Weszłam do kuchni po prowiant. Otworzyłam szafkę i wyciągnęłam dłoń po czekoladę.
-Cz-czy to czekolada?-usłyszałam głos dziewczyny, która nagle pojawiła się znikąd.- Jest więcej?
-O, cześć Shay!-przywitałam się zaglądając znów na półkę.
-Nie, to ostatnia-odparłam. Na te słowa zwiesiła smutno głowę.
-Może chcesz moją?-zaproponowałam. Pokiwała energicznie głową. Oczy jej błyszczały.
Dałam jej całą tabliczkę, chwyciłam w zamian jabłko i wyszłam. Byle dalej od zamku.
Po drodze natknęłam się na Lucy. Słuchała śpiewu ptaków siedząc na kamieniu. Kiedy nadeszłam, poderwała się wystraszona.
-Wybacz, że przeszkadzam. Już mnie nie ma!-powiedziałam przyspieszając kroku. Westchnęła uspokojona i usiadła z powrotem na głaz.
-Uff...To tylko ty-pisnęła.-Myślałam, że ktoś z tych nowych.
-Straszny tłok co?
Skinęła głową. Pożegnałam ją i ruszyłam dalej. Niebawem dotarłam na miejsce. W stajniach był tylko mój smok. Wypuściłam go na zewnątrz, żeby się rozruszał.
~Tęskniłeś Trai?-zapytałam telepatycznie.
~Jasne!-mruknął, czule trącając mnie nosem.
Polecieliśmy do pobliskiego jeziora. Woda była tak przyjemnie orzeźwiająca, że musiałam długo namawiać gada do wyjścia. Kiedy wreszcie mi się udało, usiadł przy brzegu i zaczął wygrzewać się w słońcu. Przycupnęłam obok pogryzając jabłko. Wtem naszą sielankę przerwał ogłuszający ryk. Był to wielki smok.
Z nieznanego powodu rzucił się wprost ku nam. Trai wyczarował ścianę lodu, jako że był lodowo-powietrznym smokiem. Tamten jednak, pojedynczym ognistym splunięciem rozpuścił ją i leciał dalej. Uskoczyłam w bok, zaś mój towarzysz przystąpił do walki. Czerwony miał sporą przewagę. Nie dość, że rozmiarami przewyższał Trai'a kilkukrotnie, to dodatkowo panował nad żywiołem ognia. Z łatwością zmienił lodowe pociski wyczarowane przez mojego obrońcę, w nieszkodliwy deszcz. Wtedy Trai przywołał wichurę. Dzięki naszyjnikowi Caristy ujrzałam co się zaraz stanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz