piątek, 20 czerwca 2014

Sen- Latające Wyspy Od Yoru

Obudzona przez głód i pragnienie, przeciągnęłam się leniwie i zeskoczyłam z drzewa, na którym spałam. Rozejrzałam się. Wzrokiem zaczęłam szukać jakiegoś źródła wody lub pożywienia. Zobaczyłam królika. Po paru minutach był już w moim brzuszku. Podeszłam do strumyku. Napiłam się z niego i poczułam się znów senna. Wskoczyłam delikatnie na drzewo, położyłam się. Po chwili już spałam. Mój sen nie był jednak zbyt ładny i udany. Powędrowałam do lasu, gdzie ugasiłam pragnienie krystalicznie czystą wodą. Było jak we śnie. Nagle, gdy chciałam iść nad jezioro, zrozumiałam, że jestem na latającej wyspie. Spojrzałam w dół, ale nic tam nie było. Okrążyłam wyspę. Nigdzie nie było mostu, prowadzącego do następnej wyspy.
- Coś się stanie, jak zeskoczę? - mruknęłam do siebie -Chyba nie...
Postanowiłam jednak nie popełniać samobójstwa. Nie wiedziałam, czy to sen, czy realne życie. Po chwili jednak zrozumiałam, że to z pewnością świat fantastyczny.
Nade mną przeleciało coś dziwnego. Zanim zareagowałam, stwór wylądował przede mną. Okazał się być demonem, ale... Miałam wrażenie, że skądś go znam.
- Yoru? To Ty? - przemówił ludzkim głosem.
- Tak, kim jesteś? - odparłam nie ufnie.
- Nie pamiętasz mnie? To ja, Licorn, byliśmy przyjaciółmi.. - urwał, uśmiechnął się ironicznie i oblizał się -Mam Cię miło przywitać.
Fakt, znałam go. Często występował w moich snach. Potem, spotykałam go w świecie realnym. Przestaliśmy się przyjaźnić, gdy zapragnął krwi, jego pożywienia. Coś typu " wampir", tylko, że posiadał skrzydła. Rzecz jasna wie, że potrafię zamienić się w człowieka i w coś innego. Moje zakichane szczęście.
- Nie martw się, zaboli, ale tylko troszkę... - zachichotał i zostałam zmuszona, do przybrania postaci "ludzko podobnej".
- Odejdź! Zostaw mnie... Kto Cię tu przysłał?! - krzyknęłam.
Złapał moją rękę, nachylił się i tylko szepnął
- Pani Nieba.
Zostałam ugryziona w rękę. Próbowałam się wyrwać, ale to nic nie dawało, tylko większy ból. Kopnęłam go z całej siły, nawet się nie ugiął, nie puścił, na dodatek nie miał nawet zadrapania.
- N-nie starczy Ci? - mruknęłam cicho, próbując nie pokazać, że odczuwam ból.
- Muszę powiedzieć mojej Pani, kim jesteś, przybyszu. Jeszcze się zobaczymy.. - przestał pić, wstał i rozłożył wielkie skrzydła. Gdy odlatywał, wskoczyłam na niego. Liczyłam, że polecimy.
-Wybacz mała... - zaśmiał się i mnie zrzucił. Uderzyłam w dno jakiegoś jeziorka. Była to kolejna wyspa. Zmieniłam się w uzbrojoną wojowniczkę i szłam przez las. Zaraz... Mogę polecieć!
Gy tylko spróbowałam się wznieść, jakaś tajemnicza siła przyciągała mnie do ziemi. Znów przybrałam postać wojownika. Biegłam. Z jednej wyspy na drugą. Nagle, przede mną stanął wielki stwór z kosą. Rzucił się na mnie. Uderzyłam go. Jednak cały czas nie mogłam go zabić. Widocznie leczył się magią. Użyłam broni palnej. Tym razem zadziałało, gdyż kule były wybuchały po 13 sekundach od wystrzału. Po tym potworze, na mojej drodze spotkałam jeszcze inne stwory. Po jakimś czasie, znów spotkałam Licorna. Tym razem tylko mnie ostrzegł. Powiedział też, że jego Pani mnie lubi i chce się ze mną spotkać. Poza tym usłyszałam jeszcze, że należę do niego. Potulnie pokręciłam głową, demon coś tam stwierdził, zachichotał i odleciał z tekstem: "Przyjdę na