niedziela, 2 marca 2014

Od Willow d.c. Angel



Dreptałyśmy przez las już dłuższą chwilę.
-Lubisz motyle?-zapytała nagle Angel.
-Są śliczne. Chociaż z drugiej strony to jak na nie patrzę to robi mi się smutno...-odpowiedziałam.
-Dlaczego?-zdziwiła się.
-Bo kiedy byłam mała, często je ganiałam, a jak już jakiegoś złapałam, to po rozłożeniu dłoni okazywało się, że z motylka zostawała tylko miazga...-wytłumaczyłam.-No i teraz ich żałuję.
Dziewczyna zaczęła się śmiać.
-Oj, no co?!-powiedziałam spuszczając wzrok zawstydzona.
-Nic, nic-wykrztusiła.-Dziwne, że jest ktoś kto czymś takim się w ogóle przejmuje.
-Lepsze takie problemy niż inne.
-Czyli?
-Nieważne-ucięłam.-Daleko jeszcze?
-Właściwie to jesteśmy na miejscu-oznajmiła.-Rozejrzyj się...
Stałyśmy w brzozowym zagajniku. Dokoła krzewy z jaskrawozielonymi liśćmi.
-Ładnie tu-mruknęłam podchodząc do jednego z krzaków. Przyjrzałam się mu z bliska. Nagle "liście" poruszyły się. Wyciągnęłam dłoń ku nim. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki z gałęzi krzewu zerwała się chmara jasnozielonych motyli. Za nimi poderwała się reszta, aż w końcu nie widziałam nic poza tą burzą zielonych skrzydełek.
<Angel?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz