Tym razem liczyłem na sny nieco przyjemniejsze ale niestety.... - dał o sobie znać skutek uboczny. Jaki? Koszmary z przeszłości.
Trzasnęły drzwi pokoju. Odwróciłem się na pięcie i ujrzałem Ankh. Zacząłem nazywać ją tak od naszego pierwszego spotkania, przychodziła już regularnie.
- cześć - przywitałem się i usiadłem na łóżku
Kiwnęła głowa w odpowiedzi.
- wiesz, że za niedługo się stąd wyniesiesz? - zapytała
- co? Tak jak.... - urwałem
Przytaknęła skinieniem głowy i uśmiechnęła się.
- z czego się tu cieszyć? - zapytałem
W tej chwili otworzyły się drzwi. Weszła dyrektorka.
- Proszę, to Felix, jest dość cichym dzieckiem... - zaczęła i rozgadała się na mój temat, a przynajmniej na tyle na ile się dało.
Nie zwróciłem na nią większej uwagi, bardziej moją uwagę zwróciła para słuchająca jej. - Średniego wzrostu kobieta o włosach koloru ciemny-blond i niebieskich oczach. Oraz, stojący koło niej mężczyzna, ten dla różnicy miał ciemne włosy i krótki zarost. Po ubiorze wyglądali na dość bogatych.
- ...rodzice zostawili jego i jego rodzeństwo... - wyrwało mnie z zamyślenia chodź dodała to ciszej tak bym nie słyszał
- wcale nie - powiedziałem powoli wstając
Widocznie ją zdziwiło to, że w ogóle coś zrobiłem, zazwyczaj za każdym razem tylko pusto patrzyłem się w ścianę
- co proszę? - zapytała
- Wcale nad nie zostawili, oni nie żyją - powiedziałem zaciskając lekko ręce w pięści
Nikt się więcej nie odezwał, a przynajmniej nie przez dłuższa chwilę.
- z resztą nie ważne - mruknąłem i usiadłem na parapecie
Blondynka, która tu przyszła podeszła do mnie i pogłaskała mnie po głowie. Odsunąłem się niezadowolony.
- a ja nic nie zrobiłem, tylko się na to tępo patrzyłem - powiedziałem z goryczą
- jesteś tylko dzieckiem, nie mogłeś nic zrobić - powiedziała z uspokajającym uśmiechem.
Nie odpowiedziałem. Blondynka wstała i podeszła do swojego partnera.
- chyba wybraliśmy - powiedziała
- świetnie! Chodźmy, zaraz przygotuje formularz- powiedziała zadowolona dyrektorka, od kiedy zakończył się mój drugi rok pobytu tutaj stwierdziła, że przebywam tu zbyt długo.
Wszyscy wyszli. Śmierć znów pojawiła się koło mnie.
- wyglądają na miłych ludzi - powiedziała
- nie są normalni, ja to czuję. Nie podobają mi się - powiedziałem zimno
- czemu zawsze jesteś taki chłodny? A weź pod uwagę, że pyta Cie o to sama śmierć - powiedziała
Wzruszyłem ramionami i zeskoczyłem z parapetu.
- cześć - przywitałem się i usiadłem na łóżku
Kiwnęła głowa w odpowiedzi.
- wiesz, że za niedługo się stąd wyniesiesz? - zapytała
- co? Tak jak.... - urwałem
Przytaknęła skinieniem głowy i uśmiechnęła się.
- z czego się tu cieszyć? - zapytałem
W tej chwili otworzyły się drzwi. Weszła dyrektorka.
- Proszę, to Felix, jest dość cichym dzieckiem... - zaczęła i rozgadała się na mój temat, a przynajmniej na tyle na ile się dało.
Nie zwróciłem na nią większej uwagi, bardziej moją uwagę zwróciła para słuchająca jej. - Średniego wzrostu kobieta o włosach koloru ciemny-blond i niebieskich oczach. Oraz, stojący koło niej mężczyzna, ten dla różnicy miał ciemne włosy i krótki zarost. Po ubiorze wyglądali na dość bogatych.
- ...rodzice zostawili jego i jego rodzeństwo... - wyrwało mnie z zamyślenia chodź dodała to ciszej tak bym nie słyszał
- wcale nie - powiedziałem powoli wstając
Widocznie ją zdziwiło to, że w ogóle coś zrobiłem, zazwyczaj za każdym razem tylko pusto patrzyłem się w ścianę
- co proszę? - zapytała
- Wcale nad nie zostawili, oni nie żyją - powiedziałem zaciskając lekko ręce w pięści
Nikt się więcej nie odezwał, a przynajmniej nie przez dłuższa chwilę.
- z resztą nie ważne - mruknąłem i usiadłem na parapecie
Blondynka, która tu przyszła podeszła do mnie i pogłaskała mnie po głowie. Odsunąłem się niezadowolony.
- a ja nic nie zrobiłem, tylko się na to tępo patrzyłem - powiedziałem z goryczą
- jesteś tylko dzieckiem, nie mogłeś nic zrobić - powiedziała z uspokajającym uśmiechem.
Nie odpowiedziałem. Blondynka wstała i podeszła do swojego partnera.
- chyba wybraliśmy - powiedziała
- świetnie! Chodźmy, zaraz przygotuje formularz- powiedziała zadowolona dyrektorka, od kiedy zakończył się mój drugi rok pobytu tutaj stwierdziła, że przebywam tu zbyt długo.
Wszyscy wyszli. Śmierć znów pojawiła się koło mnie.
- wyglądają na miłych ludzi - powiedziała
- nie są normalni, ja to czuję. Nie podobają mi się - powiedziałem zimno
- czemu zawsze jesteś taki chłodny? A weź pod uwagę, że pyta Cie o to sama śmierć - powiedziała
Wzruszyłem ramionami i zeskoczyłem z parapetu.
Sen przeskoczył do momentu, w którym się pakuje. Nieciekawie, chyba wolałbym tam zostać niż się przenosić do obcych ludzi.
- Gotowy? - zapytała dyrektorka
Nieco niepewnie kiwnąłem głową i zarzuciłem plecak na plecy. Wyszedłem z pokoju jak zawsze z obojętną twarzą. Moi nowi "rodzice" czekali przed budynkiem, samochód nie należał do tanich. Westchnąłem cicho. Powitali mnie z uśmiechami, ale mój wyraz twarzy się nie zmienił.
- wskakuj - powiedziała moja nowa "mamusia" jeśli liczą, że będę ich nazywał rodzicami to się przeliczą.
Otwarła drzwi z tyłu. Wsiadłem i zapiąłem pas. Plecak usadowiłem koło mnie, nie lubiłem się rozstawać z moimi rzeczami. Samochód zaraz ruszył. Jechaliśmy mijając kolejne ulice, a blondynka siedząca z przodu ciągle coś do mnie nawijała.
- Może i większość dzieciaków powinna być za to wdzięczna, ale ode mnie na nic nie liczcie, tam mi było wystarczająco - powiedziałam gdy czekała na moją reakcję
Nic nie powiedziała lekko zdziwiona.
- nie mam zamiaru zmieniać nazwiska i zaraz jak będę pełnoletni przeprowadzam się do naszego domu - dwa ostatnie wyrazy podkreśliłem
Dalej nic nie powiedziała, obróciła się znów do przodu na fotelu i zrezygnowała z dalszego opisywania, naszego wspaniałego życia, jak to będzie cudownie. Po jakimś czasie dojechaliśmy do dużego domu. Gdy auto zatrzymało się na podjeździe zaraz wysiadłem biorąc ze sobą plecak.
- może Ci go ponieść? - zapytał mężczyzna
Spojrzałem na mój plecak.
- nie - odpowiedziałem sucho nie mając zamiaru dawać go komuś obcemu, zwłaszcza, że nie był zwyczajny.
Poprowadzili mnie na gore, szedłem nieco nieobecny rozglądając się z uwagą. Otworzyli przede mną pokój. Zanim do niego wszedłem blondynka kucnęła przede mną.
- Jestem Victoria, a to Philip, ale chcielibyśmy byś mówił do nas mamo i tato - powiedziała z uśmiechem
- na chęciach się zakończy, ja mam tylko jednych rodziców - powiedziałem posłałem jej drwiący uśmiech i wszedłem do pokoju.
Westchnęła cicho.
- nie lubię zmuszać dzieci do niczego ale nie dajesz mi wyboru - powiedziała
Złapała mnie telekineza i odwróciła. Zacząłem się wić próbując wyrwać.
- Będziesz grzeczny i zrobisz jak każę? - zapytała
- t...tak - powiedziałem, uznałem, że lepiej będzie jak nie pokaże, że sam znam magie, nawet aktorsko się zająknąłem
Uniosła brew.
- tak, mamo... - powiedziałem udając idealnie strach chodź drugi wyraz nie przeszedł mi łatwo przez gardło.
- grzeczny chłopiec, a teraz do piżamy i spać - puściła mnie
Kiwnąłem głową. Piżama pojawiła się na łóżku, zgarnąłem ją i ruszyłem do łazienki, która była w pokoju. Odprowadził mnie jeszcze jej wzrok ale gdy wyszedłem zostałem sam. Sprawdziłem czy nic nie zniknęło mi z plecaka, ale było wszystko. Położyłem się na łóżku.
- ale mnie wkopałaś - mruknąłem cicho do śmierci i przewróciłem się na bok starając się spać.
- Gotowy? - zapytała dyrektorka
Nieco niepewnie kiwnąłem głową i zarzuciłem plecak na plecy. Wyszedłem z pokoju jak zawsze z obojętną twarzą. Moi nowi "rodzice" czekali przed budynkiem, samochód nie należał do tanich. Westchnąłem cicho. Powitali mnie z uśmiechami, ale mój wyraz twarzy się nie zmienił.
- wskakuj - powiedziała moja nowa "mamusia" jeśli liczą, że będę ich nazywał rodzicami to się przeliczą.
Otwarła drzwi z tyłu. Wsiadłem i zapiąłem pas. Plecak usadowiłem koło mnie, nie lubiłem się rozstawać z moimi rzeczami. Samochód zaraz ruszył. Jechaliśmy mijając kolejne ulice, a blondynka siedząca z przodu ciągle coś do mnie nawijała.
- Może i większość dzieciaków powinna być za to wdzięczna, ale ode mnie na nic nie liczcie, tam mi było wystarczająco - powiedziałam gdy czekała na moją reakcję
Nic nie powiedziała lekko zdziwiona.
- nie mam zamiaru zmieniać nazwiska i zaraz jak będę pełnoletni przeprowadzam się do naszego domu - dwa ostatnie wyrazy podkreśliłem
Dalej nic nie powiedziała, obróciła się znów do przodu na fotelu i zrezygnowała z dalszego opisywania, naszego wspaniałego życia, jak to będzie cudownie. Po jakimś czasie dojechaliśmy do dużego domu. Gdy auto zatrzymało się na podjeździe zaraz wysiadłem biorąc ze sobą plecak.
- może Ci go ponieść? - zapytał mężczyzna
Spojrzałem na mój plecak.
- nie - odpowiedziałem sucho nie mając zamiaru dawać go komuś obcemu, zwłaszcza, że nie był zwyczajny.
Poprowadzili mnie na gore, szedłem nieco nieobecny rozglądając się z uwagą. Otworzyli przede mną pokój. Zanim do niego wszedłem blondynka kucnęła przede mną.
- Jestem Victoria, a to Philip, ale chcielibyśmy byś mówił do nas mamo i tato - powiedziała z uśmiechem
- na chęciach się zakończy, ja mam tylko jednych rodziców - powiedziałem posłałem jej drwiący uśmiech i wszedłem do pokoju.
Westchnęła cicho.
- nie lubię zmuszać dzieci do niczego ale nie dajesz mi wyboru - powiedziała
Złapała mnie telekineza i odwróciła. Zacząłem się wić próbując wyrwać.
- Będziesz grzeczny i zrobisz jak każę? - zapytała
- t...tak - powiedziałem, uznałem, że lepiej będzie jak nie pokaże, że sam znam magie, nawet aktorsko się zająknąłem
Uniosła brew.
- tak, mamo... - powiedziałem udając idealnie strach chodź drugi wyraz nie przeszedł mi łatwo przez gardło.
- grzeczny chłopiec, a teraz do piżamy i spać - puściła mnie
Kiwnąłem głową. Piżama pojawiła się na łóżku, zgarnąłem ją i ruszyłem do łazienki, która była w pokoju. Odprowadził mnie jeszcze jej wzrok ale gdy wyszedłem zostałem sam. Sprawdziłem czy nic nie zniknęło mi z plecaka, ale było wszystko. Położyłem się na łóżku.
- ale mnie wkopałaś - mruknąłem cicho do śmierci i przewróciłem się na bok starając się spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz