-Niezła broń-odezwała się dziewczyna tak nagle, że aż się wzdrygnęłam.
-Eeeem...-zdołałam z siebie wydusić tylko tyle. Sytuacja była co najmniej dziwna. Najpierw ni z gruchy, ni z pietruchy pojawiam się w jakimś opuszczonym zamku. Walczę w środku z demonem, potem prawie tonę w morzu krwi, która wylewa się na korytarz, a na koniec spotykam dziecko, które najwyraźniej wcale się nie postarzało od dnia zrobienia rodzinnej fotografii. Pamiętam, że zanim zjawiłam się w tej ponurej krainie, szykowałam się do snu. Może to sen? Pewności nie ma, ale jeśli tak, to cholernie realistyczny koszmar.
-Czemu tu jesteś?-zapytałyśmy równocześnie. W normalnych okolicznościach roześmiałabym się, lecz te okoliczności z pewnością do najnormalniejszych nie należały.
-Odpowiedz pierwsza-nakazała dziewczyna wciąż siedząc tyłem do mnie. Mówiła dosyć cicho, wciągając powietrze z dziwnym świstem.
-Nie wiem- wyszeptałam drżącym głosem. Potem odkaszlnęłam i dodałam nieco pewniej:
-Pamiętam, że szłam przez mgłę, a z niej wyłonił się Twój zamek. Weszłam do środka, bo dookoła nie było nic innego.
-Rozumiem...- mruknęła odkładając mój miecz na bok. Przestąpiłam nerwowo z nogi na nogę.
-Posłuchaj. Czy pomożesz mi się stąd wydostać? Tu jest mnóstwo demonów. Jeden już mnie zaatakował, a jeszcze ta krew...
-Nie spiesz się tak! Od dawna nie miałam gości. A demonami się nie martw - nie mają wstępu do mojego pokoju.
-S-skoro tak mówisz-wydukałam. Coś mi się widzi, że nie mam innego wyjścia jak zostać.
-Wybornie!-ucieszyła się dziewczyna klaszcząc w ręce. Na środku pokoju pojawił się biały, okrągły stolik z dwoma filiżankami herbaty i dwa białe krzesła do kompletu.
-Siadaj i częstuj się!-zawołała, a na stoliku zmaterializowała się taca z ciasteczkami. Odsunęłam ostrożnie krzesło i usiadłam. Gospodyni natomiast podniosła się z łóżka przygładzając kruczoczarne włosy. Kiedy zajęła miejsce naprzeciw mnie, nareszcie mogłam zobaczyć jej twarz. Na pewno była to dziewczynka ze zdjęcia, lecz kilka "szczegółów" było zaskakujących. Wzrok przyciągały najbardziej usta nieznajomej, a raczej coś co znajdowało się na ich miejscu. Wyglądało to jakby nigdy nie miała ust, ale ruch szczęką rozerwał skórę na ich miejscu. Oczy tajemniczej dziewczyny były zamglone jak u ślepca, choć byłam pewna, że ona widzi mnie doskonale. W dodatku, mimo ciemnych włosów, jej brwi były białe.
-Przerażam Cię?-zapytała świdrując mnie wzrokiem. Nie mam pojęcia jakim cudem mówiła z takimi "ustami".
-Nie jesteś człowiekiem prawda?-wyszeptałam.
-Kiedyś byłam-powiedziała lekkim tonem, sięgając po filiżankę.-Spróbuj herbaty.
Wzięłam porcelanowe dzieło sztuki do rąk i upiłam łyk.
-Dobra-przyznałam. Doszłam do wniosku, iż pośpiech nie pomoże mi wrócić do domu, więc chociaż spróbuję zrozumieć o co tutaj chodzi.
-Biała z jaśminem-wyjaśniła dziewczyna.- Co chcesz wiedzieć? Opowiem Ci wszystko! Nawet nie wiesz jak to jest, kiedy nie ma się komu wygadać przez lata!
-Wiem-mruknęłam.
-Co?
-Nieważne!-uniosłam ręce w obronnym geście.-Jak masz na imię?
-Saga.
-Jak ta herbata?-wypaliłam bez zastanowienia. Na szczęście nie zrozumiała o co mi chodziło. Zmarszczyła tylko brwi i mówiła dalej.
-Ty jesteś...
-Willow.
-Wierzba?
-Dokładnie.
-Zatem Salicti, czy chcesz...-zaczęła.
-Nie rozumiem dlaczego wy demony, tak się uparliście na to Salicti- przerwałam Sadze. W jej oczach dostrzegłam zaskoczenie.
-Nie podoba Ci się łacińskie określenie na wierzbę?-zapytała z niedowierzaniem. Wzruszyłam ramionami.-No cóż... Jak dla mnie, angielskie "Willow" jest zbyt nowoczesne. W moim wieku jest bardziej na miejscu używać łaciny...-odparła po zastanowieniu.
-Ile masz właściwie lat?
-Zmarłam w wieku trzynastu lat, a demonem duchem jestem od stu dwudziestu siedmiu. Razem wychodzi sto czterdzieści.
-Nie widać po tobie, że aż tyle. Jakich kosmetyków używasz?- spytałam z niewinnym uśmiechem. Odwzajemniła uśmiech, co w jej wydaniu wypadło dosyć złowieszczo. Mimo to, w towarzystwie Sagi zaczynałam się czuć coraz swobodniej. Może dlatego, że sprawiała wrażenie podobnej do mnie? Samotnej, ale pełnej ciepła dla innych...
<cdn.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz