędzonych z nim... Zrobiło się nudno w moim życiu... Nie miałam nic do roboty... Pewnego dnia podczas wilczej skórze , siedziałam nad wodospadem... A bardziej leżałam... I nagle jakiś basior wyskoczył z krzaków... no myślałam że zawału dostane... Widać było że jest z watahy...Po chwili odwróciłam głowę s powrotem na wodę... A nieznany mi basior podszedł do mnie...
<Jakiś basior?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz