piątek, 28 lutego 2014

Od Marcus'a d.c. Iris

- Zdziwisz się - powiedziałem po dłuższej chwili milczenia - wiem i to dobrze
- Serio? - odpowiedziała patrząc na mnie
- Tak..., odkąd moja młodsza siostrzyczka się zgubiła to tylko o niej trąbili, szukali jej i na mnie nie zwracali najmniejszej uwagi, przynajmniej rodzice i większość innych ludzi. No, a niedawno się okazało, że to Willow, no cóż.., chyba jednak trochę już za późno - powiedziałem
Pokiwała głową.
- Ale jakoś to przeżyję, chyba mi to nie jest potrzebne - zauważyłem z uśmiechem
Też się lekko uśmiechnęła, oparła głowę o moje ramię.
- Zmieniając temat, jutro też gdzieś uciekasz? - zapytała
- Nie..., raczej nie - uśmiechnąłem się - Możemy gdzieś iść jak chcesz

< Iris?>

Od Iris d.c. Willow

- Bracie?!
- em.. No... Chciałem ci wcześniej powiedzieć... Ale twój brat... - trochę się jąkał, co mnie rozśmieszyło.
- Nie zmieniajmy tematu na moją rodzinę - mruknęłam i poszłam w stronę zamku.
Marcus idąc obok mnie, złapał mnie za rękę. Uśmiechnęłam się lekko.  
- Czemu nie chcesz kierować tematu na swojego brata?
- Chodzi mi o to, ze zawsze żyje w jego cieniu - westchnęłam cicho. - Zawsze wszystko o nim...
Marcus nie odpowiedział. Rozumiałam go, przecież nie wiedział jak to jest.

< Marcus?> 

Od Anne

Siedziałam w ruinach rozmawiając z jednym z bardziej nieśmiałych tamtejszych duchów. Cieszył mnie dość ten fakt gdyż próbowałam z nim porozmawiać już od dłuższego czasu, może udałoby się go odesłać? Albo chociaż nie straszyłby tu tak tymi swoimi łańcuchami.
- Więc było to ta.... - urwał w połowie zdania i zniknął z przerażeniem w oczach.
Odwróciłam się by sprawdzić kto mi przeszkadza. Powoli wstałam, gdyż nie licząc dwóch świec było tam całkiem ciemno i zbytnio nie widziałam tej osoby, musiałam dopiero podejść bliżej.
- Cześć - mruknęłam średnio zadowolona widząc Kastiel'a
- Cześć, coś się stało? - zapytał
- Oprócz tego, że przeszkadzasz mi w pracy nic, a nic - odpowiedziałam z promiennym uśmiechem, którego i tak nie było widać w tych ciemnościach.
Wyciągnęłam małą kulkę, która zaczęła rosnąć i świecić. Kula światła wzleciała pod sufit oświetlając pomieszczenie.

< Kastiel?>

Od Willow

Zima w tym roku skończyła się wyjątkowo szybko. Po powrocie z wyprawy przesiedziałam dwa dni w pokoju sącząc herbatę. Przy okazji nauczyłam się ze zdobytej książki jak móc zniknąć. Zanim odnalazłam watahę, setki razy o tym marzyłam. Gdy rodzice się na mnie darli, gdy matka biła mnie w twarz, gdy próbowałam zwędzić coś do jedzenia od brata, bo sama nie dostawałam prawie nic... Wszystko przyjmowałam z uśmiechem i myślą-"zaraz się skończy, wytrzymaj jeszcze chwilę!".
-Teraz już mogę być niewidzialna, choć tego nie potrzebuję!-zaśmiałam się do siebie wychodząc z gorącej kąpieli. Owinęłam się ręcznikiem i podeszłam do zaparowanego lustra. Narysowałam na jego powierzchni wielkie słońce, a pod spodem smutnego, rozpuszczonego do połowy bałwanka.
-Odpoczęłaś już wystarczająco! Dzisiaj idziesz na dwór szukać wiosny!-powiedziałam do swojego lustrzanego odbicia. Tak też zrobiłam.
Ubrana w długi, zapinany sweter, kozaki, pasiasty szalik z wełny i rękawiczki "bez palców" spacerowałam po lesie. Wśród drzew ćwierkały sikorki. Nagle zatrzymałam się wpół kroku i spojrzałam na najbliższe drzewko.
-Jeeeej...bazie!-ucieszyłam się na ich widok. Szybko nacięłam całe naręcze młodych gałązek z kotkami. Szłam dalej ścieżką wzdłuż jeziora pogwizdując. Po jakimś czasie dołączył do mnie pierwszy wiosenny motyl. Przystanęłam, a on usiadł mi na głowie. Zaśmiałam się radośnie.
-To co? Idziemy dalej?-zapytałam go.
-Z kim rozmawiasz?-rozległ się głos obok. Rozejrzałam się zaskoczona. Przede mną stała różowowłosa dziewczyna o niebieskich oczach.
-Z motylkiem...-zająknęłam się szukając swego dotychczasowego towarzysza.-Oj...odleciał-zasmuciłam się.
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
-Nie wiedziałam, że motyle mówią-odparła, ale po chwili spoważniała.
-Umiesz z nimi rozmawiać?-spytała. Zaprzeczyłam. Popatrzyła na gałązki, które niosła i uniosła brew.
-Zbierasz chrust czy jak?-zdziwiła się.
-To bazie, a nie zwykłe badyle-żachnęłam się.-Wysuszę je i będzie jak znalazł na pierwszy dzień wiosny.
Pokiwała głową.
-Jesteś...Angel prawda?-powiedziałam po krótkim namyśle.-Niebiańskie imię!-zaśmiałam się.
<Angel?>

Od Elias'a d.c Lucy

Wszedłem dość cicho zamykając za sobą drzwi.
- Płakałaś? - zapytałem
Kiwnęła lekko głową.
- Co się stało? - zapytałem spokojnie
Nie odpowiedziała, wytarła oczy. Siadłem na łóżku koło niej.
- Na pewno nie jest aż tak źle żeby płakać i znajdziesz z tego jakieś wyjście - powiedziałem z uśmiechem próbując ją pocieszyć.
- Wątpię - mruknęła dość cicho jakby tylko czekała aż wyjdę by znowu zalać się łzami
- A ja jestem pewien, że sobie poradzisz, a jeśli nie to Ci pomogę, jeśli oczywiście dasz mi szansę - odpowiedziałem, od razu weselszy gdyż zdecydowała się odezwać
Milczała dłuższą chwilę.
- Powiesz co się stało czy nie? - zapytałem jeszcze raz podając jej chusteczkę

< Lucy?>

Od Elias'a d.c. Luny

- Możemy - wzruszyłem ramionami
Po chwili byliśmy już w zamku i siedzieliśmy w kuchni pijąc gorącą czekoladę...
- I tak jest dzisiaj dość ciepło, więc nie było tak źle - skomentowałem przypadkową kąpiel.
Zaśmiała się lekko.
- Tak, aż tak źle nie było, ale musisz przyznać, ze kąpiel w jeziorze pod koniec lutego nie jest dość przyjemna - odpowiedziała
- Owszem.., do przyjemnych bym jej nie zaliczył, ale była znośna, może nawet nie będę mieć kataru, ale tylko dzięki temu, że szybko mnie wysuszyłaś - odpowiedziałem z uśmiechem
Kiwnęła głową.
- Co miałam zrobić? W końcu to mój koń Cię tak urządził... - zauważyła
- E tam..., założę się, że to nie głupi koń, a skoro tak jest to sam dobrze wiedział co robi i nie masz z tym nic wspólnego - odpowiedziałem
- Też racja... - przystała przy tym
- Widzisz, więc jeszcze raz dziękuje za uwolnienie od przeziębienia - odpowiedziałem ze śmiechem
- Nie ma za co - odparła równie rozbawiona
- No właśnie jest, przed chwilą Ci powiedziałem za co

< Luna?>

Małe ogłoszenie

Dobra, bierzemy się za małe porządki gdyż ostatnio nasze rokowania spadły i mamy mniej opowiadań. Więc każdego proszę o napisanie jednego opowiadania do dwóch dni. jeśli nie może, proszę powiadomić administratora ( chyba, że jest na wyjeździe i już się usprawiedliwił). Każdy kto nie przyśle opowiadanie zostanie po prostu usunięty gdyż nie są nam potrzebne stojące słupy soli tylko ktoś kto aktywnie pisze.

Żeby nie było kieruje to także do reszty administratrów ( Blue oraz Riv ), lecz jedynie z prośbą o napisanie bo nie mam zamiaru usuwać waszych postaci chodź by z  czystej przyzwoitości.

Piszę posta tylko dlatego, że jest parę osób, które napisały jedynie pierwsze opowiadanie, a potem olały całkiem sprawę lub też nawet na ten wysiłek nie było ich stać.

Mam nadzieję, ze usunę jak najmniej osób, ale będę tym razem w tym konsekwentna, życzę miłego dnia :)

~karolina230301/Felix
Przepraszam za nie odpisanie na opowiadania, ale mam aktualnie 
kryzys twórczy jednak nad tym pracuje i powinnam do
 poniedziałku wszystko nadrobić. Dziękuje za uwagę.

czwartek, 27 lutego 2014

Od Alice d.c. Rinevy

Odwzajemniłam uśmiech....
-Chodźmy..czas na nas...
-A wiesz kto to był?-zapytała..
-Ktoś...dawne dzieje...-westchnęłam
-No powiedź....-nalegała..
-Em....taki jeden...
-Aaaa "taki jeden"-zajarzyła..
-Ta..obiecywał że się zemści....nie wychodzi mu to..-zachichotałam..
-Potwierdzam!-dodała ze śmiechem Riv..
-Teraz chodźmy..znam niezłą miejscówkę jest poza terenem watahy ale do nikogo nie należy,....-uśmiechnęłam się chytrze...
-No nie wiem..
-Chodź....Zagoi ci się przy okazji to zadrapanie....
-No dobra....
W końcu doszłyśmy do jednego z tych miejsc..
-To moje ulubione....Można się wyciszyć i odprężyć...
-Ale tu pięknie! -powiedziała z zachwytem
 -Mhm..Chodź..pokazuj te zadrapanie....-mruknęłam..
Riv podeszła do mnie bliżej...Obejrzałam je i przyłożyłam listek z drzewa po czym zaczęło się goić..
-Co to za miejsc?-zapytała
-Magiczne....Niedaleko jest jezioro...Ale chyba twój Felix mnie zabije że ciebie "porywam" aby spędzić z tobą trochę czasu...-zaśmiałam się i przyglądałam jak rana szybko znikała...
(Cd.Rinevy ? ;P dajemy akcje! )

Kotori do Rinevy

-A..Aha . - warknąłem , gdyż nic mądrzejszego nie przychodziło mi do głowy . Trudno , mowa srebrem , milczenie zlotem . Gdyby można było się pogadzić na tym , byłbym milonerem .
- Panie pyskaty , czemu milczysz ? - Rineva wyrwała mnie z zamyślenia .

< Ta da , kocham tą komórkę ... XD >

Odejście...

Hejka! Jako że nie mogę już znieść tych docinków itp. Felix'a odchodzę.
Mam dosyć słuchania jaka to jestem głupia, słaba itp.
Wybaczcie!
~Bye!
Od Julia Gwiazd, właścicielki: Gabriel'a, Alex'a, Serhaim'a i Criss'a

Od Lucy d.c. Elias'a

Szłam w stronę krańca watahy. Zobaczyłam tego samego wilka, o którym mówiła poszkodowana. Zamieniłam się. I od razu zaczął do mnie przemawiać.
-Och myślałem, że jako jedna z naszej rodziny będziesz… No wiesz bardziej mroczna –powiedział
-Czego chcesz-warknęłam po raz pierwszy odkąd pamiętam miałam w sobie tyle złości.
-Ty nic nie wiesz, co nie? –warknął wilk –Nie wiesz, kim jestem. Moi rodzice wydziedziczyli mnie tylko, dlatego bo cię zgubiłem jak byłaś berbeciem. Potem nakazałbym cię znalazł za wszelką cenę. Nie rozumiesz tego, ale on wolałby jego córka zasiadła na tronie niż jego pierworodny syn.
-Z prawego łoża –burknęłam pod nosem a wilk warknął
-Tak może i mój ojciec nie jest biologiczny, ale nie ma dowodów-burknął
-Kolor włosów jest odpowiedni. Jako jedyny z rodziny masz błękitne a podczas furii jak każdy czarne –prychnęłam.
Nie wiedziałam skąd tyle wiedziałam. Jak by każde słowo, które mi mój „brat” zadaję było przypomnieniem domu, którego nie chcę znać.
-Tak może i masz racje, bo ty przecież masz różowe tak samo jak matka, ale czerwone podczas furii jak ojciec –warknął –Nie podważalne dowody na to, że jesteś dzieckiem rodziny królewskiej. Ale wróć ty jeszcze nie masz furii. Zapomniałem, że nie skończyłaś 20 lat.
-Dlatego właśnie zamykam się w sobie spokój wszystko spowalnia-powiedziałam
-Jasne –prychnął –Wrócę ty za tydzień Luizo Lillith Shadow.
-Mam na imię Lucy a nie Luiza-powiedziałam z prychnięciem
-No po piśmie mamy można się wszystkiego doczytać –powiedział
Odwrócił się napięcie. Ruchem głosy skinął w stronę kruków. Te zaskrzeczały i ruszyły przed siebie, lecz ten stał.
-Masz tydzień na namysły. Po tygodniu wrócę tu by zabrać cię do domu –syknął
Zaczął biec a ja wróciłam w swoją normalną postać. Biegłam przed siebie do zamku. Zamknęłam się w swoim pokoju i zaczęłam płakać. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę –zachlipałam
<Elias?>

wtorek, 25 lutego 2014

Od Rinevy d.c. Felix'a

Patrzyłam się na niego, bo tylko to teraz byłam w stanie zrobić. Nie spodziewałam się oświadczyn, a odpowiedź, jaką miałam przygotowaną, nie chciała mi przejść przez gardło. To serce z gwiazd było przepiękne, a pierścionek... Jeszcze piękniejszy. Nie wyobrażałam sobie innych oświadczyn, niż te. Były takie, o jakich kobieta zawsze marzy.
- Tak.- odpowiedziałam po chwili szoku i uśmiechnęłam się.
Nie mogłam po prostu opanować szczęścia i rzuciłam się na niego, przytulając go. To była najwspanialsza chwila mojego życia. Serce biło mi, jak oszalałe.


Od Amy d.c. Gammy

- Żebyś się nie pomyliła.- prychnęłam.
Ta osóbka zaczęła mnie już irytować. Naprawdę. Myśli, że zaraz powiem jej całą swoją historię, a może, o której godzinie się urodziłam? Nienawidziłam tego typu rozmów. A z resztą, co miałabym o sobie powiedzieć? Że moja matka przypadkowo zaszła w ciążę i myślała, że to zwykły chłopak, a to tak na prawdę demon? Że całe życie mnie nienawidziła za to, że w ogóle istnieję, chodzę, oddycham? Za to, że jestem taka sama, jak ojciec? Moi rówieśnicy woleli mnie omijać z daleka, więc zazwyczaj siedziałam zamknięta w swoim pokoju, na dworze, albo koło ojca. Ale jakoś żyję i jest mi tak dobrze, jak jest. Nagle zdałam sobie sprawę, że ta dziewczyna cały czas paplała, ale jej nie słuchałam i zadała mi chyba kolejne pytanie. Zignorowałam ją i nie odpowiedziałam. Czułam, że patrzy się na mnie wyczekująco, aż udzielę jej odpowiedzi, ale ja dalej szłam i patrzyłam się przed siebie.

< Gamma? Sorki za takie opóźnienie >.< >

Od Rinevy d.c. Alice

Widziałam, że samiec był bardzo silny. Musiałam szybko pomóc Alice tak, jak ona pomogła mi. W pewnym momencie, kiedy był na górze, skoczyłam na niego i zrzuciłam go z wilczycy. Przygniotłam go do ziemi i zaczęłam lekko przyduszać go łapą.
- I jak, przyjemnie?- uśmiechnęłam się szyderczo.
- Bardzo.- odwarknął, kiedy to znów na mnie wylądował. Było tu jednak zbocze i sturlaliśmy się na dół. Oboje wylądowaliśmy dalej od siebie, walnęłam grzbietem o drzewo. Podniosłam się jednak szybko, korzystając z okazji, póki on jeszcze leżał na ziemi. Zaczęłam biec i w połowie drogi skoczyłam na niego. Dalej już walczyliśmy, ale, mimo że byłam samicą, miałam nad nim dużą przewagę. W końcu tak go poraniłam, że nie miał siły dalej walczyć. Padł i powarkiwał cicho.
- Nic ci to nie da. Widać jaki jesteś słaby. Dwóch wilczyc pokonać nie umiesz.- prychnęłam.
Usłyszałam za sobą kroki Alice. Stanęła koło mnie i zmierzyła go wzrokiem.
- A teraz masz opuścić nasz teren zanim cię zabijemy.- powiedziała.
- Ależ się boję... Aż mnie ciarki...
Nie dokończył, bo przerwałam mu warknięciem. Widząc, że już nie wygra, wstał zrezygnowany z wielkim wysiłkiem i poszedł.
- Nic ci nie jest?- spytałam po chwili.
- Nie, a tobie?
- Do wesela się zagoi.- uśmiechnęłam się.

< Alice? Wybacz, że tak późno... .-. >

poniedziałek, 24 lutego 2014

Od Felix'a

Więc tak, nie mam zamiaru tutaj żadnego wstępu, ani nic, macie to po prostu przyjąć do wiadomości. Od początku postaram się żeby to nie było zbyt długie bo nie da się zacząć od środka.



Kręciłem się dość nerwowo przy stajni. Niby takie nic, a od razu się parę osób czepia. W zamyśleniu chodziłem w kółko kiedy zatrzymała mnie Iris.
- Weź! Bo Ci się w głowie zakręci - skrzywiła się, ale mówiła to z rozbawieniem
- Em..., przepraszam... - bąknąłem
- Coś się stało? - zapytała
- Nie, a co się miało stać? - odpowiedziałem dość opryskliwie
- Chodzi o Riv co? - odpowiedziała nie zwracając na to większej uwagi
Przyjrzałem się jej uważnie.
- Skąd wiesz? - zapytałem
- Zgadywałam - uśmiechnęła się
Właśnie zorientowałem się jaki durny błąd popełniłem, nie odpowiedziałem.
- To o co chodzi? - zapytała
- O nic - burknąłem pod nosem
- Jaki ty uparty - westchnęła podeszła i sama odczytała wszystko z mojej głowy.
Oczywiście tylko to co w miarę chciałem jej pokazać.
- Serio sobie z takim czymś nie poradzisz? - zapytała
Wzruszyłem ramionami czując, że trochę mi głupio. Pociągnęła mnie za rękę do stajni i kazała siodłać pegazy..., no cóż..., posłuchałem...



Wieczorem siedziałem na dachu i patrzyłem w gwiazdy. Usłyszałem skrzypnięcie drabiny i po chwili koło mnie stała Riv.
- Cześć - uśmiechnąłem się do niej i powoli wstałem
- Hej..., jak tam z Iris? - zapytała dość przekornie
- Em..., co? - zdziwiłem się
- No polecieliście dzisiaj do miasta na cały dzień... - zauważyła
- Tak - potaknąłem - Musiała mi w czymś pomóc....
- W czym? - zapytała z udawanym zainteresowaniem
Pstryknąłem palcami, za mną powstało złudzenie optyczne jakby gwizdy zmieniły swój układ  
Riv milczała widocznie zdziwiona, zaniemówiła. Chuchnąłem w dłoń jak jakiś magik i pojawiło się pudełeczko. Klęknąłem przed nią.
- Wyjdziesz za mnie? - zapytałem pokazując pierścionek
Szczerze mówiąc to ledwo przeszło mi to przez gardło...

< Riv? >
Jak odmówisz się załamie, to opowiadanie było tak trudne  ;-;

Od Elias'a d.c. Lucy

- Nie ma za co - odpowiedziałem - powodzenia w dalszych poszukiwaniach
- Dzięki - kiwnęła głową
Widocznie coś ją martwiło gdyż strasznie się zamyśliła. Nie miałem zamiaru jej przeszkadzać więc poszedłem się przejść. Wróciłem po godzinie i już jej nie było. Może coś jej wpadło do głowy? Szkoda, że nie umiem jej pomóc.

< Lucy?>
Sorka, ze tak długo i takie krótkie ;-;

czwartek, 20 lutego 2014

Wyprawa Willow cz. VIII

Wyprawa Willow część VIII


~Zajmij się nią do czasu, aż unieszkodliwię smoka. Nic Ci nie zrobi, więc za wszelką cenę masz ją powstrzymać-wydałam naprędce polecenie Trai'owi. Spojrzał zatroskany, lecz posłuchał i poleciał zatrzymać Ariannę.
Potwór zamachnął się na mnie ogonem. Szybkim ruchem odcięłam jego kolczastą końcówkę. Spadła na podłogę pryskając krwią. Równocześnie rozległ się pisk Arianny i jej partnera. Osłoniłam się tarczą magiczną przed strzałą, którą posłała. Przy okazji uniknęłam ciosu od smoka. Drań chciał użyć swoich trujących pazurów. Usunęłam tarczę uskakując w bok. Rąbnęłam gada po szyi. Efekt był taki, że kilka łusek oderwało się, a reszta odbiła moje ostrze. Nic mu nie zrobiłam. Kątem oka dostrzegłam jak Trai dzielnie ciągnie łuczniczkę za rękaw.
Spróbowałam jeszcze raz. Tym razem wskoczyłam na głowę smoka i przyłożyłam mu między oczy. Znów posypały się łuski, a gad gwałtownym ruchem strącił mnie ze swojego łba. Potem jeszcze uderzył. Przywaliłam z impetem w ścianę, aż popękała. Nie mogłam oddychać z bólu. Pociemniało mi w oczach. Nagle strzała Arianny rozcięła mój policzek. Jej smok brał rozpęd do ostatecznego ciosu. Spojrzałam błagalnie na Trai'a.
~Duszę się...-przesłałam do niego myśl. Niemal od razu moje płuca napełniły się mroźnym, orzeźwiającym powietrzem. W końcu Trai włada wiatrem...
Nieporadnie wstałam unosząc broń. Potwór właśnie leciał ku mnie. Wybiegłam mu na przeciw pochylając się. W ostatniej chwili wyminęłam jego paszczę i skierowałam ostrze w najsłabiej osłonięte miejsce - pod skrzydło. Trafiłam dobrze. Wcisnęłam dodatkowo stopą głowicę, tak że całe półtorametrowe ostrze zanurzyło się w smoku. Rozdzierający krzyk łuczniczki oraz gada potoczył się po sali. Przeturlałam się po posadzce jak najdalej od bestii. Trai musiał przymrozić Ariannę do podłogi, bo miotała się na wszystkie strony. Jej pupil zresztą też.
-Nadal żyje...-wyszeptałam zdumiona. Należący do mnie rapier tkwił w cielsku jaszczura, więc rozejrzałam się za jakąś inną bronią. Mój wzrok padł na odciętą część ogona nabitą kolcami. Wyszarpałam kilka i tak uzbrojona natarłam na tamto żywotne bydlę. Omijając bijące skrzydła wskoczyłam mu na grzbiet. Wbiłam jeden szpikulec między łopatki, następny w kark. Potwór odchylił szyję z bólu. Wykorzystałam tę okazję nadziewając jego łeb na pozostały szpic. Smok cały zesztywniał plując krwią, wreszcie padł. Wyciągnęłam swój miecz z martwego stwora.
Arianna zawyła z furią, napinając łuk. Trai rzucił się na nią. Jakimś cudem wyszarpał jej broń, co spowodowało jeszcze większą wściekłość smoczej mistrzyni. 
-Zzabiiję Cięę Ssalicti*..-wysyczała unosząc powoli głowę.
~O matko...-przeraził się Trai. Miał czego - zamiast źrenic wojowniczki były dwie pionowe kreski. Paznokcie zmieniły się w smocze pazury. Dodatkowo wyrosły jej skrzydła, ogon oraz rogi. 

Zerwała się do lotu z rykiem. Miała kły godne lwa. Uchyliłam się przed jej rozcapierzonymi łapskam. Potem machnęłam rapierem celując w szyję. Przytrzymała ostrze jedną ręką, drugą chwyciła moje włosy. Krzyknęłam z bólu równocześnie dając jej kopniaka. Puściła, a zaraz potem sama kopnęła mnie w brzuch z taką siłą, że upadłam dwa metry dalej. 
Miecz leżał poza moim zasięgiem, Arianna zbliżała się, a jedyne co byłam w stanie zrobić to skulić się od nadmiaru cierpienia. Z pomocą przyszedł mój kochany smok. Po prostu skoczył na wojowniczkę. Tarzali się w walce tuż obok. Skorzystałam z okazji i podpełzłam do miecza.
"Ok, świetnie! Masz już broń. Teraz wstań!"-wrzasnęłam na siebie w myślach. Wzięłam głęboki wdech. Potem chwiejąc się, stanęłam. 
W między czasie moja przeciwniczka odepchęła smoka. Teraz stałyśmy naprzeciw siebie. Trai nieźle ją podrapał, ale nic poza tym. 
-Skończmy to!-warknęła rozkładając skrzydła. Zamachała nimi wzlatując nieco.
Nie mogłam się ruszyć, gdy pół-smoczyca leciała prosto na mnie. W ostatniej chwili teleportowałam się tuż za nią. Szybkim ruchem rozcięłam jej plecy. Zawyła wyginając się w łuk. Wtedy zadałam ostateczny cios wbijając ostrze między łopatki. Przeszło na wylot między piersiami. Arianna wydała jeszcze zduszony jęk. Potem umarła. 
Wyciągnęłam miecz, cofnęłam się kilka kroków i padłam zmęczona na podłogę. Białe, marmurowe płyty były ochlapane krwią. 
~Żyjesz?-zapytał Trai siadając obok.
-Już niedługo...-wyszeptałam. Bolały mnie wszystkie flaki naraz. Na pewno miałam poważne obrażenia wewnętrzne. Kaszlałam wypluwając sporo krwi.
~Poczekaj! Lecę po pomoc!-zawołał smok odlatując. Niebawem wrócił razem z Heliosem.
~Jesteś...Hmm, inny-stwierdziłam.
~Urosłem, żeby móc użyc całej swojej mocy. Zaraz Cię uleczę.-wyjaśnił. Jego róg zaświecił się, moje ciało również. 

Poczułam przyjemne ciepło. Wkrótce byłam całkowicie zdrowa i pełna energii.
-Dziękuję-szepnęłam tuląc pegazorożca, który wrócił do poprzednich rozmiarów.
~Puść, bo mnie udusisz!-parsknął, wyrywając się z moich objęć. Wstałam ze śmiechem i dotknęłam naszyjnika z Piórem Pegaza.
-I to wszystko dla takiej błyskotki...-mruknęłam. Podeszłam do martwej Arianny. Nie była już pół-smokiem, ale obok nadal leżały jej smocze skrzydła. Dotknęłam ich. Wtedy jakby ożyły i przyrosły do moich pleców. Zamachałam nimi. 
-Zobaczcie!-krzyknęłam do towarzyszy. Zaczęłam latać po sali śmiejąc się. 
-Dobra, starczy. Znikajcie!-powiedziałam do skrzydeł kiedy wreszcie wylądowałam. Zniknęły.
***
Potem jeszcze raz spotkaliśmy sfinksa. Dogonił nas u wyjścia z pałacu. Przyniósł tobołek z jedzeniem.
-Wyzwoliliście mnie spod rządów smoczej mistrzyni, jestem wam dozgonnie wdzięczna-oznajmił z głębokim ukłonem.
-Dziękujemy-odparłam biorąc jedzenie.
-A tak przy okazji, to zabrałaś coś z mojej biblioteki-przypomniał. Zajrzałam do kieszeni. Wyciągnęłam z niej małą książeczkę pod tytułem:"Jak zostać niewidzialnym-kurs w jeden dzień".
-Możesz ją zatrzymać-powiedział sfinks po czym pożegnaliśmy się. Był dzień siódmy wyprawy.
***
Droga przez Latające Wyspy bez martwienia się smokami zajęła jeden dzień. Na dole spotkaliśmy Lisa Ferdynanda. Bardzo się ucieszył na nasz widok. Ogłosił, że zaprowadzi nas prosto na tereny watahy i zamieszka w jakiejś jamie niedaleko zamku. Dotrzymał obietnicy. Dziesiątego dnia byliśmy w domu tak jak planowałam. 

Koniec.

wtorek, 18 lutego 2014

Od Blue

Poranek jak każdy zwykły. Wstałam rano, ubrałam się i zeszłam do kuchni. Zwykle wstaję najwcześniej, robię kanapki dla Alex'a i zmykam na jakąś wycieczkę krajoznawczą, pomimo że znam już cały teren.
Ku mojemu zdziwieniu w kuchni siedziała sobie Mitsui i wcinała kanapkę z szynką.
-Cześć...-powiedziałam przechodząc obok jej.-Robię herbatę, chcesz?
-Yhym...-mruknęła i znów wzięła gryz
Zaparzyłam herbatkę i podałam jej.
-Co tak wcześnie robisz na nogach?- zapytałam robiąc sobie kanapkę.



<Mitsui?>

Ostatnie szanse. Wyprawy!

Witam was wszystkim bardzo serdecznie!
Tak więc, że zostały tylko 2 dni, a po tym nasze Wyprawy zostaną zniesione.
Chciałabym byście dowiedzieli się co kto ile dostał, oczywiści chodzi o AUR
Zostanie on dopisany do waszego konta w ciągu tych 2 dni.
Jeśli ktoś jeszcze chciałby ruszyć na ową wyprawę, to zapraszamy!
To ostatnie szanse.
No więc tak:
~~~~~~~~~~~~~~
Alice:
AUR: 5'000
Mały eliksir życia [Taki prezencik]
Felix:
AUR: 5'000
Bon na moc [Jaką tam sobie chcesz]
Alex:
AUR: 5'000
Bon na moc [Wedle uznania, kotku]
Blue:
AUR: 5'000
[Nie wiem po co to piszę, ale okey]
~~~~~~~~~~~~~~
Jeśli jeszcze ktoś nie dokończył, może zrobić to do końca miesiąca.
Gdybym kogoś zapomniała, to niech do mnie napisze. Nie gryzę, chyba.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
To tyle związku z wyprawami.
Ostatnio liczba naszych postów spadła nieco [drastycznie]
Więc upominam, iż przynajmniej 1 post na 2 tyg. No chyba, że jakaś
super duper extra ważna sprawa. Albo ferie czy coś i wyjeżdżacie.
A no właśnie macie, a może już mieliście ferie?
Czy może wciąż oczekujecie, tego pięknego okresu?
Ja już miałam ;< Chcę więcej!
Pozdrawiam~Osóbka która jest zua, Blue.

Wyprawa Willow cz. VII

Wyprawa Willow część VII

Sfinks zaklął ostro pod nosem oraz walnął łapą w podłogę. Potem wziął głępoki wdech i siląc się na spokój powiedział:
-No cóż, pokonałaś moje czary. Będę musiała wam pomóc. Przeprowadzę was przez Książkowy Labirynt, prosto do Pióra Pegaza. Mam nadzieję, że wtedy Arianna się tobą zajmie, Salicti*. Jeśli, co raczej niemożliwe, przeżyjecie, to bez problemu znajdziecie wyjście, bo zaklęcie ochronne już nie działa.
Skończywszy mówić, bibliotekarz podążył między regałami. My za nim.
~Masz szczęście...-szepnął mi smok.
-Niestety...-jęknął nasz przewodnik.-Jesteście pierwszymi, którzy w ogóle zobaczą skarb tej biblioteki.
Niebawem dotarliśmy na miejsce.
-Odtąd radźcie sobie sami. Połamania karków-mruknął nadąsany sfinks i zniknął za półkami.
Staliśmy w okrągłym pomieszczeniu pod kopułą. Było prawie puste, nie licząc nas oraz unoszącego się w powietrzu artefaktu.

 Podeszłam bliżej, wyciągając ręce w górę. Sięgnęłam ku bańce mydlanej. Gdy tylko moje palce zetknęły się z nią, rozprysła się. Pióro Pegaza, zaś w błysku zmieniło się w naszyjnik.

Złapałam go i założyłam. Już wiedziałam co oznaczało obce słowo, które wypowiedział sfinks.
~Dobra, idziemy-powiedziałam ruszając szybkim krokiem. Nie zaszliśmy zbyt daleko, gdy usłyszałam za plecami czyjeś stąpanie. Na chwilę stanęłam w bezruchu nasłuchując. Rozległ się dźwięk napinania łuku, a zaraz potem świst strzały. Trafiła półkę tuż przy mojej głowie. Skoczyłam w bok wpadając na regał. Kilka książek spadło. Chwyciłam jedną, co mnie uratowało. Następna strzała wbiła się w okładkę. Odrzuciłam książkę i pobiegłam jak najprędzej. Uchyliłam się przed kolejnym pociskiem w biegu.
~Osłaniaj mnie Trai! Ona zbyt mocno kocha smoki, żeby Cię zranić!-zawołałam w myślach. Posłuchał się. Arianna zaklęła głośno ruszając w pogoń. Zrezygnowała ze strzelania. Już miałam nadzieję, że wyczerpała zapas strzał, kiedy przed oczami coś mi mignęło. Była to mała, metalowa gwiazdka z zaostrzonymi końcami, której zwykle używają ninja-shuriken. Wojownicza odcięła nią tylko kosmyk moich włosów. Zmusiłam się do jeszcze szybszego biegu. Nagle wpadłam do jakiejś ogromnej sali. Miała wysoki, łukowaty sufit, wielkie witrażowe okno, a w jednej ze ścian ziała spora dziura. Właśnie przez nią wleciał czarny smok chaosu. Jego ogon naszprycowany kolcami drgał. Cały był pokryty lśniącą, prawie niezniszczalną łuską. Ze skrzydeł wystawały dwa długie pazury, których końce produkowały śmiertelna truciznę. Gad miał tylko tylne łapy. Niby ułatwienie, ale została jeszcze paszcza...
-Dalej już nie uciekniesz!-zawołała Arianna stojąc w wejściu, oparta o łuk. Przeszła spokojnie obok nas. Zatrzymała się dopiero przy swoim śmiercionośnym pupilu i poklepała go po głowie.
-Może, jako pani domu przedstawię się pierwsza-rzuciła posyłając mi pogardliwe spojrzenie.- Jestem Arianna, będę walczyć z pomocą tego oto smoka chaosu. Moja główna broń to łuk.
Zademonstrowała swój oręż.

-Willow Mysz-powiedziałam.-Pomoże mi smok powietrzno-lodowy. Używam zwykle miecza.
Smocza mistrzyni roześmiała się głośno.
-Nie żartuj sobie dziecinko! Gdzie niby jest twój miecz?!
Bez słowa uniosłam prawą dłoń nad głowę. Po chwili zmaterializował się tam mój rapier.

Chwyciłam go kierując ostrze ku Ariannie.
-Nie myśl, że się wystraszę. Nadal nie macie z nami szans, ale koniec tego gadania! Walczmy!-krzyknęła. Smok chaosu zawtórował jej rycząc.

<Dzisiaj sporo zdjęć, żeby zaoszczędzić opisów :3 >

sobota, 15 lutego 2014

piątek, 14 lutego 2014

Wierszyki Walentynkowe!

Zapraszam do brania udziału w konkursie na najlepsze wierszyki Walentynkowe :) Proszę, aby nie były one zbyt długie tylko krótkie i zwięzłe. Będą do zajęcia trzy miejsca, ale każdy, kto ich nie zajmie, dostanie nagrodę pocieszenia! :) Do wygrania będą niektóre z tych nagród:
Towarzysze: Wróżka, małpka, lisek
Moce: Wedle uznania
Ekwipunek: Ulepszone pazury, Włócznia, Ulepszony łuk.
AUR: OD 1'000 Do 10'000
Bonusy: Bonus do AUR, Bonus dodatkowej mocy.
Magiczne rzeczy: List od świętego Walentego [Pozwala Ci zobaczyć w kim zakochana jest osoba stojąca na przeciw Ciebie] Naszyjnik Cristy [Pozwala Ci widzieć przyszłość] Medalion Anity [Pozwala Ci widzieć przeszłość, twoją oraz innych] Pióro Sakury [Pozwala Ci zmienić wizerunek 1 na miesiąc. Wedle uznania czas nieokreślony...]
Miecz "Onikirimaru" [Drzemie w nim moc, która może zniszczyć świat. Lecz pozwala się czasem ujażmić.]
Łuk Flory [Zwyczajny łuk, ale kiedy wypuszczasz strzały potrafią przelecieć z szybkością 100 km/h i zranią z odległości 50m.]
Bransoleta Run [Tworzysz runy, atakujesz nimi, bronisz itd.]
Dokładnie jeszcze nie wiadomo, to niespodzianka.
Wiersze proszę przesyłać do mnie ( Rineva ), login na howrse- kasia060999.
Udanego konkursu życzy,
Rineva

Walentynka- dla Felix'a


Wyprawa Blue EXTRA

Mam za dużo weny, więc ją marnuję : 3
A tu znajduje się historia medalionu zwanego "Sercem Lasu"
I historia Mi, Ro, Q i Yu
Dużo wenci, dużo, dużo.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć!
Nazywam się Mirande the Kathrine Lettero. W skrócie Mira, lub Mi.
Byłam pierwszą właścicielką Serca. Jak zapewne zdążyliście się domyślić. Władam mieczem, a to dlatego że mój ojciec był rycerzem. Chciał syna, a dostał córkę. Życie jest nie sprawiedliwe, prawda? 
Medalion zwany teraz "Sercem Lasu" był zrobiony przez złotnika zwanego Renenem, wygnanym wiele razy z wiosek. Uważany był za czarnoksiężnika, paktującego z samym Diabłem. Niby dlaczego? Kiedy był dzieckiem mówił że widział duchy i jakoś tak zostało. Na naszyjnik rzucił zaklęcie. I oddał go mojemu ojcu, by ten oddał go komuś drogiemu i ta osoba umarła, gdyż to przez mojego tatę był zawszę poniżany. 
A mój tata oddał go mnie. Tak właśnie trafił on do mnie. 
Nie umarłam tak szybko, dlaczego? Na naszyjnik rzucono też drugie zaklęcie. By jeśli osoba nosząca go jest "Sercem" była chroniona. "Sercem" nazywano tak kogoś, kto został poniżony w podobny sposób jak Renene. Ja zostałam "Sercem" dlatego, że mój ojciec wielokrotnie wyrzekał się mnie, a moja matka była przeze mnie bita, więc mnie nienawidziła. 
Uciekłam z medalionem. 
W lesie zostałam zabita przez ludzi wynajętych przez moją matkę. "Serce" mnie nie obroniło. A to dlatego, że znalazłam szczęście w moim marnym życiu, gdyż ktoś mnie zaakceptował. I przestałam być kompatybilną osobą. Moja dusza zostało uwięziona w naszyjniku, jako "Zaakceptowane Serce" imieniem Mi, bronią mieczem. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Ja mam na imię Rozeliande la Venceriade. W skrócie Roze lub Ro.
Byłam drugą z kolei właścicielką "Serca" zaakceptowaną. Szybko poznałam moc Mi i "Zdradliwego Serca" oraz Mode: Sword (Tryb: Miecz) Naszyjnik znalazłam w lesie przy rzece. Był piękny i cały we krwi. Podniosłam go i zaniosłam do domu. Teraz była moja kolei by stać się "Sercem" po 100 letniej przerwie. Tak, od czasów Mi minęło ponad 100 lat. Po znalezieniu naszyjnika Mi stała się moją najlepszą koleżanką i zarazem przyjaciółką, której tak bardzo pragnęłam. Nigdy nie byłam akceptowana przez innych i nigdy nie miałam przyjaciół. "Sercem" stałam się właśnie z braku przyjaciół i wielu litrów wylanych łez z tego powodu. Kiedy zaczęłam zaprzyjaźniać się z Mi, powoli przestawałam być kompatybilną osobą. Aż pewnego dnia Mi zniknęła na dobre. Przez miesiąc wmawiałam sobie, że wszystko jest dobrze, ale potem pewna dziewczyna podeszła do mnie i powiedziała, że jest mną obrzydzona, że nie wie jak ktoś kiedy kolwiek mógł ze mną rozmawiać. Rozpłakałam się. Kiedy tylko wróciłam do domu złapałam za naszyjnik i rozpłakałam się nad nim, potem biorąc go ze sobą poszłam na most i skoczyłam. Moja dusza już wtedy należała do "Serca". 
Stałam się jednością z medalionem jako Ro, "Zakłamane serce" i przywoływacz przyjaciół których nigdy nie miałam. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Moje imię to Qerwer de Lenciandere. W skrócie Qe [czyt. Kue] a dla przyjaciół Q [czyt. Ku]
Jestem trzecią właścicielką "Serca" znów sporo czasu minęło od czasów Ro. Nadszedł czas nieustannych wojen. Byłam kobietą generał, wywalczyłam sobie tą pozycję. Ale nikt tak nie uważał i nie chciał uznać mnie jako swojego przywódce. Choć walczyliśmy kiedyś ramię w ramię. Straciłam przez to wiele ludzi, przyjaciół i innych drogich oraz cennych ludzi, z których mogłabym być dumna. Naszyjnik trafił do mnie przez rzekę, przebył długą drogę, aż do mnie. Ale w końcu znalazł swoje "Serce"- mnie. "Sercem" stałam się poprzez to że straciłam zaufanie moich ludzi i byłam uważana za ******. Kiedy tylko poznałam Mi, Ro, a one opowiedziały mi co mnie czeka- bałam się. Ale one powiedziały, że one przestały być kompatybilne, a mi to chyba nie grozi. Na froncie zaczęłam walczyć wraz z pomocą Mi i Ro, ludzie zaczęli mi ufać i powoli zbliżał się mój koniec. Przestałam być kompatybilna z medalionem, ale to nie było najgorsze. Zabił mnie. Zrobił to mój najlepszy przyjaciel. Przed śmiercią przyrzekłam, że będę dumna z mojego życia.
Wtedy to i ja zostałam uwięziona w medalionie jako Q zwana "Dumnym Sercem" oraz jako użytkowniczka włóczni. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nazywam się Yumette re Serena. W skrócie Yume, albo Yu. 
Dla poddanych Serena. Jestem królową elfów. Niepokonaną, dumną i kochaną przez poddanych. Medalion został mi podarowany przez wrogie królestwo, chcące pokoju. Choć tak na prawdę chcieli mojej śmierci. 
Kiedy tylko dostałam naszyjnik poznałam trzy dziewczyny- poprzednie właścicielki. Byłam "Sercem" ale dlaczego, dopiero wtedy zrozumiałam jak bardzo moi poddani mnie nienawidzą, gardzą i mówią o mnie źle. Wyjechałam na front by podpisać wieczysty pokój z wrogim królestwem. Wtedy granice mojego królestwa powiększyły się, gdyż nasze królestwa połączyły się. Wtedy byliśmy nie pokonani Mi, Ro i Q walczyły dla mnie, nieśmiertelne wygrywały każdą bitwę. Ludziom dawałam ziemie więc zaczęli o mnie lepiej myśleć. Choć zawsze znalazł się ktoś skrzywdzony. Wtedy poznałam mężczyznę, którego miałam poślubić. Nie mogłam się sprzeciwić ojcu. Pogardzałam nim i nigdy nie miałam zamiaru kochać. Aż pewnej nocy, jeden z moich strażników zaatakował mnie. Wtedy mój już mąż rzucił się w mojej obronie i obronił mnie własnym ciałem, ale za to on zginął. I znów zostałam sama, ale moje rządy nie były źle, gdyż chciałam być jak on. Nie chciałam go pokochać, ale zakochałam się w nim. Niestety. Moje "dobre" rządy trwały 15 lat, dawno przestałam być pogardzaną, więc straciłam moje nieśmiertelne wojowniczki. Zostałam sama.
Zabił mnie człowiek, który był bratem mojego męża. 
Dusza moja została w medalionie jako "Pogardliwe Serce" Yu i właścicielka łuku. 
----------------------------------------
"Zaakceptowane Serce" to Mi- Znajdź szczęście w swym marnym życiu.
"Zakłamane Serce" to Ro- Bez przyjaciół twe życie, to zgubne życie.
"Dumne Serce" to Q- Ufaj, a Ty też będziesz się tym cieszyć.
"Pogardliwe Serce" to Yu- Pokochaj to jeśli tobą gardzą i bądź pewny że kiedyś Cię pokochają.

Od Świętego Walentego

Walentynki.
Święto zakochanych i innych pierdółek.
No, ale cóż mogę powiedzieć.
Jedyną rzeczą jaka mi przychodzi na myśl to:
"Zakochanych Walentynek i szczęśliwego nowego roku"
XD
Hahahahaha. No dobra a teraz tak na serio:
"Mile spędzonych dni, czekolady ile dasz radę zjeść, no i oczywiści zakochanych i mile widzianych następnych walentynek."
~Święty Walenty

-~~-~~-~~-~~-~~-~~-~~-~~-~~-~~

Od Alex'a c.d. Blue

Gdy ją zobaczyłem już się nie denerwowałem... Gabriel grał na pianinie jakąś piosenkę ale ja jej nie słuchałem.
Blue wyglądała pięknie...

-------------------------------
Oj nie złość się XD
To szkodzi na urodę ;-;
Nie mam dziś weny...

środa, 12 lutego 2014

Wyprawa Willow cz. VI

Wyprawa Willow część VI

Wyczarowałam błękitną kulkę ognia, żeby cokolwiek widzieć w ciemności. Odgłos moich kroków niósł się echem przez tunel. Kilka razy pod nogami przemknęła mi mysz. Trai leciał przodem. Trzymałam końcówkę jego ogona.
~Daleko jeszcze?-zapytałam.
~Nie wiem...-odparł.~To duży zamek, więc pewnie jeszcze kawałek.
Po jakimś czasie smok zatrzymał się. Wpadłam na niego.
~Co jest?!-zdziwiłam się.
~Korytarz się skończył, zobacz.
Poświeciłam płomykiem w dal. Przed nami była tylko lita skała. Przecisnęłam się obok Trai'a. Obejrzałam dokładnie ściany. Potem z uśmiechem wskazałam na sufit. Były tam drzwiczki, takie które można spotkać na strychu. Ostrożnym kiwnięciem dłoni odemknęłam je. Powoli. Cichutko. Przez szparę wpadło światło księżyca, w którym zatańczyły drobinki kurzu. 
~Ok, jesteśmy na miejscu-pomyślałam. Mój towarzysz wymknął się pierwszy i przytrzymał skrzydło drzwiczek. Wspięłam się po jego ogonie na górę. Znaleźliśmy się w Głównej Bibliotece.


-Łał...-wyszeptałam."Tyle książek, a nikogo tu nie ma"-zdziwiłam się w myślach idąc między półkami. Wdychałam ukochany zapach starych, zakurzonych tomów. Gdyby nie misja z chęcią bym tu została. Mój smok leciał tuż za mną. Rozglądał się nerwowo oraz nadstawiał uszu na każde skrzypnięcie podłogi. Błądziliśmy książkowym labiryntem już dosyć długo. Cały czas walczyłam z pokusą, aby chwycić którąś księgę i zacząć czytać. Starałam się nie patrzeć na zawartość półek, która szeptała-"Otwórz mnie", "Przeczytaj","Jestem taka ciekawa, zobacz".
~Nie podoba mi się tu-mruknął Trai. Pokiwałam tylko głową, nie odrywając spojrzenia od podłogi.
~Chyba kręcimy się w kółko-dodał.-Mijaliśmy już tą grubaśną, czerwoną książkę.
Uniosłam szybko wzrok.
~Którą?!-zapytałam, ale w tym samym momencie ją zauważyłam. Leżała sobie na biurku razem z kałamarzem, stertą kartek i lampą naftową. Co najdziwniejsze lampa świeciła się.
~Czyli nie jesteśmy tu sami?-zaniepokoiłam się.
-Przecież to oczywiste!-rozległ się kobiecy głos.-Każda porządna biblioteka musi mieć swojego bibliotekarza!
Podeszłam bliżej. Na podłodze, niedaleko biurka leżał sfinks.

Opadła mi szczęka. Stwór spojrzał na nas zza okularów i powiedział znużonym głosem:
-No a teraz już idźcie sobie poczytać... Mogę wam coś polecić...
-A-ale...-zająknęłam się.-My nie po to przyszliśmy.
-Nie jestem głupia!-prychnął sfinks.-Chcecie nasz skarb. Wiedzcie tylko, że bez mojej pomocy nie odnajdziecie drogi w labiryncie!
-Więc może nam pomożesz?-zapytałam cicho. Na twarzy bibliotekarza pojawił się uśmiech. Podniósł się z posłania.
-Nie ma problemu, ale najpierw musicie odpocząć-odparł podchodząc bliżej.-Przebyliście długą drogę do mojej biblioteki na pewno padacie z nóg-stwór poklepał mnie swoją lwią łapą.
Pokiwałam głową z wdzięcznością. Poczułam się taka zmęczona. Moje powieki były jak z ołowiu. Podreptałam grzecznie za sfinksem.
~Willow, nie powinniśmy...-zaczął Trai. Machnęłam dłonią jakbym odpędzała muchę. Smok zamilkł i podleciał jeszcze bliżej mnie.
-Do poduszki oferuję świetne książkę, wybieraj-zamruczał kusząco sfinks, gdy doszliśmy do przytulnie wyglądającego zakątka.

 Usiadłam na leżących tam poduszkach i sięgnęłam po małą książeczkę ze sterty obok. Już, już miałam zacząć czytać, kiedy kątem oka dojrzałam coś niepokojącego. Uniosłam głowę.
-Co jest za tą zasłoną?-zapytałam beztrosko, jakby to, że spod materiału wystawała stopa szkieletu, było normalne.
-Och to tylko mój stały czytelnik. Nie przejmuj się nim-odpowiedziało stworzenie. 
~Mamo, chodź!-zawołał Trai. Sfinks prychnął na niego.
-Daj spokój, zaraz idziemy. Tylko troszkę poczytam-odparłam nie odrywając się od książki. Nagle usłyszałam w głowie głos. Swój własny.
~Co jest?! Ruszże się idiotko, bo skończysz jako "stała czytelniczka"! Wstawaj do cholery!
Drgnęłam. Bibliotekarz obserwował nas uważnie. Machał końcówką ogona nerwowo.
-Nie podoba ci się książka?-zapytał.-Weź inną. 
Schowałam tomik do kieszeni płaszcza i wyciągnęłam rękę przed siebie.
-No dalej, bierz którą tylko zapragniesz-ponaglał stwór. Szybkim ruchem zerwałam zasłonę. Za nią, na krześle siedział pochylony nad książką, pokryty pajęczynami szkielet człowieka. Sfinks krzyknął przeraźliwie. Wstałam otrzepując się z kurzu i powiedziałam coś czego nigdy bym nie oczekiwała:
-Nie chcę czytać!
Stworzenie wyglądało na maksymalnie wkurzone. Trai był w gotowości do walki.

<Hue hue jeszcze się trochę powlecze. Mam nadzieję, że was nie nudzę>

Wyprawa Blue cz. IX

Dziewczyny miały sporą przewagę nad strażnikiem. Ale jednak miały problem z pokonaniem go.
Kiedy Mi chciała zaatakować go od tyłu, powstrzymał ją. Długo nie trwało kiedy Mi padła. Nie zdążyłam zauważyć, kiedy Mi zniknęła z pola bitwy. Zobaczyłam tylko niebieskiego ducha wlatującego do naszyjnika. Wtedy dopiero zrozumiałam o czym mówiły Yu i Q, że teraz jestem właścicielką Serca. Miały na myśli, że medalion zaakceptował mnie jako właścicielkę. Choć dobrze nie rozumiałam jak te dziewczyny tam się znalazły, mimo wszystko, jedyną rzeczą którą mogłam teraz zrobić to, wypowiedzenie "Mi" 
Dziewczyna zjawiła się na moje życzenie. I od razu pognała na Oriona, z pełną mocą. Ale zaraz Yu, Ro i Q wróciły do medalionu, który miałam w ręce. Mi też dość szybko zeszła z pola bitwy. Czułam ich ból i strach. Nagle Shiro zaatakowała go. Byłam bezsilna, nie mogłam nic zrobić siedziałam tylko na zimnej posadce. Łzy same leciały mi z oczu. Choć Ro uleczyła mnie, nie mogłam się ruszyć. Byłam sparaliżowana potęgą strachu, tego że to może być mój koniec. Shiro dzielnie odciągnęła go ode mnie. Choć wiedziałam, że Shiro w ten sposób każe mi uciec. Nie mogłam tego zrobić, zbyt bałam się. Nie mogłam jej opuścić. Nie wiem czy to było to, że nie chciałam jej zostawiać na pastwę losu czy to, że bałam się i nie mogłam ruszyć. Znowu nie proszone łzy, popłynęły po moich policzkach i zleciały na medalion. Wtedy poczułam jak coś przebija mnie od tyłu, to chyba było to że Shiro upadła, a Orion chciał zabić mnie. "Krwawe łzy" popłynęły. Z medalionu wydobywał się głos. Moim już prawie zanikłym głosem powtórzyłam:
~You are here to serve me, so I'm telling you fight*~ 
Wtedy zobaczyłam światło. Shiro wstała, słysząc te słowa. Bez namysłu powiedziała:
~I am here serve. Mode: Speed*~ 
Nie wiedziałam co się stało. 
-Ro...-wypowiedziałam, a dziewczyna zjawiła się i zaczęła mnie uleczać. Kiedy byłam już wstanie, sama walczyć, wypowiedziałam: Mode: Sword.
Usłyszałam głos Mi w swojej głowie i zobaczyłam w mojej ręce miecz. Zrozumiałam że teraz to "Mi" ma moje ciało i walczy razem ze mną. 
***
Orion wreszcie upadł. Wtedy coś przerwało "Sword".
Ro zjawiła się przede mną. 
-Wypowiedz jeszcze raz: You are here to serve me, so I'm telling you fight.
-Po co...?-zapytałam
-Po prostu wypowiedz!
Zrobiłam to co kazała- wypowiedziałam. Wtedy Shiro powiedziała:
-I am here serve. Mode: Speed
Shiro wyglądała teraz inaczej, a dokładniej tak:
-Tak jak myślałam...-Powiedziała Ro i zniknęła mi z oczu. Znów stałam się Mi. Razem z Shiro, walczyłyśmy na równi z Orionem. Wtedy instynktownie wypowiedziałam jeszcze raz słowa, dzięki którym Shiro stała się taka. Shiro wymamrotała coś pod nosem, co brzmiało:
-I am here serve. Mode: Chaos
Dziewczyna znów miała inny wygląd:

Razem pokonałyśmy Oriona. Obydwie wróciłyśmy do normalnego wyglądu. 
Medalion założyłam na szyję. 
-Pasuje Ci.-uśmiechnęła się w moją stroną.
-Dziękuję- szłyśmy razem do komnaty w której były małe feniksy. 
***
Kiedy dotarliśmy już do pokoju. W kącie coś zabłyszczało. Podeszłam tam by sprawdzić co to jest. 
Moim oczom okazała się bransoleta w kształcie węża, wyglądała tak:

-A ja jej wszędzie szukałam!-krzyknęła Shiro podnosząc bransoletkę.
-Przecież to Bransoletka Manipulacji...-stwierdziłam patrząc na obrazek w książce-Skąd ją masz?
-Znalazłam. Dzięki tej bransoletce byliśmy bezpieczni i Orion nas nie znalazł-uśmiechnęła się.-Chcesz ją?
-Ech...-Wzdychnęłam-Nie wiem...Zbierajmy się lepiej, bo do domciu długa droga.
-Mogę iść z Tobą?-zapytała nieśmiało
-Przecież obiecałam Ci to...-powiedziałam wyrzucając nie potrzebne i zużyte rzeczy z plecaka
-Co ty robisz?-zapytała Shiro
-Robię miejsce-powiedziałam wsadzając jednego małego Feniksa do torby tak by głowa mu wystawała.
-Jak uroczo- powiedziała Shi* robiąc minę przypominającą trójkę (:3)
Uśmiechnęłam się. Razem ruszyłyśmy prosto do naszego Zamku 

(KONIEC)

No więc tłumaczenie teraz:
You are here to serve me, so I'm telling you fight*- po Ang. Jesteś tu aby mi służyć, więc rozkazuję Ci walczyć.
I am here serve. Mode: Speed*- po Ang. Jestem tu by służyć. Tryb Szybkość
Shi*-Skrót od imienia Shiro


wtorek, 11 lutego 2014

Od Luny d.c. Elias'a

-Dziękuje!
-Niema za co-odparł nadal trzymając mnie za dłoń-Sorki.
Od razu zabrał rękę.
-Nie szkodzi...Jesteś cały mokry!
Dotknęłam jego ramienia,a wiatr zawiał i był już suchy.Uśmiechnęłam się lekko.
-Zrobiło się ciemno.Najlepiej wracajmy.
-Masz rację.
-A wiesz co....po tej przygodzie może jak wrócimy do zamku wypijemy gorącą czekoladę?-zapytałam idąc obok Elias'a.

<Elias?>

Od Lucy d.c. Elias'a

-Dziękuję ci -powiedziałam i przytuliłam się do niego lecz jeszcze szybciej odskoczyłam.Delikatnie oblałam się rumieńcem.-Pomóc jakoś? -spytałam
-Nie, poradzę sobie -powiedział
Gdybym była głupia zostawiła bym go z tymi rzeczami ale przewróciłam oczami zaczęłam mu pomagać.Rozpakowywanie zajęło nam ponad godzinkę po czym wróciłam do książki i zaczęłam czytać od deski do deski w tempie ekspres.Szukałam czegoś o mojej rodzinie.
-Ej nikt ci jej nie zabierze -zaśmiał się widząc z jaką prędkością przerzucam kartki
Spojrzałam na niego i przewróciłam oczami po czym wróciłam do lektury.Nagle ktoś wszedł. Dziewczyna miała paskudną szramę na ramieniu. Syknęłam widząc że nie wygląda to dobrze no ale czy kiedykolwiek rana może wyglądać dobrze ? Podeszłyśmy do niej.
-Co się stało?- spytałam
-Zaatakował mnie inny wilk -zaskomliła
-Dziki czy taki jak my? -spytał Elias
-Nie miałam czasu by spytać -prychnęła -Możliwe że taki jak by bo miał naszyjnik
-Albo też był kogoś pupilkiem -zauważyłam
Zaczęłam opatrywać ranę.
-Można spytać czy wilk był sam? -spytałam
-Nie -zaprzeczyła -Parę kruków siedziało na gałęzi
Przypomniał mi się fragment który czytałam bardzo dawno "Zmiennokształtni ludzie zamieniający się w kruki.Wysłannicy rodziny królewskiej w Shautan inaczej Wataha Mroku." No ale bez paniki kruki mogą być wszędzie.Dziewczyna zobaczyła panikę w moich oczach.
-Coś się stało?-spytała
-Nie, nie nic -skłamałam
Końcu opatrzona wyszła a ja jak to ja wróciłam do lektury.
-Znalazłaś coś ciekawego? -spytał
-Bardzo dużo rzeczy ale nie tej której szukam -powiedziałam-Jeszcze raz dziękuję za książkę.
<Elias?>

Wyprawa Blue cz. VIII

Zamknęłam oczy szykując się na śmierć. Nagle poczułam ciepło, coś lub ktoś mnie uleczał. Nie potrafiłam otworzyć oczu. Czułam jak moje rany goją się w mgnieniu oka. Kiedy tylko mogłam otworzyć oczy; zobaczyłam 4 dziewczyny które walczą z Orionem. Nagle wszystkie podeszły do mnie, a strażnika zostawiły pół żywego.
-Pani...-powiedziała dziewczyna, która miała miecz.
Byłam zdziwiona, w pierwszej chwili pomyślałam że mówi do Shiro, ale po chwili dotarło do mnie że mówi do mnie. Choć ze zdziwienia wskazałam na siebie. A one na raz pokiwały głową.
-Tylko dziś...-powiedziała druga z dziewczyn
-Użyjemy swoich własnych ciał, by walczyć u twego boku.-powiedziała trzecia z nich.
-EJ! To była moja kwestia! Ukradłaś mi kwestię!-Zaczęła się kłótnia między nie znanymi dziewczynami
-Przestańcie!-Powiedziała pierwsza dziewczyna. A pozostałe tylko pokiwały głową.-Od dziś jesteś naszą panią
Powiedziała kierując wzrok na mnie.
-Nie powiedziała bym tak-odezwała się dziewczyna z łukiem.-Jest raczej teraz właścicielką serca.
-Też prawda, to nie znaczy, że musimy być jej posłuszne.-powiedziała trzecia z dziewcząt wymachując mi włócznią przed twarzą.
-EJ! Jeszcze zrobisz tym komuś krzywdę-rzekła dziewczyna z mieczem.
-Będziecie dla mnie walczyć?-zapytałam ze zdziwieniem- A już myślałam że kopnę w kalendarz.-uśmiechnęłam się po czym wszystkie wybuchły śmiechem.
-Chyba się zgodzę.-powiedziały obydwie które jeszcze przed chwilą były dla mnie nie miłe.
Uśmiechnęłam się w stronę dziewczyn;
-Ja jestem Mi-powiedziała pierwsza z dziewcząt- Mode: Sword*. Jeśli chcesz walczyć mną powiedz:
~Mode:Sword,
a jeśli przywołać wystarczy moje imię: Mi

-Ja nazywam się Ro-przedstawiła się druga z dziewcząt- Mode: Summoner*. Jeśli chcesz mną walczyć wypowiedz: 
~Mode: Summoner
a jeśli przywołać wystarczy: Ro

-Moje imię to Q [czyt. Ku]-rzekła trzecia z wojowniczek-Mode: Spear*. Jeśli chcesz mną walczyć wymów:
~Mode: Spear,
a jeśli przywołać powiedz moje imię; Q

-Nie będę powtarzać, więc zapamiętaj. Moje imię to Yu- powiedziała ostatnia-Mode: Bow*. Jeśli chcesz mną walczyć powiedz:
~Mode: Bow,
a jeśli tylko przywołać, to mnie nie przywołuj. Ale jeśli będziesz mieć taki super powód to wystarczy moje imię, pamiętasz je?

-Tak, jesteś Bu-powiedziałam.
-Yu! Mówiłam żebyś zapamiętała!
-Pamiętam, Pamiętam. Buuuu!-zaśmiałam się, a ze mną Mi, Ro i Q.-Masz na imię Yu.-powiedziałam poważniej.

(CIĄG DALSZY NASTĄPI)

No więc tak:
*Sword- po ang. Miecz
*Summoner- po ang. Przywoływacz
*Spear- po ang. włócznia, oszczep 
*Bow- po ang. łuk

poniedziałek, 10 lutego 2014

Od Alice do Rinevy

Spacerowałam sobie po lesie pod postacią wilka i spotkałam Riv...
-Część...-uśmiechnęłam się..
-Hej..co tam?-odwzajemniła uśmiech..
-Nic.. nudy ..a u ciebie?
-Też.. trochę się nudzę...a może się po ścigamy ?-zaproponowała..
-Jasne...od tego miejsca do jeziora..Kto nie wskoczy ten jest leń...-zaśmiałam się i zaczęłam biec...ścigałyśmy się, Riv prowadziła..Wyprzedziłam ją potem ona mnie... I tak kilka razy...Równo wskoczyłyśmy do jeziora..Byłyśmy roześmiane...Chwilkę pływałyśmy.
-Co teraz zrobimy?-zapytała...
-Nie wiem....-wyszłam z wody i otrzepałam się..
Riv zaczęła się ze mnie śmiać..
-Wyglądasz jak kłębek.. -mówiła ze śmiechem..
-Tak?...to wyjdź i otrzep się z wody...zobaczymy jak ty będziesz wyglądać..-odparłam z chytrym uśmieszkiem. Ułożyłam swoją sierść i już tak nie wyglądałam.. Riv wyszła.. Otrzepała się...I szybko ułożyła swoją sierść..
-Idziemy na przechadzkę.. ?
-Łąka czy las?
-Łąka..
Kiedy przechodziłyśmy przez las...Usłyszałam szmer za krzakami.To nie był zwierz lecz wilki...To nie był nikt z watahy..Zatrzymałyśmy się..Ktoś rzucił się na Riv, ale ja odebrałam atak i w ostatniej chwili ją odepchnęłam.Zatopił we mnie pazury i walczyliśmy..
-Kim jesteś?-zapytałam kiedy miałam nad nim chwile przewagi..
-Kimś...-szarpaliśmy się..Ugryzłam go w łapę aby mnie puścił.. Był bardzo silny..
(Riv? jak przebiega dalej walka?)

Od Gammy d.c. Amy

Westchnęłam i ruszyłam za nią.
-Zaciekawiłaś mnie, więc nie dam ci teraz odejść bez odpowiedzi- powiedziałam i teraz szłam koło niej
-Może się to źle dla ciebie skończyć- ostrzegła
-Niczym takim mnie nie przestraszysz- zaśmiałam się- już raz byłam na skraju śmierci
-Tak, tak fascynujące nie mów dalej- odpowiedziała obojętnie
-Wiem, że cię to nie obchodzi, ale odpowiedz chcę znać- spojrzałam na nią wesoło
Szłyśmy chwilę w ciszy, aż dziewczyna nie przystanęła.
-Odczepisz się sama czy nie?- zapytała ostro
-Niestety nie. Jeśli chcę coś wiedzieć to prędzej czy później i tak się dowiaduję- odpowiedziałam poważnie

<Amy?>

niedziela, 9 lutego 2014

Walentynki

Więc mówiąc najprościej zbliżają się walentynki, hip, hip hura! -.-
Można słać walentynki do jakiegoś wilka przez howrse.
W temacie wpisujesz dla kogo i od kogo. Może być to kartka anonimowa. Może pojawić się w niej tekst lub obrazek.
Koniec. Udanego święta Walentego -.-

~Felix/karolina230301

sobota, 8 lutego 2014

Od Elias'a d.c Luny

Pomogłem jej usiąść
- Nic Ci nie jest? - zapytałem
- Nie..., tylko się skaleczyłam - odpowiedziała
- Pokaż - powiedziałem
Nie musiałem długo oglądać przyłożyłem dłoń i gdy ją zabrałem po ranie nie było śladu.
- Jak to zrobiłeś? - zapytała
- magia, nie bez powodu jestem lekarzem - mruknąłem
Wstałem i podałem jej ręką. Skorzystała z pomocy i także była w sekundzie na nogach

< Luna?>

Od Elias'a d.c. Lucy

- Jasne - powiedziałem bo nie chciałem pytać nad czym.
Wyjrzałem za okno. Było już ciemno. Powoli wstałem.
- Gdzie idziesz? - zapytała
- Chyba spać.., nie jest najwcześniej, a jutro wstaje o czwartej - powiedziałem
- Co tak wcześnie? - zdziwiła się
- Jest co robić - stwierdziłem
Pokiwała głową.
- Dobranoc - uśmiechnąłem się do niej i poszedłem do siebie.
Przebrałem się szybko i po chwili już spałem.



Rano wstałem jak zapowiadałem około czwartej, wyszedłem z zamku i ruszyłem do miasta, wróciłem w południe gdy wszedłem do groty lekarzy zobaczyłem Lucy.
- Cześć - powiedziałem z trudem cały obładowany ziołami, w dwóch koszach i dużą ilością leków.
- Cześć... - lekko się zdziwiła
Postawiłem wszystko koło szafek łapiąc oddech.
- Mam coś dla Ciebie - powiedziałem grzebiąc w jednym koszyku
- Co? - zdziwiła się
Wyciągnąłem książkę i podałem jej.
- Miłej lektury - powiedziałem
Lekko zdziwiona zaczęła oglądać.
- Byłem w mieście i jak przechodziłem koło księgarni przypomniałem sobie o tobie, może Cię zaciekawi - wzruszyłem ramionami
Księga była dość stara, było tam pełno rodów wilkołaków, ale i inne informacje, legendy itp. Księga była magiczna i informacje same się dopełniały z biegiem lat.

< Lucy?>

piątek, 7 lutego 2014

Od Blue c.d. Alex'a

Byłam już gotowa i już nie ryczałam, a to duży sukces.
Właśnie Riv weszła do pokoju, podała mi bukiet. I powiedziała że już gotowe i że Alex czaka już kaplicy.
Pojechałyśmy tam. Riv byłą druhną~
Przed wejściem Riv poprawiła suknię, która i tak zgięła się kiedy szłam.
Wyglądałam naprawdę pięknie, a przynajmniej wszyscy tak mówili. Drzwi do kościoła otworzyły się na końcu tej "długiej" drogi stał Alex, widziałam jak się denerwował. Można było to wyczuć na odległość. Uśmiechnęłam się i poszłam prosto do niego. Nie udawałam, ani nie czułam stresu.

<Alex?>

---------------------------
Heh, jak się pisze 'd' xD
Popłakałam się xDDDDDDDD
Riv, proszę teraz jesteś druhną XD

Od Alex'a

Denerwowałem się trochę... Bardzo. Byłem zagubiony.
-Alex? Alex!-Krzyczał Sauron- Stary spokojnie, bo zejdziesz na zawał...-
-Yyyy, co?-Nie słuchałem go.
Powoli wszystko jakoś szło...
(Blue? XD)

Wyprawa Willow cz.V

Wyprawa Willow część V

-Co to ma niby być?!-oburzyłam się widząc smoka. Równocześnie z mojej dłoni wystrzeliły różnokolorowe, ostre jak brzytwa wstążki. Przebiłam nimi na wylot zbliżające się młode smoczątka. Ich matka ryknęła potężnie opluwając mnie kwasem. Odepchnęłam żrącą substancję telekinezą. Oblała smoczycę. Wtedy zostałam zaatakowana przez ocalałe małe. Zamachnęłam się mieczem. Jednego przecięłam na pół, dwóm uciachałam łby, kilka dźgnęłam mieczem, resztę rozwaliłam zaklęciami. Została jeszcze miotająca się z bólu największa gadzina. Kwas przeżarł jej skórę. Jakimś cudem ten stwór nie miał łusek. "Pewnie to smok wodny, dlatego wygląda jak ślimak morski-pomyślałam, ale szybko potrząsnęłam głową i wybiłam się wysoko do góry. Wskoczyłam na potwora wbijając w niego miecz. Usiłował mnie zrzucić robiąc w powietrzu beczki. Z trudem chwyciłam się płetwy smoczycy, równocześnie wyciągając z niej ostrze. Przyłożyłam dłoń do zrobionego nacięcia. Znów wyczarowałam ostre wstążki, które rozpłatały gada od wewnątrz. Nie zdążył nawet ryknąć. Został pocięty w kostkę. Zeskoczyłam ciężko na ziemię. Obok spadały kawały smoczego mięcha. Z góry kapała krew. Powstrzymując mdłości pobiegłam do wodospadu. Stałam tak pod strumieniem wody, zmywając z siebie resztki posoki.
-Fu,fu fu,fu!-mamrotałam zdenerwowana. Potem usiadłam na pobliskim głazie i ususzyłam sobie zaklęciem ubrania. Helios i Trai niebawem przyfrunęli.
~I jak?!-zapytał źrebak. Wskazałam na leżące wszędzie zwłoki. Stanęli obaj jak wryci.
~Oj, no co?! Nie było innego wyjścia-wzruszyłam ramionami i wstałam. Odeszłam kilka kroków.
~Idziecie, czy wolicie zaczekać aż przylecą kolejne?-zawołałam. Wzmianka o smokach zadziałała. Jednorożco-pegaz zerwał się od razu. Trai dogonił mnie równie szybko. Wkrótce szliśmy dalej. Udało nam się dostać na ostatnią wyspę. Widok pałacu był oszałamiający

Nie mieliśmy jednak zbyt wiele czasu na podziwianie. Nad Igłą Arianny krążył smok chaosu. Skryliśmy się w zaroślach. Tam też zjedliśmy ostatnie zapasy. Została nam tylko paczka suszonych jabłek i skórka od chleba.
~Ja tego nie zjem!-oburzył się Trai.
~Może poczęstujesz się roślinkami?-zapytał Helios z pyskiem pełnym liści.
~Jestem smokiem, nie krową!-ofuknął go.
~Więc upoluj sobie coś-zaproponowałam.~Nas mogą zaatakować te gady, ale ciebie nie, bo należysz do tego samego gatunku.
Spodobał mu się ten pomysł. Powiedział tylko:
~Ok, zaczekajcie tu!~i odleciał.
Niebawem wrócił najedzony, ze sporą rybą w szponach.
~Trzymaj Willow!-krzyknął rzucając ją do mnie. Zmieniłam się w wilka. Chwyciłam zdobycz Trai'a w powietrzu. Od kilku dni żyłam o chlebie i wodzie, dlatego też rybę schrupałam od razu.
-Mmm...dzięki-mruknęłam oblizując się.
~To co teraz robimy?-spytał Helios.
~Odpoczniemy sobie-odpowiedziałam układając się pod krzewem. Trai położył się obok. Urósł do wielkości owczarka niemieckiego, a wyglądał tak:

~Poczekamy, aż smok chaosu odleci-kontynuowałam.~Wtedy zaprowadzisz nas do tajnego korytarza, może tak być?-zwróciłam się do źrebaka. Pokiwał głową, kładąc się przy mnie.
~To wy śpijcie, a ja będę czuwał-zaoferował. Zgodziliśmy się. Zasnęłam migiem. Dopiero później, gdy Helios dźgnął w mój brzuch rogiem, wstałam.
~Nie ma go, idziemy!-oznajmił krótko. Było późne popołudnie. Udało nam się dostać na miejsce. Stanęliśmy u wylotu ciemnego korytarza, przysłoniętego bluszczem. Odgarnęłam pnącza. Poczułam zapach piwnicy i mokrego mchu.
~Będę na was tu czekał, a teraz idźcie-ponaglił jednorożco-pegaz. Poklepałam go po szyi.
~Dzięki-szepnęłam w myślach. Potem ostrożnie wlazłam do środka. Zawołałam jeszcze:
-Widzimy się niebawem!-i zniknęłam w ciemnościach.

<Cdn.>

Wyprawa Blue cz. VII

-Hahahahaha!-zaśmiał się ze mnie-Chyba oddam Ci ten medalion, bo się zabijesz
-Jak chcesz to oddaj, ale ja i tak Cię zabiję-krzyknęłam wstając.
Orion kopnął mnie, a ja przewróciłam się. Pchnął we mnie ostrze swojego miecza. Zbliżał się mój koniec.
Chód ogarnął moje ciało, ręce i nogi odmawiały posłuszeństwa. Oczy zamykały się nie ubłaganie, już nic nie słyszałam. Wtedy krzyk Shiro, ocknął mnie, choć słyszałam tylko co drugie słowo. Shiro chciała wynegocjować moje życie. Ale Orion nie zgodził się, tylko pchnął we mnie jeszcze raz ostrze. Shiro wyjęła medalion z mojej torby i rzuciła nim w Oriona, naszyjnik odbił się od Strażnika i upadł kilka metrów od mojej ręki. Wyciągnęłam ją w kierunku medalionu, a Orion nadepnął na nią, po czym swój miecz wbił w moją rękę.
-Wstawaj Kobieto!-powiedział sarkastycznie-Jeszcze nie chcę Cię zabić. JESZCZE
Podparłam się ręką, którą strażnik uwolnił spod swojej stopy. Obróciłam się powoli, chcąc wstać. Wtedy Orion usiadł na mnie. Zobaczyłam tylko łzy Shiro, która w momencie zaczęła na niego biec.
-Nie!-krzyknęłam ostatkiem siły-Nie podchodź...
Upadłam.
Tuż przed upadkiem złapałam za naszyjnik.


(CIĄG DALSZY NASTĄPI)
[Miało to się nie ciągnąć w nieskończoność, a ja to ciągnę i ciągnę xD]

środa, 5 lutego 2014

Wyprawa Blue cz. VI

-Nie martw się-powiedziała Shiro-Tyle przeżyłam, więc jeszcze sobie pożyję
Uśmiechnęłam się w stronę dziewczyny. Nagle ona wstała i kazała mi się schować.
Zrobiłam to o co mnie prosiła, siedziałam cicho, bałam się nawet oddychać głośniej. Przez chwilę ciarki przeszły mnie, a nawet przestałam oddychać. Ale za chwilę poczułam się normalnie, jak by nigdy nic.Wyszłam z ukrycia. I zapytałam Shiro, czemu kazała mi się schować.
-To był Orion-powiedziała pomagając mi wstać.- Blue, po co tu przybyłaś?
-Po "Serce Lasu"-powiedziałam chowając do torby butelkę z wodą
-Będziesz musiała go pokonać-powiedziała smutno-Nie chcę żebyś zginęła-rozpłakała się
-A wcześniej chciałaś mnie zabić-uśmiechnęłam się.-Nie zginę.
Przytaknęła. Zaproponowała mi że zaprowadzi mnie do sali tronowej, tajnym przejściem. Ale pod jednym warunkiem, że jeśli przeżyję zabiorę ją ze sobą do swojej krainy, ale z Młodymi feniksami.
Zgodziłam się. Shiro zaprowadziła mnie do sali tronowej. Orion jeszcze nie zkończył patrolować zamku. Medalion leżał na tronie, podniosłam go.
-Usiądź jak chcesz. Mamy jeszcze 5 min.-usiadłam na chwilkę, a medalion schowałam do torby. Ciarki znów mnie przeszły, a to był zły znak. Orion był blisko, nawet bardzo. Szybko, choć chwiejnym krokiem wbiegłam do tajemnego wejścia. Shiro zaraz za mną zamknęła je, ale Orion zorientował się że nie ma "Serca Lasu". Wraz z Shiro zaczęłyśmy uciekać, dziewczyna zmieniła się w Feniksa i wzięła mnie na barana. Kiedy tylko wyleciałyśmy z ciemnego tunelu, naszym oczom ukazał się strażnik medalionu, który zwinęłam.
Zeskoczyłam z grzbietu Shiro, zrzuciłam moją torbę z ramienia. Moją mocą; lodowy towarzysz; przywołałam dwa lodowe smoki i dwa ogniste:















Smoki natychmiast ruszyły na strażnika, który ominął ich i od razu zaatakował mnie. Obroniłam się tarczą. Wyjęłam miecz i zaczęliśmy walkę na miecze. Nie ominęła mnie walka w ręcz.
***
Wyglądało to tak że to Orion miał wygrać. Choć broniłam się jak tylko mogłam. Wykorzystałam już wszystkie moje moce, a smoki które stworzyłam przepadły. Miałam już wiele ran ciętych. Moje ramiona były całe w krwi, a ubrania już prawie podarte. Miał być to ostatni cios, którym miałam wygrać, ale upadłam.

(CIĄG DALSZY NASTĄPI)

Wyprawa Willow cz. IV

Szóstego dnia, rankiem, spaliśmy z Trai'em wciśnięci między korzeniami sporego drzewa. Nagle poczułam ukłucie w...tyłek. Natychmiast się poderwałam uderzając głową w korzeń.
-Au!-krzyknęłam.-Co jest do cholery!
~Mamo?-zaniepokoił się mój smok.
~Oj! Wybacz-odezwał się sprawca naszej gwałtownej pobudki. Był to mały jednorożco-pegaz.

~Co ty tutaj robisz, mały?-zdziwiłam się. Na latających Wyspach żyją tylko smoki, ptaki, niektóre owady i ryby. Żadnych koni!
~Jestem Helios-przedstawił się źrebak.~Zostałem tu przyniesiony z ziemi przez smoka, który chciał mnie zjeść. Uciekłem mu, ale nie potrafię sam wrócić na dół~wyjaśnił milknąc chwilowo.~Chociaż w sumie, to nie mam po co wracać, bo te gady zjadły całe moje stado~dodał smutno.
Przytuliłam go ostrożnie, żeby znowu nie nadziać sie na róg i powiedziałam:
~Jeśli chcesz to chodź z nami. Jesteśmy tu na wyprawie po Pióro Pegaza, ale niebawem wracamy. Możesz być naszym przyjacielem.
~Serio?!-ucieszył się. Pokiwaliśmy z Trai'em głowami. Maluch podskoczył z radości. Gdy się już uspokoił, oznajmił:
~Z chęcią z wami pójdę i potrafię wam chyba pomóc przy wyprawie. Bo wiecie, jestem tu dosyć długo. Dobrze znam Latające Wyspy. Zaprowadzę was do tajnego korytarza, który biegnie wprost ku Głównej Bibliotece. Z tamtąd już niedaleko po Pióro Pegaza. Są tylko dwa warunki:Ja nie wchodzę do Igły Arianny i, proszę, ochrońcie mnie przed smokami!
~Nie ma sprawy, ale Trai się nie liczy jako smok-odparłam.
~Ej!-oburzyła się moja gadzina. Udobruchałam go kawałkiem suchego mięsa. Sama wyciągnęłam z torby trochę sucharów i kilka orzechów włoskich.
~Chyba też coś zjem-powiedział Helios podgryzając kępę trawy. Zjedliśmy śniadanie przy akompaniamencie smoczych ryków. Potem wyruszyliśmy w kierunku wyznaczonym przez naszego nowego przyjaciela. Zmieniłam się w człowieka, gdy mielismy się przeprawiać na kolejną wysepkę. Jednorożco-pegaz był zaskoczony.
~Kim ty jesteś? Czarownicą?-zapytał niepewnie strzygąc uszami. Roześmiałam się.
~Owszem, znam się na magii, ale jestem człowieko-wilkiem.
~To jak masz na imię?
~No masz! Jeszcze się nie przedstawiłam!-pacnęłam się w czoło.~Mam na imię Willow, a to jest Trai.
~Jeśli wszystko jasne, to czy możemy już iść?-niecierpliwił się smok. Helios zdawał się być uspokojony. Poprowadził nas dalej. Po południu, do podnóża Igły Arianny dzieliły nas tylko dwie wyspy. Gdy przefrunęliśmy na pierwszą, zażądziłam postój. Usiedliśmy u stóp tamtejszego wodospadu i zaczęliśmy łapczywie pić krystaliczną wodę. Przy okazji napełniłam nią bukłak. Niespodziewanie pojawił się nad nami cień. "Cholera"-pomyślałam.
~I to bardzo...-dodał Trai odczytując mą myśl.
~Ok, kto się odważy i sprawdzi jak głęboko w dupie się znaleźliśmy?-zapytałam z ironią. Nikt się nie ruszył. W wodzie, niczym w lustrze zobaczyliśmy odpowiedź. Wielgachny smok zniżał lot ku nam. Z drugiej strony nadlatywała gromadka jego dzieci. Odepchnęłam telekinezą Trai'a i Heliosa między drzewa. Szybkim ruchem dobyłam miecza i spojrzałam na potwora.

Wyprawa Blue cz. V

-Legenda mówi dalej, że Kuro zawarła pakt z diabłem. Który obiecał że przywróci jej cenną siostrę, w zamian nie za duszę, czy coś, ale w zamian za to, że obydwie do końca swojego życia będą mu posłuszne. Kuro zwodzona uśmiechem i ''tak niską ceną'' zgodziła się. Tydzień po tym Kuro dostało to czego chciała. Jej siostra wróciła z nią do domu, ale plotka o tym że Shiro nie żyje już rozniosła się po wiosce i nikt nie mógł zaakceptować tego że ona wróciła. A ludzie dodatkowo bali się Shiro. A Kuro nigdy nie budziła miłych wspomnień, ale ją jakoś akceptowali. Była to już 4 noc, kiedy Kuro obudziła się z płaczem i od razu jak zwykle pobiegła z tym do Shiro, wtedy dopiero zorientowała się że jej ukochana siostra nie oddycha, ani nigdy od czasu tego wypadku nie potrzebowała powietrza. Wtedy Shiro ocknęła się i ze spokojem w głosie zapytała:
Sh: Co się stało?
K: Czemu...? Czemu ty nie oddychasz?
Sh: A czy wcześniej tego potrzebowałam?
K: TAK!
Wtedy pojawił się diabeł z którym ciemnowłosa zawierała kontrakt. Kuro od razu z pretensjami do niego, a dodatkowo zażądała by zabił tę tanią podróbkę Shiro i nie zbezczeszczał jej twarzy. Diabeł odmówił, ale podał jej sztylet, by to ona to zrobiła. Czarnowłosa bez wahania wbiła nóż w ciało swojej siostry. Shiro uśmiechnęła się i powiedziała do swojej drogiej siostry:
~Dobrze zrobiłaś. Bardzo dobrze. Dziękuję, a teraz pozwól mi odejść.
Wtedy ich matka weszła do pokoju i zobaczyła swoją młodszą córkę, trzymając sztylet w ciele swojej starszej siostry. Matka krzyknęła przeraźliwie. A po kilku minutach wszyscy zlecieli się do domu sióstr.
Szatan zaśmiał się i powiedział do młodszej siostry:
~Nawet ja bym tak nie potrafił. Teraz jesteś taka jak ja, grzeszna. I nikt nie da Ci rozgrzeszenia.
~To nie prawda!
Krzyknęła w niebo głosy młodsza z sióstr. Po tym jej matka wyrzekła się jej. Więc Kuro postanowiła wezwać jeszcze raz Szatana, by odpłacił jej za wszystko. Diabeł zjawił się na jej życzenie. Ale nie był sam, ze sobą miał duszę Shiro. Ciemnowłosa zdziwiona podbiegła by ją przytulić ostatni raz, bo ten ostatni raz był nie udany.
Diabeł podstępnie ''wyjął'' z niej duszę, tym samym zabił Kuro. Jej dusza nie mogła iść do nieba, a dusz Shiro była splamiona. Więc też nie mogła iść do raju. Więc razem wędrowały między wymiarem śmierci a wymiarem życia.
Kiedyś pewna kobieta z wioski swą córkę nazwała ''Shiro Kuro'' dziewczynka miała białe włosy i ciemne oczy. Dziewczynka zachorowała w 2 miesiącu swojego życia i umarła. Tak działo się ze wszystkimi o tych dwóch imionach, chorowały i umierały. Pewnego dnia siostry słysząc tą plotkę, postanowiły odwiedzić dziewczynkę która miała teraz umrzeć. Kuro pogłaskała ją po głowie mówiąc ''Twe imię to Shiro, więc się sprzeciw'' Jej siostra postąpiła tak samo, tylko że wypowiedziała te słowa ''Me imię to Shiro, więc daję Ci ciepło mego życia''. Teraz starsza siostra złapała małą dziewczynkę za rączkę i zaczęła się bawić, wypowiadając "Twe imię to Kuro, więc bądź posłuszna" Młodsza z sióstr zrobiła tak samo, lecz wypowiadając te słowa "Me imię to Kuro, więc daję Ci chłód mego grzechu" Po czym siostry odeszły, dziewczynka przeżyła. Wszyscy spisali ją na straty, tylko jej matka wiedziała że wszystko się jakoś ułoży. W końcu tylko jej matka zobaczyła Kuro i Shiro, bawiącą się z jej córeczką.
Bo tylko grzeszni są w stanie zobaczyć grzesznych, bo tylko czyści są w stanie zobaczyć tych którzy byli czyści.
Shiro-została aniołem, Kuro- wcieliła się w rolę grzesznika, czyli Diabła.
Pomimo tego ''cudu'' reszta z dziewczynek ochrzczonych tak zginęła. To rozprzestrzeniło się na cały świat, pomimo tego że coraz więcej dzieci chrzczonych tak przeżywało, bano się nazywania tak swoich dzieci. Tymi dwoma imionami, ponieważ przynoszą one nieszczęście i śmierć na dziecko.
Dziewczyny wyglądały tak:

A raczej tak opisują je wszystkie osoby które tylko zobaczyły je.



(CIĄG DALSZY NASTĄPI)

Od Blue do Alex'a

No dobra jak trzeba to trzeba xD
--------------------
Zakładałam właśnie białą suknię, kiedy Riv i Lucy weszły. Lucy uczesała mnie i wpięła welon we włosy, a Riv pomogła zapiąć sukienkę. Potem dołączyły do nas reszta dziewcząt. Szybko uwinęły się z makijażem, choć muszę przyznać, że było ciężko mi się nie rozpłakać.
-No już nie becz...-mówiła Riv trzymając tusz to rzęs-Bo ja też się popłaczę.
-Dob---No i po makijażu
-Ech...
Dziewczyny skończyły to czego nie mogły odraz pobiegły po swoje sukienki.
Dzień mojego ślubu, a ja nie mogę przestać ryczeć. Ale to ze szczęścia.

<Alex?>

wtorek, 4 lutego 2014

Od Alex'a

Szykowałem się na swój ślub.
Marynarka, kwiaty itp.
Stoły, kwiaty okna.
Dekoracje...
(I Blue? Ślub XD)

Od Rinevy d.c. Kotoriego

Uśmiechnął się, jakby fakt, że mnie wkurzył dawał mu satysfakcję. Jednak szybko spoważniał i spojrzał na Kotoriego. A temu to, co dziś odwala?
- Przyszliśmy się tylko spytać, czy pozwolisz mu dołączyć do watahy.
Oboje zaczęli mierzyć się wzrokiem. I cisza. Ależ to było irytujące. Czekałam jednak cierpliwie, widząc, że Blue też siedzi cicho. Alex kiwną tylko głową i wrócił do tego, czym zajmował się wcześniej.
- Chodź.- powiedziałam do Kotoriego. Kiedy byliśmy na tyle daleko, by nic nie słyszeli, powiedziałam- Jakiś dziś nie w sosie.

< Kotori? >

Od Alex'a do Kotoriego i Riv.

Zdziwiło mnie to.
-Jak się nazywasz- Stałem jak wryty.
-Kotori.-Spojrzał na mnie.
Nie potrzebowałem kolejnego członka ale no cóż...
-Riv a gdzie ty się szlajasz?-<Spojrzałem na nią>
-Spiepszaj-Odpyskowała mi.

<Oj Cicho cicho Riv XD>

Wyprawa Blue cz. IV

-Przecież to są!-krzyknęłam z zachwycenia i wzięłam jednego na ręce.
-Małe Feniksy...-powiedziała dziewczyna.-Nie mogę ich tu zostawić samych.
-Ależ one są śliczne-uśmiechnęłam się w stronę dziewczyny
-Wiem- zaśmiała się.
Odłożyłam małego Feniksa w kąt i podeszłam do torby, z której wyciągnęłam ciasteczka. Rozpakowałam paczkę, kilka dałam małym Feniksom i kilka dziewczynie oraz sama parę zjadłam, zostało też kilka.
-Dobre!-powiedziała próbując pierwsze ciastko
-Emmm...Nie zapytałam jeszcze jak masz na imię?-powiedziałam dając jej moje ciastka
-Nie mam imienia...-Powiedziała biorąc od mnie moje i zjadając je w jednej chwili- A ty masz imię?
-Tak, mam.-uśmiechnęłam się- Jestem Blue.
-Też chciała bym mieć imię...-powiedziała z pełnymi ustami, wpychając jeszcze jedno moje ciastko
-A co powiesz na Shiro*?-zapytałam proponując jej imię.
-Shiro?Shiro!-Powiedziała radośnie przełykając jedzenie.
-Teraz też masz imię-uśmiechnęłam się w kierunku Shiro.
-Ale niektórzy mają po 2 imiona...-narzekała
-Hymmmm...-zastanowiłam się chwilę...-A jak byś chciała jeszcze mieć na imię?
-Shiro...-zamyśliła się chwilę- Kuro*
Zdziwiłam się i spojrzałam na dziewczynę. Która nawet nie zdawała sobie sprawy że na nią spoglądam, ale po chwili podniosła głowę.
-Coś nie tak?-zapytała
-Wiesz istnieje pewna legenda.-Spojrzałam na nią. Podając jej butelkę z wodą, którą miałam w torbie.-
O Białowłosej Shiro i ciemnowłosej Kuro; które miały jedną matkę i były siostrami, a dokładniej bliźniaczkami. Shiro była tą słabszą i nie mogła sama zrobić wielu rzeczy. Pewnego dnia Kuro pobiegła do lasu i zniknęła na parę dni. Shiro zdesperowana chorobą matki, która zastała ją zaraz po zniknięciu Kuro, pobiegła do tego samego lasu w poszukiwaniu swojej siostry. W tym lesie było bardzo zdradliwe urwisko, przed którym obydwie siostry były ostrzegane wielokrotnie. Ale Kuro nigdy nie słuchała się, więc Shiro pobiegła tam i spojrzała w dół. Wtedy jej stopa omsknęła się i białowłosa spadła w przepaść. Kilka dni po tym wypadku Kuro wróciła do domu, gdzie zastała matkę leżącą na zimnej posadce. Kuro pomogła matce wstać, po czym jej matka powiedziała ciemnowłosej że jej siostra uciekła z domu by poszukać Kuro. Dziewczyny były bardzo zżyte. Kuro zostawiła swojej matce zioła lecznicze, by zaparzyła sobie z nimi herbatę. A sama pobiegła do lasu, miała ten sam pomysł i od razu kierowała się w stronę osuwiska, ale Kuro nie zleciała w przepaść, lecz kiedy tylko zobaczyła ciało swojej siostry leżące całe we krwi. Chciała też się rzucić. Ale wtedy przypomniały się jej słowa ukochanej siostry: ''Kiedyś ja odejdę, wtedy proszę, zajmij się matką i spełnij moje marzenia, które tylko dasz radę.'' Dziewczyna nie mogła pogodzić się ze stratą swojej najdroższej siostry.-Złapałam oddech.- Legenda mówi dalej, że...

(CIĄG DALSZY NASTĄPI)
[Bez żadnego obrazka tym razem :D]

*Shiro- po jap. znaczy Biały
*Kuro- po jap. znaczy Czarny