Widziałam, że samiec był bardzo silny. Musiałam szybko pomóc Alice tak, jak ona pomogła mi. W pewnym momencie, kiedy był na górze, skoczyłam na niego i zrzuciłam go z wilczycy. Przygniotłam go do ziemi i zaczęłam lekko przyduszać go łapą.
- I jak, przyjemnie?- uśmiechnęłam się szyderczo.
- Bardzo.- odwarknął, kiedy to znów na mnie wylądował. Było tu jednak zbocze i sturlaliśmy się na dół. Oboje wylądowaliśmy dalej od siebie, walnęłam grzbietem o drzewo. Podniosłam się jednak szybko, korzystając z okazji, póki on jeszcze leżał na ziemi. Zaczęłam biec i w połowie drogi skoczyłam na niego. Dalej już walczyliśmy, ale, mimo że byłam samicą, miałam nad nim dużą przewagę. W końcu tak go poraniłam, że nie miał siły dalej walczyć. Padł i powarkiwał cicho.
- Nic ci to nie da. Widać jaki jesteś słaby. Dwóch wilczyc pokonać nie umiesz.- prychnęłam.
Usłyszałam za sobą kroki Alice. Stanęła koło mnie i zmierzyła go wzrokiem.
- A teraz masz opuścić nasz teren zanim cię zabijemy.- powiedziała.
- Ależ się boję... Aż mnie ciarki...
Nie dokończył, bo przerwałam mu warknięciem. Widząc, że już nie wygra, wstał zrezygnowany z wielkim wysiłkiem i poszedł.
- Nic ci nie jest?- spytałam po chwili.
- Nie, a tobie?
- Do wesela się zagoi.- uśmiechnęłam się.
< Alice? Wybacz, że tak późno... .-. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz