Lekarze pozwolili mi opuścić skrzydło szpitalne następnego dnia. Dostałam własny pokój, co po latach nocowania w szałasach, czy też na gołej ziemi, było luksusem. Kiedy tylko zdążyłam się tam rozgościć, w powietrzu zmaterializowała się Haderia. Opadła powoli na krzesło z miną ważnej damy. Była niezłą aktorką, to trzeba jej przyznać. Poznałyśmy się na początku mojej wędrówki. Zgubiłam wtedy drogę i dotarłam na leśny cmentarz. Świtało, ale wciąż panowały ciemności. Opadłam zmęczona na pobliski głaz nie wiedząc, że siadam na czyimś grobie. Ziemia zatrzęsła się pode mną i kamień pękł. Zerwałam się jak oparzona spoglądając na przełamany sarkofag. Ze szczeliny uniosła się smużka niebieskoszarego dymu. Uformował się on na kształt kobiety w zwiewnej, szaroczarnej todze greckiej. Miała bladą cerę, niebieskie usta, brwi oraz oczy. Włosy wyglądały jak błękitne płomienie i rzucały złowrogie światło na niezadowoloną twarz ich właścicielki. Tupała ze zirytowaniem mierząc mnie wzrokiem.
-Czyli to Tobie mam służyć?-prychnęła z pretensją w głosie. Nie wiedziałam zupełnie o co jej chodzi. Oczekiwałam raczej, że wypruje mi flaki, zaciągnie do sarkofagu i zje. Po kilku minutach namawiania, łaskawie wytłumaczyła sytuację.
-Jestem nieoficjalną córką Hadesa-greckiego boga umarłych i Itzpapalotl- Azteckiej bogini ognia (Tak, tak oni istnieją). Okazałam się być zagrożeniem dla rodziców z powodu mojej ogromnej mocy. Zamknęli mnie w zaczarowanym grobowcu, tu w tej głuszy. Zaklęcie na nim wyryte mówi, że pierwsza niewinna duszą osoba, która dotknie kamiennej płyty zostanie moim panem. Muszę Ci więc służyć do końca twego życia. Nawet jeśli tego nie chcesz...
I tak właśnie zyskałam nieodłączną towarzyszkę. Początkowo nie potrafiłyśmy się dogadać, ale z biegiem czasu zostałyśmy przyjaciółkami. Uratowała mi życie co najmniej sto razy.
-Haloo! Ziemia do Leny!-zamrugałam gwałtownie, kiedy Haderia pomachała mi dłonią przed oczyma. Najwyraźniej nieco się zawiesiłam.
-Nie zaobserwowałam reakcji zwrotnej. Przyślijcie mi tu kubeł zimnej wody! To nie są ćwiczenia!-mówiła demonica do nieistniejącej krótkofalówki udając policjanta.
-Dobra, uspokój się!-powiedziałam.- Zamieniam się w słuch. Co dla mnie masz?-poprosiłam ją wcześniej o zebranie informacji o watasze.
-Fałszywy alarm! Odeślijcie kubeł. Przystępuję do procedury składania raportu-dopowiedziała świetnie się bawiąc. Zaraz potem stanęła na baczność i zaczęła opisywać cały pałac. Wyliczyła wszystkie pomieszczenia. Streściła krótko każdego członka watahy. Dodatkowo opisała ważniejsze miejsca na naszym terenie.
-To wszyściutko Szefowo!-zakończyła salutując.
-Spocznij-mruknęłam mając dosyć jej wygłupów.
-No i fajnie!-odpowiedziała zadowolona, siadając z impetem na fotel.
-Jesteś pewna, że nic nie przeoczyłaś? Chcę mieć pewność, że nic nam tu nie zagraża.
-Właściwie to jest jeszcze jedna sprawa...-powiedziała przygryzając dolną wargę.-Ta Willow...
-No?-ponagliłam.
-W jej ciele są trzy rózne postacie.
-Jak to możliwe?-zdziwiłam się. Wzruszyła ramionami.
-Pierwsza to Willow Mysz. Ta pierwotna. Druga to księżniczka Miranda. Duch mrozu. Z tego co wiem musiała znaleźć kogoś, kto przechowa jej duszę osłabioną po walce. Willow się na to zgodziła. Ale najdziwniejsza jest trzecia postać. Ujawnia się tylko w czasie poważnego zagrożenia. Bardzo potężna. Właściwie to dziwi mnie jej obecność. Jest jakby pozostałością po poprzednim wcieleniu duszy Willow. Zwykle pamięć naszych wcześniejszych wcieleń zlewa się z teraźniejszym. Tworzy część całości lub zanika. Ta jest zbyt potężna by ustąpić.
-W takim razie czym TO jest?-nie wytrzymałam i zapytalam.
-Bogiem-odparła spokojnie.
<CDN.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz