wtorek, 18 lutego 2014

Wyprawa Willow cz. VII

Wyprawa Willow część VII

Sfinks zaklął ostro pod nosem oraz walnął łapą w podłogę. Potem wziął głępoki wdech i siląc się na spokój powiedział:
-No cóż, pokonałaś moje czary. Będę musiała wam pomóc. Przeprowadzę was przez Książkowy Labirynt, prosto do Pióra Pegaza. Mam nadzieję, że wtedy Arianna się tobą zajmie, Salicti*. Jeśli, co raczej niemożliwe, przeżyjecie, to bez problemu znajdziecie wyjście, bo zaklęcie ochronne już nie działa.
Skończywszy mówić, bibliotekarz podążył między regałami. My za nim.
~Masz szczęście...-szepnął mi smok.
-Niestety...-jęknął nasz przewodnik.-Jesteście pierwszymi, którzy w ogóle zobaczą skarb tej biblioteki.
Niebawem dotarliśmy na miejsce.
-Odtąd radźcie sobie sami. Połamania karków-mruknął nadąsany sfinks i zniknął za półkami.
Staliśmy w okrągłym pomieszczeniu pod kopułą. Było prawie puste, nie licząc nas oraz unoszącego się w powietrzu artefaktu.

 Podeszłam bliżej, wyciągając ręce w górę. Sięgnęłam ku bańce mydlanej. Gdy tylko moje palce zetknęły się z nią, rozprysła się. Pióro Pegaza, zaś w błysku zmieniło się w naszyjnik.

Złapałam go i założyłam. Już wiedziałam co oznaczało obce słowo, które wypowiedział sfinks.
~Dobra, idziemy-powiedziałam ruszając szybkim krokiem. Nie zaszliśmy zbyt daleko, gdy usłyszałam za plecami czyjeś stąpanie. Na chwilę stanęłam w bezruchu nasłuchując. Rozległ się dźwięk napinania łuku, a zaraz potem świst strzały. Trafiła półkę tuż przy mojej głowie. Skoczyłam w bok wpadając na regał. Kilka książek spadło. Chwyciłam jedną, co mnie uratowało. Następna strzała wbiła się w okładkę. Odrzuciłam książkę i pobiegłam jak najprędzej. Uchyliłam się przed kolejnym pociskiem w biegu.
~Osłaniaj mnie Trai! Ona zbyt mocno kocha smoki, żeby Cię zranić!-zawołałam w myślach. Posłuchał się. Arianna zaklęła głośno ruszając w pogoń. Zrezygnowała ze strzelania. Już miałam nadzieję, że wyczerpała zapas strzał, kiedy przed oczami coś mi mignęło. Była to mała, metalowa gwiazdka z zaostrzonymi końcami, której zwykle używają ninja-shuriken. Wojownicza odcięła nią tylko kosmyk moich włosów. Zmusiłam się do jeszcze szybszego biegu. Nagle wpadłam do jakiejś ogromnej sali. Miała wysoki, łukowaty sufit, wielkie witrażowe okno, a w jednej ze ścian ziała spora dziura. Właśnie przez nią wleciał czarny smok chaosu. Jego ogon naszprycowany kolcami drgał. Cały był pokryty lśniącą, prawie niezniszczalną łuską. Ze skrzydeł wystawały dwa długie pazury, których końce produkowały śmiertelna truciznę. Gad miał tylko tylne łapy. Niby ułatwienie, ale została jeszcze paszcza...
-Dalej już nie uciekniesz!-zawołała Arianna stojąc w wejściu, oparta o łuk. Przeszła spokojnie obok nas. Zatrzymała się dopiero przy swoim śmiercionośnym pupilu i poklepała go po głowie.
-Może, jako pani domu przedstawię się pierwsza-rzuciła posyłając mi pogardliwe spojrzenie.- Jestem Arianna, będę walczyć z pomocą tego oto smoka chaosu. Moja główna broń to łuk.
Zademonstrowała swój oręż.

-Willow Mysz-powiedziałam.-Pomoże mi smok powietrzno-lodowy. Używam zwykle miecza.
Smocza mistrzyni roześmiała się głośno.
-Nie żartuj sobie dziecinko! Gdzie niby jest twój miecz?!
Bez słowa uniosłam prawą dłoń nad głowę. Po chwili zmaterializował się tam mój rapier.

Chwyciłam go kierując ostrze ku Ariannie.
-Nie myśl, że się wystraszę. Nadal nie macie z nami szans, ale koniec tego gadania! Walczmy!-krzyknęła. Smok chaosu zawtórował jej rycząc.

<Dzisiaj sporo zdjęć, żeby zaoszczędzić opisów :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz