środa, 5 lutego 2014

Wyprawa Willow cz. IV

Szóstego dnia, rankiem, spaliśmy z Trai'em wciśnięci między korzeniami sporego drzewa. Nagle poczułam ukłucie w...tyłek. Natychmiast się poderwałam uderzając głową w korzeń.
-Au!-krzyknęłam.-Co jest do cholery!
~Mamo?-zaniepokoił się mój smok.
~Oj! Wybacz-odezwał się sprawca naszej gwałtownej pobudki. Był to mały jednorożco-pegaz.

~Co ty tutaj robisz, mały?-zdziwiłam się. Na latających Wyspach żyją tylko smoki, ptaki, niektóre owady i ryby. Żadnych koni!
~Jestem Helios-przedstawił się źrebak.~Zostałem tu przyniesiony z ziemi przez smoka, który chciał mnie zjeść. Uciekłem mu, ale nie potrafię sam wrócić na dół~wyjaśnił milknąc chwilowo.~Chociaż w sumie, to nie mam po co wracać, bo te gady zjadły całe moje stado~dodał smutno.
Przytuliłam go ostrożnie, żeby znowu nie nadziać sie na róg i powiedziałam:
~Jeśli chcesz to chodź z nami. Jesteśmy tu na wyprawie po Pióro Pegaza, ale niebawem wracamy. Możesz być naszym przyjacielem.
~Serio?!-ucieszył się. Pokiwaliśmy z Trai'em głowami. Maluch podskoczył z radości. Gdy się już uspokoił, oznajmił:
~Z chęcią z wami pójdę i potrafię wam chyba pomóc przy wyprawie. Bo wiecie, jestem tu dosyć długo. Dobrze znam Latające Wyspy. Zaprowadzę was do tajnego korytarza, który biegnie wprost ku Głównej Bibliotece. Z tamtąd już niedaleko po Pióro Pegaza. Są tylko dwa warunki:Ja nie wchodzę do Igły Arianny i, proszę, ochrońcie mnie przed smokami!
~Nie ma sprawy, ale Trai się nie liczy jako smok-odparłam.
~Ej!-oburzyła się moja gadzina. Udobruchałam go kawałkiem suchego mięsa. Sama wyciągnęłam z torby trochę sucharów i kilka orzechów włoskich.
~Chyba też coś zjem-powiedział Helios podgryzając kępę trawy. Zjedliśmy śniadanie przy akompaniamencie smoczych ryków. Potem wyruszyliśmy w kierunku wyznaczonym przez naszego nowego przyjaciela. Zmieniłam się w człowieka, gdy mielismy się przeprawiać na kolejną wysepkę. Jednorożco-pegaz był zaskoczony.
~Kim ty jesteś? Czarownicą?-zapytał niepewnie strzygąc uszami. Roześmiałam się.
~Owszem, znam się na magii, ale jestem człowieko-wilkiem.
~To jak masz na imię?
~No masz! Jeszcze się nie przedstawiłam!-pacnęłam się w czoło.~Mam na imię Willow, a to jest Trai.
~Jeśli wszystko jasne, to czy możemy już iść?-niecierpliwił się smok. Helios zdawał się być uspokojony. Poprowadził nas dalej. Po południu, do podnóża Igły Arianny dzieliły nas tylko dwie wyspy. Gdy przefrunęliśmy na pierwszą, zażądziłam postój. Usiedliśmy u stóp tamtejszego wodospadu i zaczęliśmy łapczywie pić krystaliczną wodę. Przy okazji napełniłam nią bukłak. Niespodziewanie pojawił się nad nami cień. "Cholera"-pomyślałam.
~I to bardzo...-dodał Trai odczytując mą myśl.
~Ok, kto się odważy i sprawdzi jak głęboko w dupie się znaleźliśmy?-zapytałam z ironią. Nikt się nie ruszył. W wodzie, niczym w lustrze zobaczyliśmy odpowiedź. Wielgachny smok zniżał lot ku nam. Z drugiej strony nadlatywała gromadka jego dzieci. Odepchnęłam telekinezą Trai'a i Heliosa między drzewa. Szybkim ruchem dobyłam miecza i spojrzałam na potwora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz