Piękny słoneczny dzień. Ale nie dla mnie. One wszystkie są takie same, więc czemu jakakolwiek minięta przeze mnie osoba na korytarzu się zachwyca? Każdy zaczyna się i kończy. Słońce wstaje i zachodzi. Księżyc oświetla taflę wody w czasie nocy. Tylko pogoda jest zmienna. Nie wiem, naprawdę, co wszyscy w tym widzą. "O, pierwszy ciepły dzień! W końcu można pooddychać na świeżym powietrzu!"- ciągle słyszałam podobne głosy. A ja, jak to odmieniec, siedziałam w komnacie, przez którą można udać się na strych. Zimny parapet był całkiem wygodny, a przy okazji widziałam wielu członków z naszej watahy wesoło brykających na dworze. Z nudów zaczęłam tworzyć w lewej dłoni kulę ognia, w drugiej natomiast- kulę lodu. Żonglowałam sobie je na przemian, całkiem pochłaniając się tym zajęciem. Gdy usłyszałam, że otwierają się drzwi, aż podskoczyłam, a kula ognia poleciała ku osobie, która weszła do pokoju. Przeklęła i zaczęła trzepać swoje ubranie, by zgasić płomień. Podbiegłam szybko do tej osoby, nawet nie wiedziałam, kto wszedł, położyłam rękę na płonącym rękawie, a ogień po chwili zniknął.
- Ja... Przepraszam. Nie spodziewałam się, że ktoś wejdzie.- w moim tonie dało się słyszeć lekkie zmieszanie.
< Ktoś dokończy? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz