piątek, 31 stycznia 2014

Od Amy d.c. Gammy

- Mało mnie obchodzi, czy ktoś to zobaczy, czy nie, to nie jego sprawa, co robię. Po reszto w zamku było zbyt ruchliwie, wolę spokój w lesie, niż zamknięcie w swoim pokoju.- odpowiedziałam obojętnie, po czym zakrwawioną żyletkę schowałam do kieszeni.
Czułam, że pocięta skóra już się zagoiła. Dziewczyna patrzyła się na moją rękę nieco zdziwiona. Uśmiechnęłam się na to tylko lekceważąco i położyłam na drzewie tak, że głowa zwisała mi w dół. Przeskoczyła na drugą stronę pnia, gdzie była moja głowa i zmrużyła oczy, patrząc się na mnie.
~ Usiądź, ja nie gryzę.- przesłałam jej wiadomość telepatycznie.
- No nie wiem, jesteś dość dziwna.- stwierdziła, ale i tak przysiadła się niedaleko mnie.
Zaśmiałam się donośnie.
- Może.

< Gamma? >

Od Gammy d.c. Amy

Polowałam w lesie, gdy usłyszałam odgłos wzlatujących ptaków. Nic niezwykłego gdyby nie fakt, że z tamtego miejsca nie dochodziły żadne dźwięki. Coś musiało je wystraszyć. Poszłam zobaczyć co to było. Na miejscu siedziała różowo-włosa dziewczyna. O ile się nie mylę była nowa w watasze. Dziewczyna wyjęła żyletkę i zaczęła rozcinać sobie skórę. Po chwili spojrzała na mnie. I to tyle z mojego przyglądania się. Podeszłam do niej.
-Nie lepiej to robić w zamku, gdzie nikt nie wejdzie ci do pokoju, niż w lesie gdzie co chwila ktoś jest?- zapytałam
-Co ci do tego gdzie to robię?- spojrzała na mnie zdenerwowana
-Nic tylko to dla mnie trochę dziwne. Ja jakoś nie tworzę sobie organów przy kimś- odpowiedziałam

<Amy?>

czwartek, 30 stycznia 2014

Od Willow cz.II

Wyprawa Willow część II
~Mamoo!-usiłował obudzić mnie smok~Mamo, popatrz co mam!
Usiadłam i przeciągnęłam się. Świtało. Wyszłam z nory. Zimowe, poranne powietrze orzeźwilo mnie bardzo szybko.
-No co tam? Gdzie jesteś?-zawołałam. Wkrótce Trai nadfrunął, na pysku widniały kropelki krwi.
~Serwus Willow!-przywitał się wesoło.~Właśnie upolowałem śniadanko! Chodź, zanim zmarźnie na kość.
Zmieniłam się w wilka i pobiegłam za nim. Niebawem wyczułam zapach świeżo zabitej sarny. Zaburczało mi w brzuchu. Na miejscu kręcił się lis.

Dostrzegł nas i spłoszony powiedział:
-Oj! To jednak wasze?-zawiedziony zaczął sie wycofywać.-Szkoda...
-Poczekaj!-krzyknęłam za nim. Uniósł łeb z nadzieją.-Nie damy rady zjeść sami całej sarny! Częstuj się!-zachęciłam. Trai już dawno zaczął jeść. Tylko na chwilę wynurzył się z rozpłataneg zwierzęcia, aby mi przytaknąć.
-Naprawdę, mogę?!-ucieszył się rudzielec podchodząc z powrotem.-Jak mógłbym się odwdzięczyć? Idziecie gdzieś? Znam tą krainę jak własną kieszeń! Zaprowadzę was wszędzie!-zaoferował się pochłaniając przy tym wielki kawał mięsa.
-To się świetnie składa, bo akurat jesteśmy w trakcie wyprawy do Latających Wysp. Pomożesz nam się tam dostać?
-To niebezpieczne miejsce...-zawachał się lis.-Dużo smoków-dorzucił zerkając niepewnie na Trai'a.
-Prooszę!
-Nigdy tam nie byłem...Schemat Latających Wysp to coś jakby spore, latające skały porośnięte drzewami. Widziałem je, owszem. Unoszą się na wysokości około 2000 metrów. Są stąd oddalone o dwa dni marszu po lądzie, ale jeszcze trzy dni w górze -westchnął pogryzając kość.
-Musimy się tam dostać!-oznajmiłam zcierając łapą krew sarny z pyska.
-No dobrze. Dzięki wam nie umarłem z głodu!-zgodził się nasz rudy przyjaciel odbiegając kawałek. Zatrzymał się jednak i zwrócił głowę ku nam.-A tak na przyszłość, to jestem Ferdynand-lis!
-Willow-człowiek-wilk...
~Trai-smok!
Ferdynand uśmiechnął się po lisiemu.
-Więc ruszajmy moi drodzy!-zachęcił wchodząc między drzewa. Poszliśmy za nim. Okazał się świetnym przewodnikiem. Z wprawą omijał zbyt głębokie zaspy, grzęzawiska, siedliska co groźniejszych leśnych strzyg czy chochlików. Dobrze wiedział gdzie można się przespać, lub którędy do wody. My mieliśmy tylko zadbać o jedzenie...
-No więc moi drodzy...-zaczął gdy układaliśmy się do snu przy ognisku, w małej grocie.-Jutro będziemy musieli się rozstać. Gdy wzejdzie słońce, ujrzycie w górze Latające Wyspy. Wzlećcie pionowo razem ze wschodem słońca. Smoki was wtedy nie ujrzą, bo światło porazi im wzrok. Wam ono nie przeszkodzi...
-Dziękuję za radę-powiedziałam nieco ze smutkiem. Bardzo polubiliśmy Fernanda.-Na miejscu już jakoś sobie poradzimy.
-Nie wątpię, jesteś silna.
-Bez przesady!-zaśmiałam się odrobinkę zażenowana.
-To prawda. Zwierzęta potrafia wyczuć aurę magiczną każdego. Twoja jest niezwykle mocna. Wiele świata zwiedziłem, ale pierwszy raz spotykam kogoś takiego...
-Oby ta aura no coś się zdała!-uśmiechnęłam się przytulając się do smoka. Urósł do rozmiarów średniego psa. 
-Oby...-powtórzył lis kładąc się obok mnie. Po chwili spaliśmy jak kłody. I minęły dwa kolejne dni wyprawy.
<cdn.>

Od Amy

Wyszłam z zamku i szłam przed siebie, nawet nie wiedząc, dokąd idę. W ogóle nie znałam tych terenów, ale mało mnie to obchodziło. Chciałam uciec od tego ciągłego gwaru i hałasu w zamku, jacy tworzyli członkowie watahy. Nie widziałam tam miejsca dla siebie, wszyscy tacy weseli, że aż się rzygać chciało. Nie wiem, co mnie napadło, żeby tu dołączyć. Nie marudziłam na samotność, radziłam sobie w każdej sytuacji, więc po kiego diabła tu się pakowałam? Nigdy siebie nie zrozumiem. Cóż, może los tak właśnie chciał?
Przysiadłam na wywalonym pniu i patrzyłam się twardo w przestrzeń. Wszędzie drzewa i wkurzające ćwierkanie paru ptaków. Telekinezą rzuciłam w nie małym kamieniem i głosy natychmiast ucichły. Usłyszałam nagły trzepot skrzydeł i po zwierzątkach ani śladu. Świetnie, od teraz tylko cisza i spokój. Wyjęłam z kieszeni żyletkę i zbliżyłam ją do żyły. Wolnymi ruchami moja skóra przecinała się i wypływała z niej krew. Mogłabym na to patrzeć w nieskończoność, ale oczywiście ktoś mi to przerwał. Niedaleko siebie ujrzałam postać. Wiedziałam, że to członek watahy, bo gdzieś już mi ta twarz mignęła.

< Ktoś dokończy opowiadanie psychopatki? xD >

Wyprawa Alex'a Dzień 2 c.d

Po pokonaniu pierwszego ze strażników, byłem zadowolony. Nie wiem dlaczego ale byłem.
Wiedziałem, że Teurus zaczarował te tereny, aby wyglądały na pustynne, ale popełnił błąd. Z daleka można było zobaczyć lodowe kaniony. Są one nie zakryte, i widoczne z daleka. Nad nimi jest chmura z której pada śnieg.Błąkałem się przez tą pustynię, nie napotkałem już więcej lodowych węży ale nie miałem co pić i robiłem się coraz słabszy. Zobaczywszy kaktusa podbiegłem do niego, wyciągnąłem miecz i uciąłem górę. Wypiłem z niego sok, trzymałem kaktus i spojrzałem przed siebie. Ukazał mi się widok wielkich, białych lodowców. Upuściłem połówkę kaktusa i  skaleczyłem się.
-Auć!- Krzyknąłem.
Ruszyłem przed siebie, i zobaczyłem kanion. Zejście było oblodzone i zniszczone. No ale cóż, musiałem.
-Dobra, dobra. Powoli bo zaboli...- Mruknąłem
Kroczek za kroczkiem. Schodziłem coraz niżej, i niżej, i niżej... Zszedłem na dół! No... Można tak powiedzieć. Przede mną, a raczej pode mną były jeszcze z 2 piętra.
''W morde...'' - Pomyślałem. Zobaczyłem w kącie małego węża.

(CDN)

Od Luny d.c. Elias'a

Zanim zdążyłam pomyśleć wydałam z siebie niezamierzone słowa.
-Poczekaj!Nie przeszkadzasz mi...
Zerknął na mnie rumieniąc się lekko.Nic nie powiedział.
Szybko założyłam ubrania na mokre ciało i podeszłam do niego,a on zmierzył mnie wzrokiem jednak grze błyskawicznie spojrzał mi prosto w oczy nie tracąc już kontaktu wzrokowego.
-Przepraszam za Storma.
-Jak masz na imię?
-Luna,a ty?
-Elias.
Uśmiechnęłam się lekko do Elias'a,a Storm podszedł do niego i popchnął go pyskiem do wody.Wylądował z pluskiem.
-Storm!-krzyknęłam stojąc w osłupieniu.Elias jakoś stanął na nogach,lecz znów ogier go popchnął.Podbiegłam do chłopaka podając mu rękę.Elias skorzystał z pomocy i jakoś wyszedł ślizgając się po trawie.
-Bardzo przepraszam za Storma!
Spojrzeliśmy na ogiera który ruszył galopem w stronę chłopaka.
-Elias!-krzyknęłam przewracając go na ziemie,a sama oberwałam z kopyt przewracając się na kamień i przecinając skórę na ramieniu.
-Ał boli.
Upadłam na ziemię.Zerknęłam na Elias'a,który podbiegł do mnie,a Storm zaczął parskać dotykając głową moja ranę.

<Elias?Sorki za całość,ale nie miałam innych pomysłów...>

Od Alice d.c. Felix'a

Poszłam do siebie, wcześniej musiałam załatwić całkiem coś innego. Cała byłam przemoknięta...
Jutro być może znowu postaram się zabić.W sumie to nie wiem.. wszystko się okaże..Jeżeli mnie tamci zaczną ścigać, to możliwe, że mnie zabiją. A kuzyn jest już trupem..Hah przynajmniej tak się mogłam mu odwzajemnić za tamto.
Kiedy weszłam do swojego pokoju, od razu poszłam pod prysznic.. Zastanawiałam się czy się ciachać.. W końcu Felix widać..zauroczony w Riv po uszy..Mi to raczej pozostaje samotność.. Przejdzie mi to...Chyba.. Schowałam sztylet pod łóżko i przebrałam wszystko co było w krwi.Następnego ranka postanowiłam się przejść..Po prostu się wymknęłam. Kiedy spacerowałam sobie po lesie, czułam obcy zapach.. i wiedziałam że to oni..Zaczęłam biec..Ujawnili się.. Jeden z nich mnie zaatakował i to dość poważnie. Moje życie wisiało na włosku.

Od Alice - Zatopione Miasto

1.Przygotowanie .

Pewnego ranka spotkałam Blue.
-O cześć...
-Hej.. -przywitałam się z nią.
-Słyszałaś o wyprawach?
-Nie.. a można?
-Tak..chodź..wybierzesz sobie którą chcesz...-poszłam za nią...-Co powiesz na Zatopione Miasto?
-Chętnie.. można od zaraz?
-Tak.. ale musisz zebrać sobie informacje na temat tego miejsca...
-Chętnie....Jutro z rana znikam i idę na wyprawę..
-Dobrze Alice..Tylko przygotuj sobie brań ,bądź ostrożna i zdobądź kamień i uważaj na Krakena ...
-Okej.. jak to sie mówi kto nir zaryzykuje ten nie posmakuje..-to ja lecę się przygotować..
-Czekaj!..Dam ci mapę, i co się tam dzieje..musisz być ostrożna i czujna..Jak przeczytasz to zrozumiesz..
-Dzięki!-pobiegłam do siebie ...Zaczęłam czytać to co dała mi Blue..~Fajnie... muszę poprosić Eliasa o kwas aby zabić Krakena...em..wziąć broń i najlepiej liczyć się że zginę..a co tam...walić to.. żyje się raz ...-pomyślałam sama do siebie...Przygotowałam sobie miecz, kilka sztyletów ,spakowałam je do torby..poszłam do Eliasa..
-O cześć Elias..
-Cześć..
-Mam prośbę..
-Jaką?
-Masz może kwas do zabicia Krakena?
-Mam a co?
-Potrzebuję na wyprawę..
-Poczekaj już ci dam...-poszedł z poważną miną i wrócił z fiolką..-Musisz wlać mu to prosto do paszy...
-Tak wiem...dzięki... Lece się przygotować..-poszłam do siebie..
Zapadła noc ułożyłam się do spania, nie mogąc doczekać się wyprawy.

2. Rozpoczęcie wyprawy.

Obudziłam sie o świcie, szybko zebrałam się do porządku i wzięłam to co przygotowałam..fiolkę schowałam w bezpiecznym miejscu..
Kiedy wychodziłam napotkałam Felix'a
-A ty dokąd?
-Na wyprawę..-odparłam z uśmiechem i go ominęłam.
-Wróć żywa..
Nie odpowiedziałam tylko wyszłam..Według mapy muszę iść na północny-wschód.. Wędrowałam sobie tak z kilka godzin..Teraz powinnam dostrzec jaskinię, dzięki której się tam dostanę.Widziałam ją..była jakieś 300 m stąd..Spokojnie sobie do niej doszłam..Było już południe..Postanowiłam nie zwlekać i wędrować nawet w nocy. Kiedy weszłam do jaskini i szłam coraz głębiej zauważyłam bardzo głębokie jezioro....Najwidoczniej jestem, już na pograniczu z Zatopionym Miastem. , Ubrałam sprzęt do nurkowania...Wskoczyłam do wody..Zanurkowałam i szukałam przejścia.. Zanurkowałam nieco dalej i zauważyłam je...Powoli płynęłam zbliżając się do niego..W końcu zauważyłam zatopione miasto.Kiedy dostałam się do tego zatopionego Miasta byłam pod wrażeniem..Stwory które tam mieszkały zaczęły przeraźliwie wyć! Nagle pojawiła się przede mną istota..Tak to była ta ! Teraz trzeba stoczyć walkę i ja wygrać.To było wyzwanie..przyjęłam postawę.Postać rzuciła się na mnie.. Szybko zrobiłam unik w bok i ruszyłam na nią.. Biliśmy się zawzięcie pół godziny.... Wygrałam..Miałam zadrapania i kilka ran..Ale postać zrobiła się w stosunku do mnie bardzo miła..
~Szukaj kamienia i krakena...-zaleciłam. Stworzenie było dość takie fajne..prowadziło mnie..Kiedy doszliśmy moim oczom ukazał się wielki Kraken!!! Ta postać uciekła zostałam sama z tym gigantem..Wyciągnęłam miecz..Kraken próbował trafić mnie swoimi mackami. Starałam mu się uciec lecz w jednej chwili chwycił mnie i podniósł do góry..Ucięłam mu mackę i zarył jakby kogoś obżynali ze skóry. Szybko się uwolniłam ..Krakenowi na miejsce macki wyrosły aż dwie! Zauważyłam że siedzi na kamieniu.. Musiałam jedynie go wyprowadzić z tego miejsca ..
~E ty! Ty debilu goń mnie! -wypłynęłam jak najszybciej.. .Kraken chodź duży wyszedł przez niewielkie drzwi , byłam pod wrażeniem..Ale miałam za to więcej przestrzeni.. Miałam plan. Dałam mu się złapać macką.. Dzieliły mnie sekundy od śmierci , chciał mnie zjeść.....Wrzuciłam fiolkę do jego paszczy...Stwory zaatakowały jeden z nich wbił mi pazury w brzuch..Kraken padł....Tamowałam krwawienie pod wodą..dość trudne to było..Ale przyjazny stworek przyszedł.
~Młody leć po kamień.. przynieś mi go!-nakazałam .
Stworzonko poleciało..

3.Powrót

Kiedy postać przyniosła mi kamień Oragion, schowałam go do kieszonki..Istota owinęła się wokół rany, dzięki czemu nie traciłam tak dużo krwi.
Musiałam jedynie powrócić.. Wypłynęłam na powierzchnię.. Istota ta była zadziwiająca, wyszła na powierzchnie.. Usiadłam na brzegu..Wyjęłam kamień i schowałam go do plecaka.. Wracaliśmy się czułam się coraz słabiej...Prze teleportowałam nas z powrotem...I straciłam przytomność..Kiedy się obudziłam byłam w szpitalu..Stworek leżał koło mnie..
- Alice!-krzyknęła z uśmiechem Blue wchodząc do pomieszczenia gdzie się znajdowałam...-Zdobyłaś kamień i towarzysza..-zachichotała patrząc na mnie i na stworka który bacznie mnie pilnował..
-Tak..Powiem ci ..że bardzo pomocne jest takie stworzonko.. -zaśmiałam się lekko.
-Wracaj do zdrowia..-uśmiechnęła się..-gratuluję ci też że pokonałaś Krakena.. A teraz odpoczywaj..mam ważne sprawy na głowie..
-Rozumiem cię..i dziękuję.. -odparłam.Blue wyszła i zamknęła za sobą drzwi. W szpitalu spędziłam 2 tygodnie.. Potem wróciłam do siebie..

THE END

Od Felix'a d.c. Alice

Ruszyłem z powrotem do zamku, miałem dość uganiania się za nią jak na jeden dzień. Na szczęście już na nią w lesie nie wpadłem. Wszedłem do zamku niezauważony, w salonie - co ostatnio, bywało bardzo rzadko - nie było nikogo. Od razu ruszyłem na górę. Przynajmniej nie będzie się już cięła, jedyny plus z tej całej sytuacji i biegania po lesie. Poszedłem na dach..., na szczęście zaczęło padać i byłem pewny, że nikt tam nie pójdzie. Siadłem, po jakimś czasie zobaczyłem jak Alice wchodziła do środka. 

Od Alice d.c. Felix'a

Podpisałam traktat...
-Lestrum jakito * - powiedziałam.
-Nigetro ivetrente...* -odarł i zniknął. W traktacie było napisane po pradawnym demońsku. Zrozumiałam jedynie nie że po śmierci nie będzie mnie to obowiązywać.. ..Wiem głupie to było ale co poradzę... i tak mam już przerąbane.. Inaczej miałabym jeszcze gorzej..Czyli prześladowana ...Wzięłam naszyjnik....Zakopałam go w tym miejscu gdzie trzeba było wraz z fiolką krwi kuzyna (nie podpisałam się swoją..tak..pozory mylą) . Demon skapnął by się gdybym ją miała cały czas przy sobie..
-Alice..-lekko się wzdrygnęłam.Odwróciłam się i zauważyłam Felix'a
-Co chcesz?-zapytałam.
-Wiesz co zrobiłaś?
-Tak podpisałam traktat ....I tak będę mieć przerąbane więc...
-Nom.. jedynie chce cię ostrzec ze masz jeszcze bardziej przerąbane..
-Ale musisz przyznać ze upozorowanie przecięcia ręki była prawie realistyczne..
-Co?-zdziwił się..
-Podpisałam traktat krwią kuzyna..
-Ale jak?!
-Pozory mylą..-zmieniłam się w wilka i odeszłam.. To że byłam przebiegła to nie moja wina..Duszy nie sprzedam demonom..ale kuzyna tak..I tak go nienawidzę.. Sama bym go zabiła...
(Cd.Felix? mi nie :> )

Tłumaczenie:
Lestrum jakito* -idź już stąd
Nigetro ivetrente...* - jak sobie życzysz...

Reklama

Witam, jeśli chcielibyście zareklamować tutaj jakiś blog uznajemy zasadę: reklama za reklamę. 

Wysyłajcie linki do karolina230301 na howrse. Wrzucę waszą reklamę na pasek z boku z blogami, jeśli na waszym blogu także pojawi się reklama watahy. 

Od Felix'a d.c. Alice

Ych..., nienawidzę upartych ludzi, co jest ironią gdyż też taki jestem. Dość, że denerwująca to jeszcze uparta i trzeba za nią latać. Po chwili wypałem z lasu. Zobaczyłem najpierw jakieś trupy, które nie zrobiły na mnie większego wrażenia, później jakiś domek, a przy nim Alice i jakiś demon. Ups.., chyba jej przeszkodziłem w podpisywaniu traktatu.., no nie ważne. Siadłem sobie pod drzewem i to obserwowałem. Niech sobie podpisuje w końcu to jej życie, nie moje. Jak chce jej się to podpisywać to bardzo proszę. Parę razy przed oczami przemknęła mi śmierć ale widocznie zajęta. Na szczęście nie widoczna dla ludzi. Alice prawdopodobnie to podpisała. Nie ruszyłem się z miejsca, nie chciało mi się znowu z nią kłócić i za nią biec. Albo może z drugiej strony przyjemnie patrzało się na te truchła?

< Alice? Sorka, ale mnie wena nie dopisuje>

Od Anne d.c. Canis

- Ych..., Felix masz przestać i to już! - wrzasnęłam poirytowana jego zachowaniem
- Musisz się zawsze we wszystko wtrącać jak małe dziecko? - odpowiedział
- Tak - mruknąłem i odepchnęłam go.
Zamiar był taki, że miał się wywalić, a tylko się odchylił.
- To może zrobimy tak: Skoro tak bardzo chce stąd odejść to ją Anne odprowadź do granic, a ja sobie pójdę - zaproponował
- Może być - odpowiedziała dziewczyna.
Felix zmienił się w człowieka i zniknął. Też się zmieniłam.
- Nie cierpię jak się tak zachowuje - burknęłam
- Zawsze tak ma? - zapytała zmieniając się w człowieka
- Ta..., najczęściej... - odpowiedziałam
Kiwnęła głową.
- Ale podobno jesteśmy podobni z tego co słyszałam  - powiedziałam
- Serio? - zapytała lekko zdziwiona
- Tak.., ale w końcu to mój starszy braciszek - odpowiedziałam bez większego entuzjazmu

< Canis?>

środa, 29 stycznia 2014

Od Canis d.c. Anne

- Canis - warknęłam - A wy? - spojrzałam kątem oka na nową poznaną "koleżankę".
- Felix - powiedział oschle. Nawet nie spuścił ze mnie swojego przenikliwego wzroku.
- Anne - dodała nieco łagodniejszym tonem dziewczyna tak samo się mi przypatrując.
- Dobrze. Jak wcześniej mówiłam idę przed siebie, więc pozwólcie mi stąd odejść - warknęłam już lekko poirytowana zaistniałą sytuacją.
Zrobiłam kilka kroków wymijając parę stojąco naprzeciwko mnie, gdy nagle ów wilk, który uwziął się na mnie i groził śmiercią zagrodził mi drogę, stając naprzeciwko mnie... znów.
- Chyba nie sądzisz, że cię teraz tak puścimy wolno - wycedził gniewnie przez zęby.
- Tak, tak sądzę - zawtórowałam mu tym samym.
- Ej spokojnie - wtrąciła się Ann.
- To się grubo mylisz - szczekną wystawiając wszystkie swoje kły.

<<Anne? Help XD Nie gniewasz się za pseudonim?>>

Od Alice d.c. Felix'a

Przetarłam łzy i wzięłam głęboki wdech.
-Alice kim był ten Chris?-zapytał po chwili kiedy się nieco uspokoiłam.
-Nie mam ochoty o nim rozmawiać...
-Zrobił ci coś złego?
-Możliwe ale na prawdę ..
-Dobrze.. nie będę cię już męczyć..-wciął mi się w słowo.
Powoli wstałam.. przypomniałam sobie ze moja mama miała naszyjnik a pełnia się zbliżała ,..Jeżeli nie zdołam go zakopać to będę mieć przerąbane. Przemieniłam się w wilka i zaczęłam biec.
-Alice!- też siłę zmienił i zaczął biec za mną.
~Mam coś ważnego do załatwienia...Muszę to zrobić sama..
~ A jaką mam pewność ze nie będziesz chciała się zabić?
~ 90%
Skoczył na mnie , po prostu obezwładnił.
-Puść mnie... mam mało czasu.
-Nie.. lepiej powiedz o co ci chodzi...
-Mam coś na prawdę osobistego do załatwienia.. Nie chcę cie mieszać w tą sprawę..
-A wrócisz żywa?
-Nie obiecuję... Mogą mnie zabić...
-Więc idę z tobą...
-Felix proszę cię.. -uwolniłam się od niego..-Nie chcę ryzykować..
-A od kiedy ty taka...?
-Od zawsze..-i uciekłam mu.
Musiałam użyć swojej mocy super szybkości inaczej nie zdołam zakopać naszyjnika.On skrywa w sobie demona który służy jedynie silnym..Mojej mamie był wierny. Kiedy dobiegłam na miejsce i zobaczył totalne pustkowie , wszystko było jak w dniu totalnej rzezi.
Pobiegłam do domku gdzie mieszkała moja mama i panicznie szukałam naszyjnika znalazłam go i wybiegłam na dwór. Nie zdołałam ...Naszyjnik zaczął świecić , kiedy rozbłysnął przede mną pojawił się demon...Znałam pradawny demoński no ale 10 lat temu go używałam jak z nim rozmawiałam..On nieco mieszał z innymi jeżykami ale tym razem nie.
-Jakitane katisku madre troskda *-odparł.
-Ja też....Co mam zrobić....?
-Iwatege na tasake *
-Po co?
-Opatreko na kacita trako la me drum *
-Musze..?
-Itakataczi*
-Jak?
-uramasika kata ratiza ma trumba *
-A jak tego nie zrobię?
-Higa Kasatu*
Lekko westchnęłam ... wyjęłam sztylet...
-Kalikaczi ke tero la subre ma trente? *
-Nie.. ten ktoś o tym nie wiem..a po pierwsze .Widziałam go z inną.. -byłam świadoma ze Felix tego słucha..ale chyba nie rozumiał pradawnego demońskiego.
-Dee ....katsu Iwategesess na tasake...*
Przecięłam rękę i nim kropla krwi zdołała polać się po papierze..usłyszałam wołanie Felix'a ...

Tłumaczenie:
*Jakitane katisku madre troskda - długo cię nie widziałem..
*Iwatege na tasake - podpisać traktat
* Opatreko na kacita trako la me drum - Po to aby nie było nieporozumienia
* Itakataczi - musisz...
*uramasika kata ratiza ma trumba - musisz podpisać się własną krwią..
*Higa Kasatu -zabiję cie..
*kalikaczi ke tero la subre ma trente? - zakochałaś się w kimś kto o tym nie wie?
*Dee ....katsu Iwategesess na tasake... - Rozumiem.. szybciej podpisuj ten traktat...
(Cd.Felix? mam wene!! <3 )

Od Willow d.c. Marcus'a

-Mam nadzieję, że same dobre rzeczy!-zaśmiała się Iris.
-Jasne!-przyznałam żeby nas za bardzo nie pogrążać Bo co niby miałam powiedzieć? "Właściwie to przed chwilą ogłosiłam, że zabiję twojego brata"? Ujrzała nasze zakłopotanie i strach pomyśleć co sobie pomyślała. Spochmurniała na twarzy.
-Chyba wam nie przeszkadzam?-zapytała mrużąc oczy złośliwie.
-Nie, dlaczego?-zaniepokoił się Marcus. Wzruszyła ramionami.
-Jeśli chcecie pobyć sami, to mogę iść-kontynuowała.
~Wytłumacz się jej! Ja was zostawiam-przesłałam Marcusowi myśl.
-O nie! To ja idę-odparłam odbiegając kawałek. Odwróciłam się jeszcze machając im na pożegnanie.
-Dobranoc Iris! Dobranoc bracie!- krzyknęłam i teleportowałam się do zamku.

<Marcus? Iris?>

Od Rinevy do Felix'a

- Chodźmy do środka.- powiedziałam zachrypniętym głosem.
Felix kiwnął głową i poszedł za mną. Weszliśmy do salonu na parterze, oboje jacyś tacy nieobecni. Felix usiadł na kanapie, a ja oparłam się o kant pieca. Świece jeszcze się paliły, a herbaty już dawno stały się zimne. Spojrzałam na chłopaka. Widać było, że był po tym wszystkim wyczerpany.
- Idź się połóż.- powiedziałam.
- Co?- spytał zamyślony.
- Idź się połóż.- powtórzyłam.
Westchnął i wstał, a kiedy koło mnie przechodził, dotknęłam jego ręki. Obejrzał się tylko i poszedł. Byłam jeszcze w takiej pozycji przez parę minut, po czym wylałam zimną ciecz do zlewu i zgasiłam świece.

Od Anne d.c. Canis

- Co tu robisz? - zapytałam dość spokojnie
Warknęła i widząc mnie zrobiła krok w moim kierunku, jakoś mnie to nie ruszyło.
- Zmień się łaskawie w człowieka i odpowiedz - powiedziałam
Zmieniała się ale widocznie niechętnie.
- Idę przed siebie - odpowiedziała chłodno
Podrzuciłam nóż i schowałam, ale równie dobrze mogłam nim w nią rzucić.., no cóż..., czasem mam dokładnie takie same odruchy i uczucia jak Felix. Z jednej strony to dobrze z drugiej to nie powód do dumy.
- Nie wyglądasz na głupią, powinnaś zauważyć, że to tereny watahy, nie wolne - odpowiedziałam jej
- Może i zauważyłam, co z tego? - odpowiedziała
Koło mnie zeskoczył z gałęzi Felix. Przewróciłem oczami.
- To, że jeśli sobie Ciebie tu nie życzymy, to mogę Cię bez problemu zabić - powiedział i uśmiechnął się drwiąco
Znów zmieniła się w wilka i zaczęła warczeć, Felix powtórzył jej gest.
- Idź gonić za kuropatwami - mruknęłam
Zignorował mnie patrząc dalej na dziewczynę przenikliwie, która nie była mu dłużna. Miałam wrażenie, że zaraz wybuchną śmiechem jak dawni znajomi i zaczną o czymś rozmawiać, chodź na to się nie zapowiadało, bardziej wyglądali jakby chcieli się na siebie rzucić. Też zmieniłam się w wilka.
- Kim jesteś? - zapytał dziewczynę jak zwykle śmiertelnie poważny

< Canis?>

Od Felix'a - Wyprawa po zegarek czasu

Dzień 1 

Kiedy Blue ogłosiła te wyprawy od razu znalazłem najbardziej przydatny przedmiot. Nie musiałem się długo się zastanawiać. Następnego dnia byłem już gotowy do drogi. Zamieniłem z Blue jedynie dwa słowa i wyszedłem. Nie lubiłem żegnać się trzy godziny z każdym poza tym była dopiero 4 rano. Poza tym przecież i tak wrócę za kilka dni. Wsiadłem na pegaza i jeszcze przed wschodem słońca wzleciałem w górę. Leciałem dość długo według instrukcji. Po dwóch godzinach lotu dotarłem do pustyni.  Wylądowałem i zsiadłem z konia.
- Ty tu zostaniesz - powiedziałem do niego zbierając swoje rzeczy.
Niezbyt lubił pustynne środowisko i wiedziałem o tym, sam nie byłem do tego pozytywnie nastawiony, ale było warto. Po kolejnych 10 minutach szedłem już rozgrzaną pustynią. Denerwowało mnie słońce, cały czas palące od góry i piasek, który utrudniał marsz oraz wchodził do butów. Wokoło nie było nic, tylko piasek, parę skał i zwiędłych krzaków. Pocieszałem się faktem, ze słońce jest już coraz niżej. Nie zatrzymywałem się ani na chwilę bo zwyczajnie nie potrzebowałem. Niedługo później na horyzoncie zobaczyłem tańczący piasek.
- Jeszcze tego brakowało - westchnąłem ale ruszyłem dalej
Po pół godzinie moim oczom ukazała się burza piaskowa. Dalej szedłem przez siebie, nie było nic widać, nawet na wyciągnięcie ręki. Usłyszałem jakiś szmer. Koło mnie uderzyła jakaś maczuga. Odwróciłem się momentalnie. To co zobaczyłem jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Nie dość, że nic tu nie widać jeszcze muszę walczyć z piaskowym golemem. Dobiło mnie gdy przypomniałem sobie, że one trzymają się w grupach. Z trudem uniknąłem maczugi, która uderzyła w dokładnie to miejsce gdzie stałem. Wyciągnąłem miecz. Wbiłem najbliższemu miecz w nogę. Wyciągnąłem była jak z kamienia. Ułamała się, niestety na moich oczach odrosła bardzo szybko, przejrzałem w głowie resztę informacji o golemach. Odskoczyłem przed maczugą i wbiłem miecz w okolice gdzie powinien mieć serce. Golem się rozpadł. Uniknąłem maczugi i drugi skończył tak samo. Burza nieco ustała. Wyskoczyły kolejne dwa. Skończyły tak samo.
Musiałem rozprawić się tak z około tuzinem, wtedy burza ustała. Słońce chyliło się już ku zachodowi postanowiłem przenocować w jednym miejscu. Położyłem się na jakąś większą skałę, nagrzaną od słońca. Po chwili zrobiło się dość zimno, gdy tylko słońce zaszło.


Dzień 2

Następnego dnia ruszyłem krótko po świcie. Po godzinie marszu doszedłem do wielkiej dziury w ziemi. Miała około 10 metrów średnicy, a prowadziła do długiego korytarza. Był on również dziurą o średnicy 4 metrów. Zeskoczyłem na dół i ruszyłem dalej w kierunku północnym. Wszędzie widać było kryształy rozświetlające korytarze.
Szedłem długo, a korytarz zdawał się nie mieć końca. Korytarz wił się i schodził w dół. Co jakiś czas pełzł koło mnie jakiś wąż, lub przelatywały nietoperze. Po chwili zaczęło się coś podobnego do trzęsienia ziemi. Jedna ze ścian wyglądała jakby coś chciało się przez nią przebić. Odsunąłem się i wyciągnąłem sztylety. Wyskoczył na mnie jakiś..., no właśnie, co to było? Wyglądało jak połączenie kreta i człowieka. Miało wielkie kły jak dzika i żółte, świecące ślepia. Ryknęło przeraźliwie i rzuciło się na mnie.
- Super..., o tym czymś nie było ani słowa - mruknąłem unikając ciosu ostrych jak brzytwa pazurów.
Rozciąłem plecy tego stwora. Zaryczał przeraźliwie. Z tuneli, który zrobił wyskoczyło jeszcze parę podobnych do niego stworów. Nie miałem ochoty ani czasu się teraz z nimi tłuc. Zmieniłem się w wilka i tyle mnie widzieli. Ruszyłem biegiem dalej korytarzem. Niestety te paskudztwa okazały się szybsze niż można sobie wyobrazić i szybko mnie dogoniły. Rzucił się na mnie jeden z trudem zrobiłem unik. Wyhamowałem i zmieniłem się w człowieka, miałem już broń w rękach. Trudno było odpierać ataki czterech potworów, ale jakoś dawałem radę. Przeszyłem jednego bronią i padł na ziemię. Pozostałe ryknęły wściekle. Dalsza droga była pusta więc rzuciłem się biegiem w tamtą stronę. Po chwili widać było rozwidlenie. Ruszyłem w prawo bez dłuższego zastanawianie, ponieważ nie było na to czasu. Zanim się zorientowałem przede mną wyrosła ściana. Zatrzymałem się. Jednak porządek z tymi potworami musiałem zrobić najpierw. W sekundzie wypadły zza zakrętu. Najpierw przeciąłem pysk najbliższemu. Przeskoczyłem nad resztą. Zostały dwa. Pierwszy rzucił się na mnie i sam nabił się na sztylet. Odrzuciłam martwe ciało i wstałem. Został jeden, który widocznie kipiał złością. Zaryczał i rzucił się na mnie. Też ruszyłem na niego. Z trudem uniknąłem jego pazurów i przeszyłem go sztyletem. Schowałem broń i ruszyłem z powrotem. Na rozwidleniu stwierdziłem, że trochę odpocznę.

Dzień 3

Przespałem może godzinę lub dwie po czym ruszyłem dalej, tym razem w lewe rozwidlenie. Nie szedłem długo gdy moim oczom ukazała się plątanina dróg - to czego szukałem. Broń szybko wskoczyła mi w ręce. Ruszyłem powoli korytarzami, każdy przeskok na ścianę coraz bardziej mnie drażnił. Nagle przede mną pojawił się portal i.... nic się nie stało. Nic, po prostu był. Zatarasował przejście. Dał się słyszeć ryk, aż zabolały uszy. Cofnąłem się parę kroków i tylko to uchroniło mnie od wpadnięcia wprost do paszczy wielkiego robaka. Jego wielkie cielsko przesunęło się tuż koło mnie.
- Czyli strażnik..., najpierw trzeba go wykończyć... - mruknąłem pod nosem
Wbiłem sztylety w grzbiet Midena. Od razu pociągnęło mnie za nim. Z trudem się utrzymałem. Sunął korytarzem, ledwo się mieściłem w nim razem z tą bestią. Miał na sobie strasznie grubą skórę, chodź by pancerz. Z trudem wyciągnąłem jeden sztylet i wbiłem nieco dalej. Po czym z drugim zrobiłem to samo. Zacząłem wędrować tak w kierunku głowy tego potwora. Utrudniała to nie tylko gruba skóra, do której trudno było wbić sztylety ale także pęd. Mimo, że robak był wielki nie był ani wolny ani ociężały. Nie wiem ile zajęła mi ta "wspinaczka". Po chwili znów wypadliśmy na labirynt dróg. Byłem już niedaleko. Wbiłem mu sztylety w... chyba głowę, ale cały wyglądał identycznie. Zaryczał i uniósł się. Z trudem złapałem równowagę, ale na krótko, runąłem w dół. Rzucił się na mnie. Ominąłem zęby w jego "paszczy" ale trafiłem do jego przełyku. Smród przyprawił mnie o mdłości. Byłem jednocześnie zadowolony i bliski zwrócenia nikłego śniadanie, którego opisem konsumowania się tutaj nie podzieliłem. Chwyciłem mocniej sztylet i wbiłem w brzuch bestii. Zacząłem rozcinać go od środka. Potwór wił się i wyginał. Coś strzyknęło mi w żebrach. Syknąłem.
- Jeszcze tego brakowało - przyśpieszyłem cięcia.
Po chwili przestał się ruszać. Wykopałem sporą płytę pancerza i wyszedłem z truchła ten obrzydliwej bestii.
Wokoło nie było już labiryntu dróg. Było tylko parę prowadzących do samego centrum. Ziemia się zatrzęsła. Ruszyłem biegiem w tamtym kierunku. Na podwyższeniu leżał zegarek. Przeszkadzał mi ból w żebrach, który starałem się ignorować. W ostatniej chwili złapałem zegarek i wszystko zaczęło się walić. Nacisnąłem guzik jak na stoperze - czas stanął. Ruszyłem powoli do wyjścia. Kiedy stałem znowu na piasku, a nade mną rozpościerało się gwieździste niebo nacisnąłem znowu przycisk i czas ruszył dalej. Dwa kilometry dalej piasek się zawalił, zobaczyłem to tylko dlatego, że była tam wydma, która szybko zniknęła i czemu towarzyszył okropny trzask. Postanowiłem chwilę odpocząć i następnego dnia ruszyć dalej.

Dzień 4

Ruszyłem dość wcześnie rano, wraz ze wschodem słońca, które nie dawało mi spać. Nie było to zbyt łatwe, dalej kuło mnie w żebrach. Szedłem przez to dość wolno. Nagle osunął się pode mną piasek. Z trudem się zatrzymałem. Dziura wyglądała jak lejek. Na dole pojawiło się..., coś..., nie miałem pojęcia co to było. Było wielkie, szare, widocznie z grubą skórą. Miało wielkie szczypce i oczy jak wąż, dość małe. Zastanawiałem się szybko jak stąd wyjść. W tym czasie to coś zaczęło się wiercić, a piasek osuwać. Zacząłem zsuwać się w dół. Po chwili potwór otworzył także wielką paszczę pełną ostrych zębów. Chciałem wyciągnąć broń, ale stwór złapał mnie szczypcami za ręce. Zaciskał je powoli coraz mocniej. Próbowałem się wyrwać. Aż w końcu coś chrupnęło mi w lewej ręce. Poczułem straszny ból. Walnąłem to coś nogą w łysy łeb. Puścił. Teleportowałem się szybko poza lejek i zakląłem pod nosem. Zobaczyłem linie lasu. Po niecałej godzinie doszedłem do pierwszych drzew. Zagwizdałem na pegaza. Po chwili przyleciał. Wsiadłem na niego z niemałym trudem. Kiedy wylądowałem z trudem zsunąłem się z konia. Dopiero zauważyłem, że na ręce mam skrzep krwi. Odprowadziłem konia i z trudem jedną ręką rozsiodłałem.  Kiedy wszedłem do zamku nikogo nie było ale Elias od razu do mnie doskoczył. Prawie krzyknąłem tak nagle się pojawił.
- Weź nie strasz - powiedziałem ruszając na górę
- Wyglądach jak siedem nieszczęść! - krzyknął i zaczął prawić mi kazanie
- Ta.., chodź mi coś zrobić z tą ręką bo mi przeszkadza - przerwałem mu w pół zdania
Poszliśmy do skrzydła szpitalnego. Nastawił mi rękę i nie wiem po co ale zszył.
- Lepiej jeszcze Cię zbadam... - stwierdził
- Nie, nie ma po co - odpowiedziałem
Starałem się wstać, ale tylko syknąłem i siadłem z powrotem. Elias mnie dalej zbadał.
- Nie ma po co?! Masz złamana dwa żebra! - wrzasnął
- No...., to nic takiego - odpowiedziałem
- Kładź się i nie dyskutuj - odpowiedział
Tak poleżałem tam dobre dwa tygodnie, więc ta opowieść powinna się raczej nazywać "Jak pokiereszowali mnie, że dwa tygodnie leżałem w skrzydle szpitalnym".

Koniec

wtorek, 28 stycznia 2014

Od Rinevy do Blue, Felix'a i Alex'a

- Twój brat?- ledwie usłyszałam swój głos w brzmiącej ciszy.- Czyli... Mój też.
Dobra, wiedziałam, że mam jednego brata, tę wiadomość przetrawiłam szybko, ale, że mam drugiego i to, jak widać najstarszego, bardzo mnie zdziwiło. Próbowałam sobie go przypomnieć. Z całych sił. I w końcu wyszło. Przypomniałam sobie!
- Sauron!- krzyknęłam i wybiegając, przytuliłam go.
- Kopę lat siostrzyczko.- uśmiechnął się, odwzajemniając uścisk.
Odsunęłam się od niego i spojrzałam raz na niego, raz na Alex'a.
- Jesteście tacy podobni.- stwierdziłam.- Ale Sauron przystojniejszy.
Razem z Blue, Felixem i Sauronem padaliśmy ze śmiechu, widząc naburmuszoną minę naszego Alfy.
- No już dobrze, przepraszam. Przecież wiesz, jak uwielbiam się z Tobą droczyć.- uśmiechnęłam się i poczochrałam mu włosy.

< Kto teraz? xd >

Od Rinevy do Mitsui

Usiadłam i oparłam się plecami o drzewo. Przymknęłam oczy i nabierałam powietrze całymi płucami. Położyłam rękę na ziemi, a pod palcami czułam delikatny, zimny puch. I nagle ni z tego ni z owego usłyszałam szelest w krzakach. Otworzyłam szybko oczy i wpatrzyłam w miejsce, skąd dochodził dźwięk.
- Słyszałaś to?- zwróciłam się do Mitsui.
Dziewczyna przytaknęła. Zmieniłam się w wilka i ruszyłam w stronę krzaków. Nie minęła sekunda, a skoczył na mnie ogromny basior. Nie byłam przygotowana, więc przygniótł mnie do ziemi.
- Zgubiłeś się, piesku?- warknęłam do niego, bo rozpoznałam, że był z Watahy Śmierci.
- Nie, przyszedłem się pobawić z takimi słabiutkimi dziewczynkami, jak wy.- odpowiedział sarkastycznie.
- To chyba pomyliłeś trasę, cwaniaczku.- usłyszałam głos Mitsui.
Po chwili byłam uwolniona spod jego uścisku, za to ona była w tarapatach. Walczyli zawzięcie i trudno było mi wyhaczyć moment, kiedy wilk będzie z brzegu, by na niego skoczyć. W końcu udało mi się i obie, po krótkim czasie, powaliłyśmy go na ziemię.

< Mitsui? >

Od Elsy d.c. Mitsui


-Ślicznie-powiedziałam z uśmiechem-ja niestety umiem tylko psuć
W jednej chwili drzewo które pomalowała zamroziło się nie było już liści lecz lód i pełno śniegu.
-Na pewno jest coś w tym zabawnego i ładnego-powiedziała i podeszła bliżej
-Mitusui gdzie jestem jest wieczna zima, co mogę dobrego przynieść ze swoja mocą?Zamrozić całe tereny watahy?-spytałam i odwróciłam wzrok
-Elsa nie bój się, to strach...To przez niego wszystko zmienia się w lód-powiedziała
Nie odwracałam wzroku parę łez spłynęło mi po policzku.
-Jestem tylko zagrożeniem-powiedziałam
-Nieprawda.Nieprawda. Elsa spójrz na mnie.-powiedziała i próbowała podnieść mój podbródek tak abym spojrzała na nią.
-Nie chcę ci ani nikomu zrobić krzywdy-powiedziałam chłodno-Więc proszę odsuń się
Dziewczyna szybko się odsunęła.
-W każdej mocy jest coś pięknego,dobrego trzeba tylko to odkryć-powiedziała
Potrząsnęłam głową.A może miała racje jednym gestem dłoni na ziemie zaczął spadać śnieg.Dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia.
-Patrz na to-uśmiechnęłam się
http://i.crushable.com/wp-content/uploads/2013/12/Frozen-Elsa-Let-it-Go-snowflakes.gif
-A nie mówiłam że każda moc może być ładna?-spytała mnie
-Moja nie.Moja zabiła mi prawie siostrę-powiedziałam znów tym samym lodowatym tonem
Coraz więcej śniegu zaczynało spadać.Po paru minutach było go już po kostki.
-No niezłą zimę robisz-zaśmiała się
Uśmiechnęłam się do niej po czym jednym ruchem ulepiłam bałwana.
http://24.media.tumblr.com/89564cd770cd112d2a4700d1f9280732/tumblr_my63rxkkLy1rnr4rko1_500.gif
-I co nadal uważasz że jest niebezpieczna-spytała mnie
Uśmiechnęłam się lecz nagle przed oczami przeleciało mi wspomnienie (https://www.youtube.com/watch?v=MBpHiVLEH6g)
-Tak-powiedziałam i odwróciłam się
<Mitsui?>

Od Marcus'a d.c. Willow

- Uspokój się - bąknąłem
- Niby czemu?! - wrzasnęła
- Ja mam i tak gorzej - mruknąłem z przekąsem
- serio? - przewróciła oczami
- Iris to jego siostra - powiedziałem
- Ta z naszej watahy? Co z tego? - otworzyła oczy ze zdumienia
- To.., że...., no..., ja ją lubię.... - nieco się za jąkałem
Willow parsknęła śmiechem
- Z wzajemnością? - zapytała dalej rozbawiona
Nieco niezauważalnie kiwnąłem głową. Powstrzymała śmiech.
- No okej..., i co? - zapytała
- My nie możemy być razem, dziedziczenie tronu jest bardziej skomplikowane, ale wyjaśnię Ci to tak, że bardziej im się opłaca twoje małżeństwo - dalej mówiłem nieco ponuro
W drzewach coś zaszeleściło. Wyskoczyła na nas Iris.
- Mówiliście o mnie? - zapytała
- Może troszkę - uśmiechnąłem się do niej.

< Willow, Iris?>

Od Willow d.c. Marcus'a

-Marcus?-zaczęłam.
-Hę?
-Czy Ci faceci wrócą?-spytałam.
-Prędzej czy później, wrócą. Na pewno. I to w większej ilości niż ostatnio.
-Chcą naszego królestwa, prawda?
-Też-odparł krótko.-Domyśl się czego jeszcze...
-Skoro pobiegli wtedy za mną, a Ciebie zostawili, choć mogli Cię zabić,czyli...-zamyśliłam się na chwilę.
-Chcieli czegoś ode mnie, ale nie rozumiem czego!-powiedziałam nerwowo. Marcus milczał.
-Miranda nie ma zbyt dużej mocy magicznej, więc nie chodzi tu o siłę, a nic innego nie przychodzi mi do głowy.
-No pomyśl...-zwrócił się do mnie brat. Był bardzo poważny.-Czego mogą chcieć od księżniczki?
Wytrzeszczyłam oczy. "Nie, tylko nie to!"-pomyślałam.
-Małżeństwa...-wyszeptałam.-Tyle, że jak chcieli mnie porwać to miałam zaledwie dwa lata!
-Ich książę, kiedy zobaczył Cię po raz pierwszy miał cztery. Od tamtej pory chce ciebie poślubić-odpowiedział Marcus.
-Zabiję go!

< Marcus?>

Od Marcus'a d.c. Willow

- Nie.., ależ skąd.. - powiedziałem - Ja Cię na prawdę lubię...
- Serio? - zapytała lekko zdziwiona
- Tak - powiedziałem i wzruszyłem ramionami - Powinnyśmy chyba już lecieć z powrotem
- Jasne - kiwnęła głową
Ruszyliśmy do stajni smoków i po chwili lecieliśmy już z powrotem. Nie rozmawialiśmy za dużo, ale jak dla mnie nie było o czym. Wylądowałem przez stajnią. Zeskoczyłem i podałem Willow rękę. Zeskoczyła z pomocą. Mój smok zaraz zniknął w swoim boksie. Zaczekałem na nią, kiedy zanosiła swojego śpiącego do jego boksu po czym ruszyliśmy do zamku.

< Willow?>

Od Willow d.c. Marcus'a

Świetnie! Już myślałam że może w Krainie Lodu znajdę normalną rodzinę. Błąd!
"Chociaż..."-pomyślałam spoglądając na Marcusa.-"Jest jeszcze ktoś..."
-Chodźmy!-powiedziałam uśmiechając się lekko. Chwyciłam go za rękaw i biegnąc do wyjścia. Zlustrował mnie wzrokiem zaskoczony.
-Nie jest Ci przykro?-zapytał.
-Oczywiście, że jest-odparłam patrząc w bok.-Ale mam jeszcze Ciebie!-dodałam z uśmiechem.
-Ale...-zaczął niepewnie.
-Jeśli nie chcesz mnie za siostrę, to dam sobie radę sama-wyrzuciłam z siebie szybko słowa, które dręczyły moje myśli juz od jakiegoś czasu.
<Marcus?>

Brawo!

Mamy już ponad 10 000 wyświetleń! A w tym miesiącu także ponad 150 postów! Brawo, tylko tak dalej :)

~Felix/karolina230301

Od Felix'a d.c. Alice

- Po prostu super - mruknąłem do siebie i powoli ruszyłem za nią - Czemu ja mam zawsze ja mam tak przejebane 
Szedłem dość długo za Alice. Normalnie zostawiłbym ją w spokoju, ale kto wie co znowu może jej strzelić do głowy. Po jakimś czasie zobaczyłem ją. Widać było, że płakała. Siedziała pod drzewem. Kucnąłem koło niej. 
- Nie płacz - powiedziałem i podałem jej chusteczkę. 
Podniosła na mnie wzrok. Wymusiłem uśmiech. Pokiwała głową i wzięła chusteczkę. Odchyliłem się do tyłu i siadłem na ziemi. 
- Po co tu siedzisz? - zapytała 
- Wolę tu trochę posiedzieć i poczekać aż się uspokoisz bo jeszcze znowu się potniesz - odpowiedziałem 

< Alice?>

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Od Canis

Noc. Ciemna. Zimna. Noc, a na dodatku w lesie.
Szłam przed siebie od dobrych kilku godzin. Nie mogę się zatrzymać powtarzałam sobie w myślach. Jeśli się zatrzymasz może cię coś zabić, albo ktoś. Mimowolnie kąciki moich ust powędrowały do góry.
Drogę oświetlał mi księżyc wraz z milionami pięknych gwiazd. Noc nie była zimna, plus dla mnie. Gdzieniegdzie słychać było pohukiwanie sów, a gdzie indziej stukot kopyt stad małych sarenek.
Przedzierałam się przez różne krzaki od jakiś kilkunastu minut. Trud był opłacalny. Po drugiej stronie zarośli zobaczyłam małe źródełko, z którego płynęła krystaliczna woda.
Bez namysłu przemieniłam się w wilka. Taa skutek uboczny mieszkania przez dwa lata w lesie. Twoja pod świadomość mówi, że jesteś wilkiem w takich sytuacjach, a szósty zmysł wyostrzył się jeszcze bardziej. Zapominasz, że jesteś też człowiekiem.
Zanurzyłam pysk w wodzie, która była zimna jak lód. Mówi się trudno. Piłam powoli. Mimowolnie spojrzałam na taflę wody w której zobaczyłam odbicie czyjeś postaci, która trzyma w ręku duży ostry nóż i ukrywa się w cieniu. Przewróciłam oczami i skupiłam się na wodzie, której teraz najbardziej potrzebowałam. Ktoś sobie tam stoi i chce cię zabić, a ty sobie spokojnie pijesz wodę mój głosik wewnętrzny przemówił.
Wytrzeszczyłam oczy i gwałtownie oderwałam się cieczy, robiąc przy tym kilka kroków do tyłu. Popatrzałam na nieproszonego gościa, który chyba miał ze mnie niezłą polewkę. Osoba cały czas była w cieniu.
Najeżyłam się i wystawiłam kły. Osobnik tylko na to prychnął i mocniej ścisnął nóż wychodząc ze swojego ukrycia.

<<Ktoś dokończy?>>

Od Alice d.c. Felix'a

-I tak to nic nie zmieni...-westchnęłam.
-A czemu chciałaś się zabić?
-Mam ku temu poważniejsze powody..I jest ich kilka..ale nie powiem ci o nich..- Szłam sobie dalej. Felix chwilę się zamyślił.. Ja myślałam gdzie by się udać i co zrobić..Więc prze teleportowałam się nad wodospad. Usiadłam nad brzegiem i relaksowałam się przez chwilę w szumie. Myślałam o mojej rodzinie która została zamordowana , ale kiedy o tym myślałam chciałam być już martwa..Wskoczyłam (już jako człowiek) do wody..Pływałam sobie przez chwilę aż mi się znudziło. Kiedy się zmęczyłam to wyszłam na brzeg...usiadłam i chwilę sobie odpoczywałam aż zjawił się Alfa w.ś. ..
-Co ty tutaj robisz cała przemoknięta ?-zapytał...oczywiście zmienił się w człowieka
-A niby co?! Daj mi święty spokój !
-Alice... uspokój się...
-Taa mam być spokojna wobec tego który chciał mnie zabić .. serio?!
-Chciałem ci coś powiedzieć..
-Ooo niby co !?
-Wiesz...kiedy cie skaleczyłem i poczułem zapach krwi , który był bardzo znajomy, uświadomiłem sobie że ty byłaś tą dziewczynką..Tą Alice którą znałem jako moją kuzynkę..
-Czekaj..niech zgadnę.. Chris? Ten który zwiał kiedy nas prawie wymordował!?
-Ale tylko ty przeżyłaś bo zwiałaś..i chciałem cię przeprosić..-westchnął.
-Przeprosić to mało powiedziane... Zamordowałeś ich brutalnie i niby dla czego!? Byłeś moja jedyną rodziną, myślałam że nie żyjesz a szkoda...cieszyłabym się ze morderca zginą wraz z nimi..
-Alice nie mów tak..Nie panowałem wtedy nad....
-Co się tu dzieje!? -wtrącił się Felix który był nieco w szoku..
-Sprawy rodzinne...-odparł Chris.
-Chris..odejdź stąd ..nie chcę o tobie pamiętać i wiedzieć że żyjesz...a te wytłumaczenia zostaw sobie, nie chcę ich słyszeć...-zmieniłam się w wilka i odbiegłam.Chris zniknął również...Zatrzymałam się, byłam załamana tym co słyszałam...wzbierało mi się na płacz, chociaż starałam się powstrzymać łzy.
(Cd.Felix? )

Wyprawa Alex'a Dzień 1 c.d.

Zaśmiałem się i wyszedłem. Spojrzałem na mapę, przed siebie, znów na mapę i znów przed siebie.
''Ta... Tylko w którą stronę iść?'' Kręciłem się w kółko.
-TAK! To tam!- Wskazałem na północ. Schowałem mapę do plecaka, i poszedłem przed siebie.
Pierwsze zadanie przede mną to była pustynia. Piasek robił się coraz gorętszy a droga przede mną coraz dłuższa. Widziałem parę kaktusów i je rozciąłem bo wiem że jest w nich woda.
Zbliżał się zmrok a ja nie miałem gdzie przenocować. Zamieniłem się w wilka i zacząłem kopać. Kopanie w piasku jest bardzo męczące ale w końcu wykopałem dość dużą dziurę. Zamieniłem się w człowieka bo było mi chłodniej i zasnąłem.
DZIEŃ 2
Rano było dość zimno. Jak na pustynie bardzo zimno. Zaniepokoiłem się.
''Coś tu śmierdzi.'' Pomyślałem. Zauważyłem że stoję w cieniu. Odwróciłem się popatrzyłem w górę.
- O rzesz kurna...-Powiedziałem cicho. Stał tam pierwszy z obrońców Serfo wąż cienia.
Powoli wyciągnąłem miecz. Wąż to zauważył, jako że znam mowę zwierząt, wiedziałem co mówi.
-Kogo tu przyniosssssło? Czego tu chcesz?- Jeszcze chciał coś powiedzieć ale wbiłem mu miecz w klatkę piersiową.
''No, łatwo było'' Pomyślałem. ''Ale nie chwal dnia przed zachodem''



(CDN)

Od Felix'a d.c. Alice

- Ona mnie kiedyś wykończy - mruknąłem do siebie i zrobiłem to samo
Szybko ją dogoniłem.
- Nie uciekaj, nic Ci to nie da - powiedziałem poważnie
- Czego chcesz? - odpowiedziała
- Nie wiem co Ci nie pasuje i czemu, ale to nie powód by popełniać samobójstwo. Weź się w garść - powiedziałem teraz lekko zły
Przewróciła oczami i ruszyła dalej.
- Czekaj - zatrzymałem ją
- Co znowu? - zapytała
- Na serio nie chce być zrobiła sobie krzywdę, tak nie można - powiedziałem nieco łagodniej

< Alice?>

Wyprawa Alex'a Dzień 1

DZIEŃ 1
Rano, gdy dowiedziałem się o wyprawach, zerwałem się z łóżka i zacząłem szukać w swoim plecaku którego nie otwierałem od lat, mapy. Mapy lodowych kanionów. Poszukiwania były trudne, w moim plecaku walały się niepotrzebne rzeczy typu: Nie działający przed potopowy zegarek, stare ciuchy, kostka do gitary, albo kości. Ale wreszcie znalazłem tą mapę.
''Nareszcie znalazłem tą cholerną mapę!''-pomyślałem.
-Może przydało by się w tym plecaku posprzątać? Nie...-Stwierdziłem.
Zapakowałem do nowego plecaka: Mapę, miecz,łuk,nóż i parę kostek cukru. Nie wiem po co ale wziąłem.
Zszedłem na dół, do kuchni gdzie była Blue.
-Hej, masz coś dla mnie? Jestem głodny.-Spytałem obejmując ją z tyłu.
-Spadaj, zrób sobie sam co?-Odepchnęła mnie i obróciła się w moją stronę.
-A tak w ogóle, gdzie się wybierasz?-Przytuliła mnie i pocałowała.
-Do Lodowych kanionów. -Powiedziałem.
Pokiwała głową i wróciła do roboty.
Poszedłem do salonu gdzie spotkałem Saurona.
-Ty byś się zabrał do roboty stary koniu.-Zaśmiałem się.
-Odczep się...-Powiedział.


(CDN)

Od Alice d.c. Felix'a

Kiedy się obudziłam i zauważyłam że Felix jest postanowiłam wstać i wyjść.
-A ty dokąd..leż..-powiedział Elias
Przewróciłam oczami... nie odezwałam się ani słowem do Felix'a.
-Co ci odbiło żeby się ciąć?-zapytał Felix patrząc na mnie.
Ja jedynie odwróciłam wzrok i czekałam aż odwrócą się choćby na 5 sekund aby się prze teleportować jak najdalej z tego miejsca.
Trwało to dość długo.Felix męczył i pytał "odpowiesz?", "dlaczego to zrobiłaś?" ," czemu się nie odzywasz?".W końcu nie wytrzymałam zdjęłam bandaże.
-Ooo nie ..nigdzie nie pójdziesz !!!-zastawił wejście Elias.
~Haha nie muszę iść...-odparłam i się prze teleportowałam się do lasu.
Napotkałam od razu jakąś kłodę kopnęłam ją ze złości. Nick pojawił się koło mnie..
- No to co koniku robimy? Może galop?-zapytałam.
Zarżał radośnie co oznaczało tak.Dosiadłam go i pojechałam na przejażdżkę.
Jechaliśmy sobie spokojnie...Ja starałam się o niczym nie myśleć, czyli o tym jak się zabić.
Nick pędził tak swobodnie że czułam się lepiej.Spotkałam Riv.
-Część.-uśmiechnęłam się.
-Hej... Co tam...?
-Dobrze...-oparłam.
-Alice.....Mam pytanie..
-Tak?
-To prawda że podcięłaś sobie żyły?
-Taa. ale co mi z tego.. jeszcze żyje..-odparłam lekko zawiedziona.
-Ale nie rozumiem.. dla czego chciałaś się zabić...?
-Em.. moje prywatne sprawy..-uśmiechnęłam się i pojechałam kontynuować przejażdżkę.
Pojechaliśmy sobie nad jezioro, ściemniało się..Było prześlicznie, aż dało się zapomnieć o tym wszystkim. Leżałam tak sobie i czułam że ktoś się zbliża był to zadziwiająco bardzo znany zapach.. Em.. po chwili sobie przypomniałam.. to Felix.. Kazałam pegazowi odlecieć , ja zmieniłam się w wilka i szłam w przeciwną stronę niż on, byle by go minąć.  
-Alice!-krzyknął.
Zaczęłam tak jakby przed nim uciekać..
(Cd.Felix? nic się nie stało..ja też kocham krew )a

Od Felix'a d.c. Alice

Zdziwiło mnie jej zachowanie. Wolałem iść za nią, kto wie co komuś strzeli do głowy? A Alice nie wyglądała zbyt dobrze. Zapukałem do jej pokoju. Nikt mi nie odpowiedział. Można się było tego spodziewać. Nacisnąłem klamkę - zamknięte. Coś było nie tak..., telekinezą otworzyłem zamek i wszedłem do środka. Zatrzymałem się momentalnie gdy zobaczyłem Alice na łóżku.... Pościel była cała z krwi, widocznie z pociętych żył. Szybko otrząsnąłem się z pierwszego szoku i podbiegłem do niej. Nieprzytomna..., ale dalej żyła... Wyciągnąłem bandaż.., dziwne, zawsze go nosze przy sobie..., chociaż..., nie zawsze. Dzisiaj miałem szczęście. Szybko zawiązałem jej na już ledwo krwawiące nadgarstki. 
~Elias, pofatygujesz się tu? - zapytałem telepatycznie 
~Tu czyli gdzie? - odpowiedział
~Do pokoju Alice 
~Em..., okej.. - powiedział niepewnie
~A i lepiej weź apteczkę - uprzedziłem 
Po paru minutach wpadł do pokoju przerażony. 
- Co tu się stało? - zapytał podbiegając do łóżka
- Nie wiem..., chyba się pocięła - odpowiedziałem 
Pokiwa głowa. Odwiązał już zakrwawione bandaże i zmienił. 
- Zabierz ją do skrzydła szpitalnego - polecił
Teleportowałem nas tam. 
- Możesz już iść - zapewnił mnie 
- Wiem - odpowiedziałem siadając. 
Po jakiejś godzinie Alice się obudziła.

< Alice? Sorka, ale kocham krew...>

Od Felix'a d.c. Rinevy

Po godzinie marszy plażą myślałem, że zwariuje. Cały czas ten sam krajobraz. Cały czas ten... piasek. Co jakiś czas tylko jakaś skała i jeszcze ten wiatr... Łatwo było zwariować. Podniosłem wzrok z ziemi i od razu się zatrzymałem gdyż zobaczyłem Riv.
- Mam już halucynacje - powiedziałem cicho do siebie
Przetarłem oczy. Nie..., to nie były halucynacje.  Teraz ruszyłem biegiem w jej kierunku, ale droga ciągle się dłużyła. Też ruszyła w moim kierunku. Kiedy dzieliły nas tylko metry na mojej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. Przytuliłem ją mocno.
- Martwiłam się - powiedziała cicho
Pogłaskałem ją po włosach.
- Przepraszam.... - powiedziałem
- Za co? - zdziwiła się
- Za to, że się martwiłaś - odpowiedziałem
Odsunęła się, a ja się do niej uśmiechnąłem. Odwzajemniła uśmiech.
- Wracamy już? - zapytałem
Kiwnęła głową. Teleportowaliśmy się z powrotem. Pojawiliśmy się centralnie przez zamkiem. Minęło parę sekund gdy rzucił się na mnie demon. Walnąłem plecami o ziemię.
- Ał.... - mruknąłem
Po chwili pojawił się kosiarz.
- Inveni *1 - powiedział zadowolony
Po chwili pojawiła się śmierć.
- Co znowu chcecie? - zapytała nieco zdenerwowana Riv
Śmierć nie zwróciła na nią większej uwagi. Podeszła do mnie i zaczęła wypowiadać jakieś zaklęcie. Zanim podchwyciłem jakie to zaklęcie przeszył mnie palący ból. Ledwo powstrzymałem się od krzyku, tak nagle się to stało. Ból narastał. Jakbym palił się żywcem. Po chwili, która wydawała się godziną na przeciwko mnie pojawił się Riderak.
Desine, satis *2 - zawył rozpaczliwie
Kosiarz momentalnie zmienił się w swoją zwyczajną postać. Wyciągnął kosę i go zaatakował. Po chwili z odgłosami walki zniknęli w lesie. Dalej było mi trochę słabo, a na mnie siedział ten durny demon.
Derelinquas me *3 - syknąłem i zaraz ze mnie zeskoczył.
Powoli wstałem. Śmierć zniknęła razem z zwierzakiem. Przeniosłem wzrok na lekko bladą Riv.

< Riv?>

1* Inveni - znalazłem
2* Desine, satis - Przestań, dosyć
3* Derelinquas me - złaź ze mnie

niedziela, 26 stycznia 2014

Przyjście Saurona, Od Alex'a d.c. Riv,Blue i Felixa.

Wiedząc że będziemy mieli ''gościa'', wybiegłem z zamku za Felixem.
Podbiegłem do niego i powiedziałem:
-Słuchaj, jeżeli spotkasz gdzieś tam wilka, lub człowieka-Wyciągnąłem zdjęcie.-Nie zagryź go dobrze?- Powiedziałem stanowczo.
-A co? Znasz go?- Zapytał Felix.
-Nie ważne. Po prostu nie zagryź go.- Powiedziałem.
Felix poszedł dalej.
-I nic innego mu nie zrób!-Krzyknąłem.
Wróciłem do zamku.
-Alex, co się stało?-Spytała Riv.
-Nic. Musiałem mu coś powiedzieć.-Stwierdziłem.
Zjadłem naleśniki, pocałowałem Blue i wyszedłem.
Czekałem na niego przy wodospadzie. Na szczęście nie spotkał go Felix.
-To co? Wracamy? - Spytałem.
-Nie cieszysz się? Ty wredny ty...- Mruknął.
-Sauron, chodź nie marudź.- Pośpieszałem go-Bo jeszcze tu przyjdzie.-
-Okey okey...-Burknął.
Weszliśmy do zamku.
-Zostań tu. Zaraz przyjdę.-Powiedziałem
Poszedłem do salonu, gdzie prawie wszyscy byli.
-E, chodźcie do kuchni. Muszę wam kogoś przedstawić.
Wszyscy poszli za mną.
-T-To jest Sauron. Mój brat.-Zająknąłem się.

(Ktoś z obecnych dokończy? Ale swoją relacje. Sorry że tak długo, ale miałam wene XD)

Od Mitsui d.c. Rinevy

Czekałam już na zewnątrz z Light. Uśmiechnęłam się tylko do Riv, kiedy do mnie podeszła.
- Nic się nie stało. To jak, jedziemy? - zaśmiałam się i wsiadłam na konia.
Rineva zrobiła to samo. Pogalopowałyśmy do lasu.
Po godzinie usiadłyśmy zmęczone przy drzewie, a konie przywiązałyśmy na chwilę do drzewa.
< Rineva? Wiem, za długie, ale wena mnie opuściła. Gomene T^T>

Od Mitsui d.c. Elsy

- P-pięknie... - szepnęłam, obserwując ją uważnie.
Tak, wszystko już jasne. Tylko ja nie mam takiego talentu. Każdy umie albo śpiewać, albo pięknie rysować. Tylko ja odstaję od reszty.
- A ty? Czym się interesujesz? - uśmiechnęła się lekko.
Zamyśliłam się.
- Właściwie... To tylko przyrodą. Kiedy mi się nudzi to zmieniam kolory liści, albo jadę na przejażdżkę konną. Trochę dziwne, wiem to, no ale tak mam - zaśmiałam się i podrapałam po karku.
- Czekaj... Jak to zmieniasz kolor liści?
Uśmiechnęłam się. Podeszłam do pierwszego drzewa. Machnęłam lekko ręką i wszystkie liście miały różne kolory. I to takie, które nie powinny się na nich znajdywać, czyli np. niebieski, różowy, fuksja... Odwróciłam się do Elsy.
- Taka magia - zaśmiałam się lekko.
< Elsa? Przepraszam, zbyt leniwa byłam ._.>

Od Blue c.d Felix'a

Kiedy tylko Felix wyszedł z kuchni, spojrzałam na stos naleśników, który leżał jeszcze na stole.
-Co my zrobimy z tym wszystkim...?-Zaśmiałam się i dodałam-Chyba robiłyśmy zapasy dla Alex'a na nadchodzące 5 zim.-Uśmiechnęłam się w stronę Alex'a, a po chwili do Riv.
Obydwoje odwzajemnili uśmiech. Ale żadne się nie odezwało w sprawie co do góry naleśników.
-Niedługo czas na obiad...-dodała po chwili Riv
-To na obiad będzie stos naleśników, bo inaczej to wepchniemy to wszystko Ci do gardła-spojrzałam na Alex'a, którego widocznie ciarki przeszły.
Po tych słowach do kuchni weszły Mitsui wraz z Lucy.



<Ktoś dokończy? Może Mitsui lub Lucy?>

sobota, 25 stycznia 2014

Od Alice

Kiedy spacerowałam sobie dróżką zauważyłam Rinerv'e całującą Felix'a. Nie zauważyli mnie byłam dość daleko od nich. Ale widząc ich coś we mnie pękło i się wkurzyłam. Zmieniłam się w wilka i pobiegłam. Pod postacią wilka przeklinałam aż sam Alfa Wilków śmierci mnie usłyszał.
-Łał..-zdziwił się.-Nieźle przeklinasz myszko..-powiedział to tak ze mnie bardziej zdenerwowało.
-Zaraz wybiję ci zęby i spadaj i zostaw mnie w spokoju!!!-kręciłam się w kółko płacząc..
Alfa widział ze byłam wkurzona na maxa i zdruzgotana więc odszedł.. Nie potrzebnie mnie podrażnił bardziej. Kiedy chwilę ochłonęłam wróciłam do watahy. I akurat spotkałam Felix'a ale nie odezwałam się do niego ani słowem..
-Cześć..-odparł.-Coś się stało?
Nie odpowiedziałam mu i pobiegłam szybko do swojego pokoju i zamknęłam się na klucz.Położyłam się na łóżku i wiedziałam ze Riv kocha Felix'a i że on coś do niej czuje.Pomyślałam że lepiej do niego się nie odzywać i za jakiś czas zrobić coś o czym czasami myślę.Albo i lepiej zrobić to teraz...Wyjęłam sztylet..Z łzami w w oczach przybliżyłam go do żyły..
(Felix?)

Od Felix'a d.c. Rinevy, Blue i Alex'a

- Nie..., jadłem już - odpowiedziałem
Pojawiłem się za Riv i pocałowałem ją w policzek.
- Ale dzięki, że pomyślałaś - dodałem
Zaśmiała się lekko.
- Idę na patrol wrócę za godzinę..., może szybciej - powiedziałem widząc posępne spojrzenie Alex'a i wyszedłem z zamku.


< Ktoś z was dokończy? Krótkie ale tak jest jak się mnie wkręca .-.>

Wyprawa Willow część I

Pewnego razu wpadłam jak co dzień do biblioteki. Moją uwagę przyciągnęła jedna książka. Wzięłam ją i zaczęłam czytać. Opisywała fascynującą krainę- Latające Wyspy. Im bardziej zagłębiałam sie w lekturę, tym mocniej chciałam zobaczyć ją na własne oczy. Dodatkowo zachęcał mnie do wyruszenia, czekający tam skarb-Pióro Pierwszego Najpotężniejszego Pegaza. Uznałam, że jak tylko skończę czytać to przystąpię do wyprawy na Igłę Arianny. Była to nazwa zamku, istoty tam żądzącej.
Przez jakiś czas mój dzień wyglądał tak:
-Pobudka i czytanie w łóżku
-Poranna toaleta
-Śniadanie
-Zbieranie prowiantu oraz innych przydatnych rzeczy
-Czytam
-Karmienie Rose i Trai'a
-Obiad
-Wyrzucanie rzeczy, które jednak się nie przydadzą
-Czytam dalej
-Kolacja
-Czytam
-Trenowanie z Trai'em
-Czytam aż zasnę
Kiedy wreszcie przeczytałam wszystko i miałam zapakowaną torbę, była niedziela. Zaplanowałam, że wrócę za 10 dni najpóźniej. Chciałam wypocząć ten jeden dzień i wyruszyć dopiero w poniedziałek. Pod wieczór Trai'owi udało się zmrozić lekko powierzchnię wody w misce. Niby nic, ale biorąc pod uwagę, że miał mniej niż tydzień, to robił postępy. Był już trochę większy od kota oraz dwa razy dłuższy. Innymi słowy, dorósł wystarczająco aby ruszyć ze mną.
Poniedziałkowym rankiem wstałam i pobiegłam do kuchni. Najedliśmy się razem ze smokiem do syta. Później polecieliśmy z powrotem do pokoju. Wciągnęłam na nogi skórzane buty z wysokimi cholewami. Następnie włożyłam płaszcz podróżny, do pasa przypięłam miecz, na ramię wzięłam torbę.
~Mamo chooodź!-ponaglał smok krążącmi nad głową.
Wyszliśmy z zamku razem ze wschodem słońca. Chmury ślicznie różowiały, na niebie wciąż widniał blednący księżyc.
-Idziemy!-oznajmiłam i ruszyłam dziarskim krokiem w las. Pod koniec dnia znaleźliśmy się daleko poza terenami watahy.
-Gdzie by tu przenocować?-zastanawiałam się. Wkrótce znalazłam odpowiedź. Idąc poślizgnęłam się na lodzie i zsunęłam sie ze skarpy. Upadłam tuż obok wejścia do nory w ziemi. Weszłam do środka rozglądając się. W głębi chrapał niedźwiedź.
~Trai, chodź!-przywołałam smoka. Wkrótce nadleciał.
~Uuu! Dobre miejsce Willow. Ale co z misiem?-zapytał. Wzruszyłam ramionami.
~Jeśli mu nie przeszkodzimy w śnie, to będzie mu wszystko jedno-odparłam siadając obok lokatora nory. Wyjęłam z torby kanapki, jabłko i suszone mięso dla Trai'a. Zjedliśmy wszystko do ostatniego kawałka.
Po krótkim treningu smokowi udało się wydmuchnąć mroźną mgiełkę. Na zeschłych liściach, leżących w jej zasięgu pojawił się szron.
~Brawo mały!-pochwaliłam go.~Coraz lepiej Ci idzie, a teraz spać.-nakazałam przytulając się do ciepłego niedźwiedźa. Trai ułożył się w nogach.
~Dobranoc!-pisnął.
~Dobranoc-szepnęłam ziewając.
I właśnie tak rozpoczęła się nasza wyprawa.
<cdn.>

piątek, 24 stycznia 2014

Od Rinevy do Felix'a

Odsunęłam się szybko od niego. Wiedziałam, co teraz się z nim działo. Znów miał te przerażające oczy... Zwrócił je w stronę śmierci.
- Śmierć, z jakiego powodu mnie zaszczycasz obecnością? I przyprowadzasz mojego zwierzaczka?- spojrzał na to coś przypominającego kreta, który machał ogonem, jak pies.
- Wiesz, co tu robię. Opuść to ciało, Riderak.- syknęła.
- Nie, to bardzo mi się podoba, nie oddam go.- wyszczerzył zęby w lekko psychopatycznym uśmiechu.
- Niedosłyszałeś?
Pomachał nam i zniknął. O kurna... Śmierć zgrzytała zębami.
- Szukać go.- powiedziała do kosiarza i zwierzaka. I zniknęli.
Widziałam, że też ma zamiar zniknąć, ale powstrzymały ją moje słowa.
- Sądzisz, że go znajdą?- spytałam prawie niesłyszalnie.
Przeniosła na mnie wzrok.
- Nie wiem, okaże się.
- Martwię się o niego.
- Nie tylko ty. Chcesz to jedź go szukaj. Daj znać, jak znajdziesz.- zniknęła.
- Ciekawe jak?- mruknęłam sama do siebie. Wyszłam z zamku i poszłam do lasu.
Minęło piętnaście minut, trzydzieści, godzina, a po przeszukaniu całych terenów stwierdziłam, że to bez sensu. To było oczywiste, że go tu nie będzie, przecież to demon, nie jest głupi.
Chwila, moment.
Mogę się teleportować. Czemu od razu o tym nie pomyślałam? Nawet ten kret na moim miejscu, by na to wpadł. Kretynka. Pytanie tylko, czy się uda. Spróbować nie zaszkodzi.
Zamknęłam oczy i pomyślałam o Felixie. O miejscu, w którym teraz był. O jego uśmiechu i cudownych włosach, którym nie mogłam się nigdy oprzeć. I już nie byłam w górach, lecz na plaży. Przed oczami miałam ogromną skałę, więc, by zobaczyć cokolwiek, musiałam ją ominąć. I nagle go dostrzegłam. Daleko, ale na tyle, aby mógł mnie dostrzec. Widział mnie? Czy nadal był w nim ten demon?

< Felix? >

Od Rinevy do Kotoriego

- Od kiedy to tak grzecznie mówisz?- prychnęłam i uśmiechnęłam się, widząc, jak bardzo powstrzymuje się, żeby mi czegoś nie palnąć.- Tak, jestem tak łaskawa i zaprowadzę cię do Alfy.
Zaczęłam iść przed siebie, a wilk ruszył za mną. Szliśmy w milczeniu, on nie chcąc czegoś odpyskować, a ja zmęczona użerając się z nim. Ale wiedziałam, że już polubiłam tę "pracę". Na samą myśl o tym uśmiechnęłam się do siebie. Kiedy szliśmy brzegiem rzeki, wyczułam, że są niedaleko. Przyśpieszyłam nieco kroku, a kiedy ich zobaczyłam, zmieniłam się w człowieka, on zrobił to samo..
- Rineva?- spytała Blue, niepewna, czy to aby na pewno ja.
Wyłoniłam się z cienia i uśmiechnęłam się.
- We własnej osobie.
- A on...?- zauważył nagle Alex.
- Ach, znalazłam go, jak biedaczyna błąkał się po lesie.- uśmiechnęłam się chytrze.
Chłopak odchrząknął, siłą woli powstrzymując się kolejny raz, przed zabiciem mnie wzrokiem.

< Kto teraz? ;D >

Od Kotoriego do Rinevy

- Alfy sralfy ... - Mruknalem pod nosem . Odepchnalem ją i wstałem .
- Eee... Byłabyś tak więc łaskawa prowadzić do Alfy ? - Wysililem się, by nie rzucić jakiejś kasliwej uwagi . Wysiłek ten mnie wiele kosztował . Całe moje życie było wielką ironią i zlosliwoscią . Niby czemu teraz zrezygnowałem ..?

< Rineva ? Eej, spokojnie .. XD >

Od Rinevy do Kotori'ego

Zaraz go dogoniłam, znów na niego skacząc. Tym razem od tyłu, więc przycisnęłam go do ziemi najmocniej, jak mogłam.
- Dam ci spokój, jak tylko sobie stąd pójdziesz.
Prychnął na to tylko i zaczął się wiercić.
- W końcu się zmęczysz.- powiedział, kiedy zdał sobie sprawę, że jest uziemiony.
- Może. Ale nie jestem tu sama. Z pewnością ktoś niedługo się tu napatoczy, a wtedy już nie będzie tak wesoło.
- Tak? Aż trzęsę się ze strachu. Muchy byś nie skrzywdziła, więc się w końcu ode mnie odwal!- wrzasnął mi prosto w twarz.
Skrzywiłam się.
- Moje warunki są bardzo proste: albo zmywasz się stąd czym prędzej albo ci  nie dam spokoju. Ewentualnie możesz jeszcze dołączyć do watahy, ale na to wyrazić zgodę muszą Alfy.

< Kotori? Tak, Ty xD >

Od Rinevy do Blue, Alex'a

Pan wielce głodny wstał i usiadł na krześle, podczas, gdy ja z Blue robiłyśmy naleśniki.
- Ugh, ale boli mnie tyłek.- skrzywiła się Blue i potarła bolące miejsce. Alex tylko uśmiechnął się głupkowato.
Po jakimś czasie usmażyłyśmy naprawdę ogromną górę naleśników. Wiedziałam, że we troje tego nie zjemy, chociaż znając apetyt Alex'a, może i dalibyśmy sobie radę. Postawiłam na stole jakieś dżemy, które napatoczyły się w lodówce, a Blue syrop klonowy. Kiedy usiadłyśmy, głodomor już pożerał swoją porcję.
- Ten, co się najwięcej napracował.- powiedziałyśmy jednocześnie i uśmiechnęłyśmy się porozumiewawczo do siebie.
- Że kto? Ja w ogóle nie wiem, o co wam chodzi.
Po krótkiej chwili do jadalni wszedł Felix.
- Wiedziałem, że coś czuję.- popatrzył prosto na naleśniki.
- Siadaj, siadaj.- uśmiechnęłam się do niego, odsuwając krzesło koło siebie.
- No wiesz, a mi to jakieś wyrzuty robiłaś.- powiedział urażony Alex.
- Bo ty nie jesteś Felixem.- uśmiechnęłam się chytrze.

< Może teraz Ty dokończysz, Felix? ;D >

Od Rinevy do Gammy, Alex'a, Blue

- Nie wiem, ale możemy jej poszukać.- uśmiechnęłam się.- A właściwie nie tyle, co poszukać, tylko teleportować się tam. Szkoda czasu na chodzenie.- wstałam.- Daj rękę.- wyciągnęłam do niej swoją. Gamma bez żadnych słów podała mi, a ja zamknęłam oczy. Pomyślałam o Blue, tej uśmiechniętej, tętniącej życiem dziewczynie.
Gdy otworzyłam oczy byłyśmy przy jakimś nieznanym mi dotychczas wodospadzie. Widziałyśmy dwie postacie wpatrzone w pieniącą się, spadającą wodę. Nawet nie zauważyły, że się pojawiłyśmy, bo szum zagłuszał wszystko. W pewnej chwili jedna z nich mimowolnie odkręciła się w naszą stronę. Zakochaniec już zdążył odnaleźć swoją miłość. Uśmiechnęłam się szeroko do nich, kiedy Blue również nas ujrzała. Zaczęłam iść w ich stronę, a Gamma stała niepewnie. Jednak po chwili zastanowienia, żwawym krokiem dogoniła mnie i stanęła przed zmieszaną Alfą.
- To wy sobie pogadajcie, a ja z Alex'em udam się na spacerek.- powiedziałam radośnie.
Już miał protestować, ale, gdy zobaczył mój wyraz twarzy, jego spojrzenie mówiło "Kobieta... Tego toku myślenia nigdy nie zrozumiem." i wzruszył tylko ramionami. Poszliśmy, jak najdalej, by wszystko sobie wytłumaczyły.

< To może teraz Blue? ;) >

Od Lucy d.c. Elias'a

Skinęłam głową iż rozumiem.Nie chciałam go nalegać by mówił dale.Może nie chciał.Widziałam tylko tyle że Felix był kiedyś normalny.Można powiedzieć że po części go rozumiałam."Straciliśmy rodzinę" lecz on przynajmniej odnalazł siostrę.Ja nikogo już nie mam ale przynajmniej nie mam paktu ze śmiercią. Zauważyłam iż chyba na chwilę się wyłączyłam.
-Ej Lucy żyjesz?-spytał Elias
Skinęłam głową.
-Tak...Tylko zamyśliłam się-powiedziałam jak by to nie było nic.
<Elias?>

czwartek, 23 stycznia 2014

Od Kotori'ego do Rinevy

Co za ... irytująca osoba . Przewróciłem oczami .
-Bardzo miłe z twojej strony , dziewuszko . A teraz zjeżdżaj , kurduplu . - warknąłem zirytowany . Ta prychnęła znowu śmiechem . Będę miał z nią trudno ... Ominąłem ją . Ta się znowu teleportowała koło mnie . Ta irytująca zabawa w "ciuciubabkę " doprowadzała mnie do szewskiej pasji .
-Nie ruszasz się stąd ! - warknęła dziewczyna zmieniając się w wilka , jednocześnie rzucając się na mnie. Ja także zamieniłem się w wilka . Odepchnąłem ją skrzydłem .
-Powtarzam, zjeżdżaj !! - wrzasnąłem .

< Rineva ? Kto ,jaaa ? .__. XD >



Od Marcus'a d.c. Willow

- Tak? - zapytałem stając już nieco zmęczony tym.
Czy tylko ja tak mam, że jak się nie wyśpię to łatwo się denerwuje? Nie, chyba nie.
- Nie mogę zobaczyć rodziców zanim odlecimy? - zapytała
Wzdrygnąłem się lekko.
- Są zajęci.... - powiedziałem przeciągle
- Aż tak? - zapytała lekko łamiącym się głosem
Podrapałem się po karku niezręcznie.
- Nie ma ich w zamku... - powiedziałem
- Więc gdzie? - zapytała
- Na prawdę chcesz? - upewniłem się
- Tak - odpowiedziała widocznie zauważyła, że coś jest nie tak
Westchnąłem cicho i ruszyłem w całkiem przeciwnym kierunku. Poszła za mną. Po paru minutach doszliśmy do schodów i ruszyliśmy  w dół. Na dole była sala. Nie było tam okien ale wszyscy rozświetlały kryształy. Tu i tam krzątali się uzdrowiciele nie zwracając na nas uwagi. Po środku były dwa łoża lecznicze, niby łóżka wodne, świecące na zielono.
- Co to? - zapytała cicho
- Łoża z magiczną wodą... - powiedziałem spokojnie
Nim zdążyłem zareagować podbiegła do łóżek. Poszedłem powoli za nią.  Nie mówiła nic dłuższą chwilę.
- Stało się to rok temu..., w czasie wojny z narodem ognia... - powiedziałem dość cicho
- Oni...., żyją? - zapytała oczy się jej zaszkliły
- Tak.., to tylko śpiączka, ale nie wiadomo czy się obudzą - odpowiedziałem
Pokiwała głową.
- Nie ma co się zamartwiać...., chcesz tu jeszcze zostać czy już lecimy? - zapytałem

< Willow?>

Od Willow d.c. Marcus'a

W pośpiechu przemieniłam się w Zimowe Dziecię."Lub księżniczkę"-dodałam w myślach. Teraz łatwiej było mi się odnaleźć w tym pokoju. Rozejrzałam się. Miranda, bo tak miała na imię druga dusza w moim ciele, chciała zabrać ze sobą jeden przedmiot. Była to jej ulubiona zabawka z dzieciństwa. Podeszłam do jednego z kufrów. Na samym wierzchu leżała poszukiwana przeze mnie maskotka 
-Co ty tam jeszcze robisz?!-niecierpliwił się Marcus.
-Już idę!-odkrzyknęłam chwytając pluszaka.
~Trai chodź!-przywołałam śpiącego wciąż smoka. Zbudził się i niemrawym ruchem usiadł mi na ramieniu.
Otworzyłam z rozmachem drzwi.
-Nareszcie-mruknął chłopak niezadowolony. Jego wzrok padł na zabawkę. Uśmiechnął się pod nosem.
-No tak... rzeczywiście jesteś Nią. Chodźmy-powiedział ruszając szybkim krokiem przez korytarz. Ledwo go doganiałam.
-Czekaj-zawołałam chwytając brata za rękaw.
<Marcus?>

Od Gammy do Rinevy


Rineva miała racje. Nie powinnam tak postąpić względem Blue, ale byłam tym zbyt zdziwiona by najpierw pomyśleć. A wypadało pomyśleć jak ona się poczuje.
-Już w poprzednim mieście ktoś nazwał mnie Nagi a teraz zrobiła to Blue. Od dawna go nie słyszałam, więc to tak nieswojo było sobie o wszystkim przypomnieć. To imię przypomina mi o przeszłości jak się pewnie domyśliłaś. Próbuję zapomnieć o niej od dawna, ale czy nie lepiej to zaakceptować... W końcu nie da się od niej uciec...- po chwili ciszy wstałam ze schodów i odwróciłam się z uśmiechem do dziewczyny- no ale co ja będę gadać. Dwie sprawy. Pierwsza. Dzięki Blue zaakceptuje to co było, więc zwracajcie się do mnie jak chcecie, a druga jest taka że chce ją przeprosić. Wiesz dokąd poszła?

<Rineva?>

Od Alex'a d.c. Blue i Riv

Blue upadła a ja i Riv się śmialiśmy. Podałem jej rękę a ona mnie pociągnęła i też upadłem.
Blue wstała i powiedziała.
-No co? Oko za oko.-Śmiała się-Wstawaj.-
-Wiesz co? Ja sobie poleżę. Podłoga jest taka wygodna-Stwierdziłem
-Dobra,dobra. Wstawaj bo naleśników nie zrobię.-
-O... To już wstaje.-Szybkim ruchem wstałem.


(Riv? Teraz twoja kolej XD Blue aż taki wredny nie jestem XD Wredna istota nr. 2 XD)

Od Elias'a d.c. Luny

Szedłem powoli lasem. Po chwili wyszedłem koło jeziora. Podszedł do mnie jakiś pegaz z widocznie.... ubraniem. Nie powiem, zdziwiło mnie to nie mało. Po czym usłyszałem krzyki jakieś dziewczyny. Przeniosłem na nią wzrok
- To twoje? - zapytałem dość spokojnie
- Tak - jej twarz nabrała kolor dojrzałej wiśni
Podałem jej ubranie telekinezą.
- Oj spokojnie, jestem lekarzem, nie takie rzeczy widziałem - powiedziałem dalej spokojnie
Przez cały czas patrzyłem jej w oczy. Złapała je szybko. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem do zamku.
- Nie będę już przeszkadzać - rzuciłem do niej przez ramię

< Luna? xd>

środa, 22 stycznia 2014

Od Blue d.c Alex'a

-A tu co się wyprawia...-Zaśmiałam się-Nie ładnie to tak, kogoś molestować <Niech dzieci tego słowa nie używają xD>
Usiadłam na lad obok stojącej Riv i lekko kopnęłam Alex'a, oczywiście tylko i wyłącznie dla zabawy, ale on chyba to inaczej zrozumiał i złapał mnie za nogę i pociągnął, a ja gruchnęłam o podłogę i to jeszcze ze sporym hukiem. Zaśmiał się, ale ja już udawałam że się fochnęłam i chciałam wyjść z kuchni.


<Alex'a? To co Kotku dokończysz?>

Od Rinevy do Kotori'ego

- Och, to się bardzo dobrze składa, bo uwielbiam krew.- uśmiechnęłam się słodziutko.
Myślał, że się tego wystraszę? Może i mam szesnaście lat, ale nie jestem zwykłą, głupią szesnastolatką, która ciągle chodzi na imprezy i nakłada na twarz pół tony tapety.
- A tak w ogóle to jestem Rineva.- nadal utrzymywałam ten wkurzający ton.
- A ktoś cię o to pytał?- odwarknął mi.
Odchyliłam głowę do tyłu i zaczęłam się śmiać. Chłopak patrzył się na mnie, nie wiedząc, co mnie tak rozbawiło.
- Jesteś nienormalna, powinnaś się leczyć.- mruknął.
- A ty zabawny.- prawie dławiłam się swoim śmiechem.
Rzucił tylko jakieś przekleństwo i poszedł dalej. Teleportowałam się i stanęłam mu na drodze.
- A ty gdzie się wybierasz? O ile mi wiadomo nie jesteś na swoich terenach.
- Nie ty tu jesteś Alfą, więc daj mi, do cholery jasnej, święty spokój!- warknął i ominął mnie.
Znów użyłam swojej mocy, by znaleźć się przed nim, zagradzając mu całe przejście. Już miał mnie odepchnąć, kiedy powiedziałam:
- Ale Betą i to ja zdecyduję, czy wolno ci tu zostać, czy nie.- powiedziałam stanowczo, patrząc się twardo na niego.
Skrępowany moim spojrzeniem, odwrócił wzrok.

< Kotori? Ty zgredzie jeden xD >

Od Marcus'a d.c. Willow

Pokiwałem głową.
- To chyba dobrze - stwierdziłem podnosząc się z krzesła
- Gdzie idziesz? - zapytała siadając
- Przespać się, jest środek nocy - odpowiedziałem przecierając oczy
Zerknęła przez okno i kiwnęła głową.
- Siedziałeś tu cały czas? - zapytała
- Ta..., prawie cały, a co? - zapytałem
- Nic - odpowiedziała i nieznacznie się uśmiechnęła
- Przyjdę rano i możemy lecieć z powrotem - uprzedziłem i wyszedłem z pokoju zamykając drzwi
Przygotowałem wszystko do odlotu, poszedłem spać około 4 nad ranem. Na nogach byłem już o 6. Poszedłem do stajni wszystko popakować, ale ile tego było? Moja torba i mały prezent od rodziców dla Willow. Po czym poszedłem do jej pokoju i zapukałem.
- Jeszcze chwila! - usłyszałem w odpowiedzi
Lekko zdziwiony oparłem się o ścianę koło drzwi i czekałem.

< Willow?>

Od Willow d.c. Marcus'a

Po słowach Aarona poczułam silne ukłucie bólu w skroniach. Bolało tak bardzo, że zemdlałam. Przyśnił mi się dziwny, ale znajomy sen.
"Bawiłam się z bratem na śniegu. Nagle pojawili się oni. Ludzie z symbolami ognia na ramionach. Marcus kazał mi uciekać, a sam zaczął z nimi walczyć. Kiedy odbiegałam, z jego przedramienia ciekła krew. Wrogowie zostawili go i pobiegli za mną. Jeden z nich był bardzo blisko. Wybrałam jedyną drogę ratunku-wywołałam lawinę, która najpierw zmiotła tych ludzi, potem mnie. Przeżyłam, oni nie. Gdy wygrzebałam się spod śniegu, okazało się, że jestem sama zdala od domu. Wtedy wyczułam niezwykle silne pole magiczne. Wielce zmęczona dowlekłam się do jego źródła. Dotarłam do jakiegoś miasteczka. Centrum magicznego pola było w jednym z domów. Resztkami sił weszłam do środka przez okno. Znalazłam się w pokoju dziecinnym. Na łóżku leżała dziewczynka w moim wieku i rysowała. Spadłam z parapetu. Podbiegła ku mnie zdziwiona. Podniosłam się, szepcząc:
-Ratuj...
-Ju, ju!-powiedziała pomagając mi położyć się na łóżku. Usiadła obok. Zaskoczona odkryłam, że to dziecko emanowało najsilniejszą energią magiczną, jaką spotkałam. Jeśli już miałam przetrwać to tylko w jej ciele...
-Możesz mi pomóc, wiesz?-szepnęłam.
-Jak? Zrobię wszystko, tylko nie umieraj!-krzyknęła pochylając się.
-Dobrze...-sapnęłam wyczerpana.-Spójrz mi w oczy.
Zrobiła tak. Przez oczy dostałam się do duszy tej dziewczynki. Odkryłam sekret jej mocy. Miała ciekawą przeszłość we wcześniejszym wcieleniu...
Zostałam u niej. Dzieląc z nią ciało. Dzięki temu przeżyłam."
Obudziłam się przykryta futrem, w swojej starej komnacie, gdzie mieszkałam jako dziecko. Obok siedział Marcus.
-Żyjesz?-zapytał patrząc na mnie zmartwiony.
-Taa...
-Co się stało?
-Przypominałam sobie...
<Marcus?>

Od Kotori'ego do Rinevy

Opuściłem " rodzinne " strony ..... Musiałem wszystkich zabić . Jakże mi było szkoda tych wszystkich dzieci , które już nigdy nie ujrzą światła dnia .... Ale cóż , to już należało do przeszłości . A ja nie żyję przeszłością . Żyję dniem dzisiejszym ....
W postaci wilka dozedłem na kogoś tereny ... Poczułem to całym sobą . Mimowolnie zawarczałem głucho , zmieniając się w człowieka . Z zarośli wyszła jakaś dziewczyna . Nie była jeszcze dojrzała , widać to było po jej wyglądzie .
-Czego tu szukasz ? - zapytała przyjaźnie .
-Być może twojej osoby , aby spożyć cię na kolację w sałatce pełnej krwi . - warknąłem zirytowany .

< Rineva ? :3 Masz przechlapane XDD >

Od Marcus'a d.c. Willow

- Co? - zapytałem zdziwiony
- Mam powtórzyć? - zapytała
- Nie, nie mam problemów ze słuchem tylko zrozumieniem - odpowiedziałem - Kto to był? Nie mam zamiaru Ci teraz robić wykładu z historii i polityki poza tym zaraz będzie ich więcej
- Skąd niby wiesz? - zapytała
- Ponieważ wysłali prośbę o posiłki, ognistego ptaka - odpowiedziałem
- Jasne..., więc co z tą księżniczką? - zapytała
Milczałem jakiś czas.
- Nic, pewnie bredził - odpowiedziałem wsiadając na smoka - Ale teraz już  m u s i s z  lecieć ze mną
- Nie muszę - odpowiedziała ostro
- Skoro mają Cię za księżniczkę to nie dadzą Ci spokoju póki nie zginiesz, a uwierz szybko się uczą
- Skąd wiesz? - zapytała
Pokazałem bliznę na lewym przedramieniu.
- Sprawdziłem w praktyce, a teraz wsiadaj - powiedziałem
Wsiadła na smoka dość niechętnie.
- Trzymaj się - mruknąłem lekko uśmiechając pod nosem
- Co ty masz zamiar zrobić?! - wrzasnęła
- Zobaczysz
Aaron wzbił się w powietrze jak strzała. Willow złapała mnie odruchowo. Smok zatoczył parę beczek nie zwalniając. W końcu gdy odpowiednio się rozpędził otworzył portal. Po drugiej stronie ukazał się lodowy zamek. Chociaż raczej prawdziwe miasto. Wokół góry i śnieżne szczyty. Przemknęliśmy szybko przez portal.
- łał... - powiedziała dość cicho Willow
Smok wylądował w stajni. W swoim boksie.
- Chodź, zaprowadzę Cię gdzieś i mam parę rzeczy do załatwienia - powiedziałem
- Niby co? - zdziwiła się
- Oj, zobaczysz - powiedziałem - Chcesz posiedzieć w bibliotece?
Kiwnęła niepewnie głową.
- To chodź - powiedziałem wychodząc z boksu.
Ruszyliśmy lodowymi korytarzami, otworzyłem olbrzymie wrota i naszym oczom ukazała się olbrzymia biblioteka.
- Możesz się rozejrzeć wrócę za godzinę - powiedziałem i wyszedłem z pomieszczenia.
Wróciłem po godzinie, koło Willow stał stos książek, może pięć, dość grubych ksiąg.
- Wszystko to przeczytałaś? - zdziwiłem się
- Tak, a te jeszcze mam - powiedziała wskazując na trzy w drugiej kupce
- To może później, teraz musimy coś sprawdzić, to  b a r d z o  ważne - powiedziałem
Wstała powoli. Rzuciłem okiem na smoka, który zeskoczył jej z kolan. Wzięła go na ręce i ruszyliśmy. Weszliśmy do stajni, a następnie do boksu Aarona.
~Nie mów, że chcesz ją sprawdzać - powiedział smok
- Tak.., właśnie to zamierzam, chyba, że się nie zgodzisz to pójdę do Viven - odpowiedziałem - ale ona nie byłaby zadowolona, że nie chcesz pomóc
~No dobra, dobra - powiedział
- Heh, wiedziałem, ze się zgodzisz - mruknąłem.
~Willow, połóż mi rękę na szyi - zwrócił się smok do dziewczyny, która do tej pory obserwowała ten dziwny dialog.
Kiwnęła głową i wykonała polecenie. Łuski zmieniły kolor na fiolet.
- Wiedziałem!
- Ale co? - zdziwiła się Willow
- Więc..., że jesteś księżniczką.., ale trzeba było sprawdzić - powiedziałem
- To musiałeś mnie ciągnąć aż tutaj?! - zapytała
- Wcześniej nie wiedziałem, dopiero po  d ł u g i e j  rozmowie.
- Dobra, więc o co chodzi z tą księżniczką - lekko się zdenerwowała
- To, że jesteś księżniczką tego królestwa, serio tak trudno się było domyślić? - zapytałem
~Jest także... - zaczął smok
- No mniejsza, chcesz skończyć te książki czy nie? - wszedłem smokowi w słowo
- Y..., daj smokowi skończyć - powiedziała
- Niby po co? - zapytałem ale spiorunowała mnie wzrokiem więc zamilkłem
~Jesteście przecież rodzeństwem. W końcu Marcus jest księciem jakby nie patrzeć.... - zakończył smok
Skrzywiłem się mocno.
- Ale to nie możliwe! Ja miałam rodzinę! Ludzką! - zawołała
~Księżniczkę porwano 14 lat temu, zniknęła jak kamień w wodę. Więc czemu myślisz, że to niemożliwe? - zapytał ją smok
Nie miałem zamiaru wtrącać się w tą kłótnię. W końcu jak nie będzie chciała nawet nie muszę mieć z nią innych reakcji niż do tej pory.

< Willow?>

Od Willow d.c. Marcus'a

~Mamo, gdzie lecimy?-niepokoił się Trai.
~Do królestwa lodu.
~Po co?
~Dobre pytanie!-oznajmiłam i zwróciłam sie do Marcusa:
-Po jaką cholerę mamy tam teraz lecieć,co?! Równie dobrze mogliśmy ich rozwalić na miazgę, zamiast uciekać!-wrzeszczałam.
-Bo tylko tam nas nie zaatakują i uwierz mi, nie dalibyśmy sobie z nimi rady.
-Mów za siebie!-prychnęłam, chwytając Trai'a w ramiona. Odwróciłam się plecami do chłopaka i zeskoczyłam z grzbietu smoka.
~Trzymaj się mały-szepnęłam w myślach do smoczątka. Spadaliśmy z bardzo wysoka. Kiedy miałam uderzyć w ziemię, wyczarowałam pod sobą poduszkę z powietrza. Spowolniła ona nas znacznie. Po chwili stałam na ziemi cała i zdrowa. Aaron kołował nad nami. Pobiegłam szybko w kierunku urwiska, z którego skoczyliśmy. Nieopodal rozległ się szelest. Wróg. Rąbnęłam w stronę tego odgłosu zaklęciem. Ktoś jęknął i przewrócił się. Nagle, z mojej lewej i prawej strony wyskoczyli dwaj mężczyźni jednocześnie. Podfrunęłam szybko do góry. Wpadli na siebie. Wtedy związałam ich magicznymi wstęgami, które zadusiły wojowników na śmierć. "Został jeszcze jeden, czuję go". Wkrótce się pojawił, kierując na mnie zaczarowane płomienie. Osłoniłam się tarczą. Trai wbił we mnie swoje pazurki.
~Spokojnie, zaraz będzie po wszystkim-uspokajałam. Ogień zniknął. Kiwnęłam dłonią i wojownik poleciał na pień drzewa. Z jego piersi wystawała gałąź, na którą go nabiłam. Mężczyzna zaśmiał się plując krwią:
-Tylko księżniczka mogłaby nas tak załatwić!-powiedziawszy te słowa, umarł."To już wszyscy"-pomyślałam uspokojona.
-Zwariowałaś!-wrzasnął Marcus wyłaniając się spośród drzew.-Mogłaś zginąć!
-Jakby Cię to w ogóle obchodziło-fuknęłam.-Powiedz mi lepiej kto to był i dlaczego nazwał mnie księżniczką.
<Marcus?>

Od Marcus'a d.c. Willow

- Jasne - kiwnąłem głową, ale dokończyłem w myślach " żeby to było takie proste"
Szliśmy powoi lasem. Szybko robiło się ciemno. Po chwili była już noc, ledwo widać było drogę. Mi to jakoś nie przeszkadzało. Wiedzę w ciemnościach. Było dość ciemne, nocne powietrze.
- Uważaj - mruknąłem do niej pod nosem
- Na co? - zapytała
W tej chwili potknęła się o korzeń i poleciała do przodu. Złapałem ją za rękę. 
- Na korzeń - powiedziałem przyciągając ją do pionu
Przewróciła oczami. 
- Ty zawsze miałeś takie oczy? - zapytała 
- Nie, widzę w ciemnościach - odpowiedziałem i ruszyłem dalej
Szła powoli za mną. Po chwili się zatrzymałem dość nagle. Też się zatrzymała. 
- Co tym razem? - zapytała lekko zirytowana
- Ci... - syknąłem 
Słychać było jedynie szum wiatru.
- Masz paranoję - powiedziała 
Zrobiła krok do przodu i wypadło 4 mężczyzn wielkich jak krowy. Oczy im świeciły na czerwono. Na ramionach mieli symbol ognia. Skrzywiłem się, ale nie zdążyli się ruszyć jak złapałem Willow za rękę i ruszyłem biegiem. 
- Kto to? - zapytała lekko spanikowana. 
- Wojownicy ognia - odpowiedziałem oglądając się przez ramię 
- Czego oni chcą? - zadała kolejne pytanie 
- Nie czego, a kogo - poprawiłem ją.
Widać było za nami tylko dwóch. Pociągnąłem ją szybciej, że ledwo nadążała. 
- Więc..., kogo? - poprawiła pytanie
- Prawdopodobnie mnie, ale tobą też nie pogardzą - odpowiedziałem.
Wybiegliśmy z lasu. Po chwili byliśmy na skraju urwiska, w dole była woda i mnóstwo ostrych skał. Wojownicy byli coraz bliżej.
- Super.., po prostu świetnie - mruknąłem
Gwizdnąłem na smoka.
- Skacz - powiedziałem do Willow
- Co?! - wrzasnęła
- Skacz - powtórzyłem
Byli już blisko. Złapałem ją i rzuciłem się w dół. Wylądowaliśmy na grzbiecie Aarona. Odetchnąłem z ulgą.
- Odbiło Ci do reszty! - wrzasnęła
- Może trochę - przyznałem.
- Ale przynajmniej nas nie dorwali - napomknąłem siadając w siodle
Prychnęła i siadła za mną.
- Gdzie lecimy? - zapytała
- Do królestwa lodu
- Czemu ja też?! Odstaw mnie z powrotem! - wrzasnęła
- Nie ma czasu - stwierdziłem i zwróciłem się do smoka - Masz moją torbę?
~Mam - zamachnął się ogonem i torba wylądowała mi na kolanach.
Otworzyłem ją i wyskoczył na mnie smok Willow. Skrzywiłem się. 
- To chyba twoje - stwierdziłem podając jej smoka
Zacząłem grzebać w torbie.
- Wziąłeś tylko tego małego.... - uciąłem bo zauważyłem, że sobie grabę u Willow
Smok lekko, telepatycznie się zaśmiał. Przewróciłem oczami.

< Willow?>

Od Willow d.c. Marcus'a

Wychyliłam głowę zza futryny.
~Witaj ponownie Aaron!-przywitałam się z uśmiechem i stanęłam w drzwiach. Na ramieniu siedział mój maluch. Smoki wpatrywały się w siebie z zainteresowaniem.
~To jest Trai. Przyszłam żeby Ci go przedstawić.
~Hej!-pisnął smoczek, podlatując do łba większego kolegi.
~Cześć-mruknął przyjaźnie smok chaosu. Podeszłam bliżej i powiedziałam do Marcusa:
-No! Skoro nasze smoki już się poznały, to może wrócimy do zamku? Jest już dawno po kolacji. Niedługo nic nie będzie widać w tych ciemnościach.
~Nie bój się mamusiu! Widzę w nocy!-oznajmił Trai nadlatując. Usiadł mi na głowie. Potem zsunął się na moje ramiona. Pogłaskałam go.
-To jak? Idziemy?-zapytałam znów.
-Możemy...-odpowiedział obojętnie i wstał. Pomachałam do Aarona. Po chwili byliśmy już w drodze. Mój smok zasnął. Tylko jego ciche pochrapywanie przerywało panującą ciszę. Postanowiłam sie odezwać:
-Jesteś na mnie zły?
-Nie-uciął krótko.
-Kłamiesz-odparłam. Westchnął zirytowany.
-Tak jestem. Z każdą chwilą coraz bardziej!
-Przepraszam... To przez tę wzmiankę o rodzinie. Nie mam ochoty, się z tobą kłócić, ale nie chcę też więcej o nich słyszeć.
<Marcus?>

Od Alex'a do Rinevy, Blue

Zaśmiałem się. Wszedłem do kuchni i burknąłem:
-To co? Robisz te naleśniki czy nie?- A może nie umiesz?- Zachichotałem
-Bardzo śmieszne.-Powiedziała
-No co? Boisz się zrobić?- Podpuszczałem ją. Wtedy weszła Blue.


(Riv Ty wredna istoto ty XD Blue? Dokończysz kochanie?XD)

wtorek, 21 stycznia 2014

Od Rinevy do Gammy, Blue, Alex'a

Popatrzyłam na Alex'a .
- Pójdź do Blue, ja sprawdzę, co z Gammą.- chłopak kiwnął głową, a ja wyszłam.
Znalazłam ją siedzącą na schodach.
- Mogę?- spytałam, a dziewczyna wzruszyła tylko ramionami.
Usiadłam więc, nie zrażając się obojętnością nowej członkini.
- Jestem pewna, że Blue nie chciała Cię urazić. Nie wiedziała, że nie używasz już tego imienia i nie lubisz, jeśli ktokolwiek Ci je przypomina. Nie jest Ci pewnie obca wiadomość, że nie każdy umie panować nad swoim darem, czasem wymyka nam się spod kontroli i stwarza to nieprzyjemne sytuacje. Spróbuj się teraz postawić na jej miejscu. Jest jej pewnie głupio, że niechcący to zrobiła i bardzo tego żałuje. Nie zrobiła tego umyślnie.- postanowiłam uśmiechnąć się lekko na koniec swojego monologu. Gamma przez cały ten czas patrzyła się przed siebie, nie zerkając ani przez chwilę na mnie.

< Gamma, Blue, Alex? >

Od Rinevy do Alex'a

- Jest wprost cudownie, nawet sobie nie wyobrażasz, jak.- odpowiedziałam równie sarkastycznie. Nie dam się wyprowadzić z równowagi, ani pokazać, jak mnie wkurzył. Do tego uśmiechnęłam się słodziutko.
Chłopak, spodziewając się, że z poszarpanymi nerwami wydrę się na niego, całą drogę szedł, jak mysz pod miotłą, zgaszony moimi słowami. Kiedy otwierałam drzwi wejściowe do zamku, przesunęłam się i z ukłonem powiedziałam:
- Damy i zgłodniali mężczyźni, którzy nie umieją zrobić sobie jedzenia, przodem.- ledwo powstrzymałam uśmiech, starając się brzmieć bardzo poważnie.
Alex tylko mruknął coś pod nosem, a jedyne słowo jakie usłyszałam brzmiało naburmuszone "dziękuję". Zamknęłam za nami drzwi i weszłam do kuchni.

< Muahah, a masz xD >

Od Rinevy do Mitsui

Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, słysząc jej ton głosu, kiedy mówiła o Felixie, jednak w ostatkach sił powstrzymałam się.
- On już taki jest dla wszystkich. Nie musisz się obawiać, że tylko w stosunku do Ciebie tak się zachowuje.- uśmiechnęłam się tylko lekko.
- Naprawdę mi ulżyło.- burknęła niezadowolona dziewczyna.
Namyśliłam się chwilę.
- To może na poprawę humoru pójdziemy się trochę przejechać?- zapytałam.
Mitsui z zadowoleniem kiwnęła głową, a pięć minut później już byłyśmy w stajni. Ledwie weszłam do boksu Latanos'a, ten zaczął trząść łbem i rżeć.
- Witaj piękny.- przywitałam się i zaczęłam go głaskać po grzywie.- Idziemy na przejażdżkę.
Zaczęłam go ciągnąć ku sobie, ale ten stał uparcie na miejscu.
- Latanos, nie wygłupiaj się.- uśmiechnęłam się do niego i ponowiłam swoją próbę. Nic.
Koń zarżał cicho, jakby śmiał się ze mnie. Otworzyłam drzwi boksu i wyszłam przed nie, zostawiając je otwarte.
- No chodź.- dalej go zachęcałam.
Usiadł na swoim zadzie, zatrząsł grzywą i ani drgnął na moje słowa. Co by tu zrobić? Nagle uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- Temu się na pewno nie oprzesz.- mruknęłam pod nosem i wyczarowałam dwie kostki cukru.
Koń wstał, jakby zahipnotyzowany i ruszył szybko do kostek. Gdy tylko wyszedł, zamknęłam drzwiczki i z uśmiechem na twarzy dałam mu przekąskę.
- Teraz już jesteś mój.- uśmiechnęłam się chytrze i złapałam go za uzdę.
Kiedy wyszłam z niezadowolonym, że dał się podejść, Latanosem, Mitsui już była przed stajnią i czekała na nas.
- Przepraszam, że to tak długo trwało, ale on miewa swoje humorki.

< Mitsui? Wybacz, że tak długo to trwało, ale moje lenistwo mnie pokonało ;-; xD >

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Od Elsy d.c. Mitsui

-Elsa-wyciągnęłam do niej moją drżąca dłoń i uścisnęłam ją.-Też mi miło
Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie.
-Skąd jesteś?-spytała
-Z daleka...Chyba-spojrzałam na zamrożone jezioro-A ty Mitsui jaką masz moc?
Z twarzy dziewczyny nie schodził uśmiech najwyraźniej była zadowolona że normalnie z nią gadam.
-Władam nad przyrodą-powiedziała'
Uniosłam kącik ust żeby sprawić jej radość.Można powiedzieć że jestem raczej aspołeczna.Najchętniej pobyła bym sama ale w końcu trzeba z kimś pogadać.
-Masz jakieś zainteresowania?-spytała
-Tak czasami...A zresztą po co chcesz to wiedzieć?-spytałam
-Po prostu chcę się dowiedzieć-powiedziała z uśmiechem
-Czasami śpiewam-powiedziałam cicho
-A zaśpiewasz?-spytała
-Nie-odpowiedziałam szorstko a przed mną stanęła lodowa ściana odgradzająca mnie od niej.
-Elsa-poprosiła i zrobiła oczyska małego spaniela
Przewróciłam oczami i zaczęłam śpiewać
<Mitusui?>

niedziela, 19 stycznia 2014

Od Luny

Leżałam na trawie przy jeziorze patrząc na zachmurzone niebo.Kiedy podszedł Storm.
-Cześć koniku!
Prychnął uderzając pyskiem mój policzek i ruszył galopem do wody przy tym chlapiąc wokół.
-Bardzo zabawne-odparłam wchodząc do jeziora i zanurzając się do ramion.Nagle Storm wyszedł z wody podchodząc do moich ubrań.
-Ej!Oddawaj!-krzyknęłam wychodząc cała mokra z jeziora,a koń zarżał i podszedł do jakiegoś chłopaka,który wziął od Storma moje ubrania.A ja tylko stałam z przerażeniem.
<Elias?>

Od Elias'a d.c. Lucy

Wzdrygnąłem się lekko.
- Otwarty, miły, przyjacielski, zabawny, ciągle się wydurnialiśmy..., no cóż..., pewnie to wszystko przez ten wypadek... - stwierdziłem
- Jaki? - zapytała cicho
- Znaczy..., wszyscy na to mówią wypadek..., jego rodzice wtedy zginęli... i chyba Blue.., w końcu są rodzeństwem... Zostali zamordowani przez zabójcę..., miał on coś wspólnego ze śmiercią. Potem ona zaprzyjaźniła się z Felix'em czy coś takiego..., nie wiem..., wtedy już nie byliśmy przyjaciółmi... - wspominałem dość niechętnie

< Lucy?>

sobota, 18 stycznia 2014

Od Alice

Byłam w tej watasze już z jakieś dwa miesiące, poznałam każdego i miałam swoje stanowisko.Pewnego ranka siedziałam na łóżku i ostrzyłam miecz i sztylety. Uwielbiam ćwiczyć w lesie..Ubrałam się i poszłam do stajni.Nike wierzgał wesoło.Dosiadłam go i pojechałam szukać jakieś miejscówki.I jak zwykle miałam pecha...Napotkałam Felix'a
-A ty dokąd? -zapytał.
-Przejechać się...-odparłam i odjechałam szybko.
Było to akurat na terenach watahy. Zsiadłam z pegaza i wyjęłam sztylety..Drzewo było jakieś 8 m przede mną..Rzuciłam sztylet i trafiłam ale za słabo rzuciłam..Drugi raz... Już było nieco lepiej..A za trzecim już znacznie.
-No to teraz mogę iść upolować sobie śniadanie.. -powiedziałam sama do siebie..Zabrałam sztylety i zmieniłam się w wilka. Przed oczyma śmignął mi mały jelonek..Idealny na śniadanie..Ruszyłam za nim, naskoczyłam na niego i jednym ciosem powaliłam. Pech za pechem..Ktoś się czaił za mną.. Westchnęłam i oblizałam łapę z krwi zwierzyny.
(Ktoś dokończy? )

Od Lucy d.c. Elias'a

"Hm...Wataha Śmieci szczęście że nie Wataha mroku" pomyślałam a na samą myśl wzdrygnęłam się.
Spojrzałam na chłopaka lekko zaszokowana.Brak szacunku i kultury.Przecież ten (bez urazy) bałwan mógł umrzeć!Co z tego że jest nieśmiertelny, śmierć prędzej czy później i tak by po niego przyszła.Chociaż pewnie on powiedział by że to nie możliwe.Powinien przynajmniej podziękować!Ale jak to mówią marzenia ściętej głowy.
-Zawsze taki jest?-spytałam Eliasa
-Kiedyś był inny a teraz...Tak zawsze taki jest-powiedział
-A jaki był kiedyś?-spytałam zaciekawiło mnie to trochę
<Elias?>