obiad". Domyśliłam się, co się szykuje. Ruszyłam w stronę następnej wyspy. Tam spotkałam "jednorożca z krwawym rogiem", " Małego ( wysokość około 10 metrów w górę) węża jadowitego", " Kota oblanego krwią, chodzącego z wielkim nożem"... Wszytko to potwory i demony. Zastanawiałam się, jak długi może być ten szlak. Gdy przechodziłam przez most, złamała się jedna kłoda. Utknęła mi tam noga, nie mogłam się ruszyć. Z góry widziałam nadlatującego potworo-demona z zamiarem dokonania zabójstwa, ze mną w roli głównej. Wrzasnęłam, próbując go odstraszyć. On też krzyknął lecz po tym, nadleciały inne stwory, tego samego gatunku. Myślałam, że umrę. Most jednak zawalił się i spadłam.
Na moje szczęście i nieszczęście złapał mnie Licorn. Poleciał w górę. Postawił mnie na jednej z wysp, wysoko nad innymi.
- Teraz nie spadaj, przebierz się w coś ładniejszego i idź tam - wskazał jedną z bliskich wysp - Tam jest Pani. Tak poza tym, jestem tu, bo jestem głodny... Odsłoń ramionko - zachichotał i wbił mi kły. Jęknęłam z bólu, co go rozbawiło i dało motywację do dalszych działań.
- Powiem Ci sekret... Jestem bardzo bliskim przyjacielem bossa, Pani. Także to też ode mnie zależy, czy przeżyjesz. Dlatego krzycz, płacz i odpychaj mnie, ja i tak się napiję. - zaśmiał się i zrobił mi krwawiącą ranę.
- Pa mała, do kolacji - oblizał się i zniknął. Zamieniłam się w elfkę. Miałam eleganckiego, fioletowego warkocza i długą, lecz wygodną, ciemnofioletową suknię. Z pleców wystawały wielkie, białe skrzydła. Wyglądałam naprawdę ładnie, a przynajmniej miałam taką nadzieję. Ruszyłam w stronę wyspy. Zobaczyłam tam tłum demonów i potworów, Licorna i jakąś Panią. Była w niebieskiej sukni, na jej twarzy namalowane były znaki. Włosy miała ciemno niebieskie. Była piękna.
- Ty to Yoru? Witaj. Może chcesz herbaty? - zapytała kobieta. Demon przy Pani, spojrzał się na mnie, jakby mówił " Nie chciej".
- Dziękuję, ale nie chcę... - mruknęłam.
- CO?! NIE AKCEPTUJESZ MOJEJ GOŚCINY, TY TO MARNE ŚCIERWO, GIŃ! - Licorn roześmiał się. O to mu chodziło tak? Miło. Wszystkie potwory i nie wykształcone demony, które nie miały świadomości rzuciły się na mnie. Była to bardzo ciężka walka. Szybka zamiana i już byłam wojownikiem. Zaczęłam w nie strzelać. Niektóre przebiły się i wyrządziły mi wielką krzywdę. Z ran ciekła mi krew, włosy i sukienka pokryły się krwią.. Wszystko we krwi! Aż strach pomyśleć, co by było, gdybym nie wymordowała ich. Zmęczona i obolała upadłam.
- Co teraz zrobimy, Licornie? Wypadało by się zabawić. Zapewne jesteś głodny... Nie pozwalam Ci jednak pić. Stoczymy pojedynek z tą waderą. Niech wie, kto jest najsilniejszy! - Moje rany zniknęły. W mgnieniu oka wyzdrowiałam i stanęłam. Boss " Pani Nieba" zaczął rzucać czary i zaklęcia paraliżujące, a potem, gdy byłam już unieruchomiona, zadawała mi rany mieczem. Bardzo bolało. Darłam się jak nie wiem, próbowałam się ruszyć, ale to nic nie dawało. Nagle Licorn zrzucił swoją " Panią" z wyspy, gdzie zniknęła w chmurach i zapewne umarła.
- Zdałaś - uśmiechnął się, rozciął mi skórę, napił się i kazał zamknąć oczy. Poczułam coś ciepłego, jakby pocałunek. Otworzyłam oczy. Leżałam na drzewie, ale już w świecie realnym.
- Sen? - powiedziałam do siebie - Niemożliwe...
Spojrzałam na swoją rękę i zobaczyłam ranę. To... Nie był sen...?

1 komentarz: