sobota, 1 lutego 2014

Wyprawa Alex'a KONIEC.

Powoli podszedłem do węża, kucnąłem przy nim a on spojrzał się na mnie.
-Nie zabijaj mnie! Proszę...-Histeryzował.
-Spokojnie, nie zabije Cię. Ale nie ma tu w pobliżu większych węży?- Spytałem.
-Nie... Mogę Ci pomóc, nie jestem lodowym wężem ale się zgubiłem.- Wąż nie był mały, tylko tak się wydawał w porównaniu do lodowych węży. Wyglądał on tak:
Nie wiedziałem co taki wąż robi w takim miejscu jak to...
Powiedział że nazywa się Powed, dziwne imię ale okey.''Następne piętro... Ciekawe co mnie czeka''Pomyślałem. Schodziłem znów powoli a wąż po prostu zleciał ze schodów. Zdziwiło mnie to. Gdy zszedłem na dół spytałem go:
-Nie zrobiłeś sobie nic?-
-Nie, jestem magicznym wężem.-Powiedział
-Pomożesz mi? Szukam legendarnego miecza ukrytego gdzieś tutaj.- Spytałem
-Jasne, idź za mną.-Zaczął pełzać w stronę kolejnych schodów.
Zszedłem za nim. 
-No... Tutaj Cię zostawię. Nie mogę i nie chcę tam wchodzić.-Powiedział przestraszony.
Zrozumiałem że jest tam Teurus. 
-No dobrze. Dziękuje.- Powiedziałem
Wszedłem do jaskini. Jaskinia była wypełniona lodowymi kryształami.
Nie było tam Teurusa. Wszedłem jak niby nic. ''Nie ma go... Może wyszedł''-Kpiłem sobie.
Szedłem przed siebie. Chyba nadepnąłem na jego ogon. 
Wkurzył się. Wyglądał tak:
Przestraszyłem się. Był największym z lodowych węży.
Wyciągnąłem miecz. 
Wiedziałem i było to też logiczne, że lodowe węże nie lubią ognia. Zapłonąłem a Teurus zaczął przeraźliwie syczeć. 
-No dawaj tchórzu!-Krzyknąłem.
Teurus rzucił się na mnie. Walka była zawzięta. Lała się ze mnie krew. Strzeliłem z łuku w jego oko. Oślepiłem go i pobiegłem. Wbiłem mu miecz w ciało. Zabiłem go. Ledwo uszedłem z życiem. Spojrzałem się za siebie i widziałem jak jego ciało i mój miecz zamarza i kruszy się. ''No nie, czym będę walczyć?'' Zmartwiłem się. Poszedłem dalej w głąb jaskini i zobaczyłem  Gerguda. Podszedłem do niego i z całych sił pociągnąłem. Nic. Ciągnąłem i ciągnąłem ale nawet nie drgnął. ''Rozwalę skałę!'' Jak pomyślałem tak uczyniłem. Skała pękła a miecz wypadł z niej. Wybiegłem z kanionów ale po drodze wywaliłem się sporo razy. Nie chcąc tracić reszty dnia, zamieniłem się w wilka i pognałem w stronę zamku. Powrót był długi jak sama wyprawa. Nie miałem sił ale wpadłem do zamku i nie tłumacząc nikomu, rzuciłem się w stronę łazienki. Siedziałem w niej 30 minut wycierając się.
Poszedłem do swojego pokoju, kładąc Gerguda w przygotowane wcześniej miejsce. Tak skończyła się moja przygoda.

(KONIEC)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz