wtorek, 13 maja 2014

Od Leny d.c. Jack'a

Nieco mi się ostatnio nudziło. Po niedawnym natłoku nowych członków watahy nie pozostało śladu. Rozeszło się to to po kościach i cisza w eterze...
Jako, że nie lubiłam bezruchu, postanowiłam trochę połazić po okolicy. Oczywiście już dawno zwiedziłam nasze tereny, ale nie zaszkodzi sobie ich przypomnieć, prawda? Moim ukochanym miejscem stała się Podwodna Grota. Nikt poza mną tam nie zagląda, bo chyba tylko ja potrafię oddychać pod wodą, a i jej ciśnienie nie sprawia mi problemu. Uwielbiam siedzieć na którymś z tamtejszych wielkich kryształów i obserwować przepływające obok ryby głębinowe. Co jakiś czas widać jak z mrocznej toni wymyka się na powierzchnię kilka srebrnych bąbelków powietrza. Jednak poza tym, nie dzieje się nic w Podwodnej Grocie, a cisza aż dźwięczy w uszach. Dlatego też ją lubię, to idealne miejsce by pomyśleć i się uspokoić.
Maszerowałam przez las zupełnie nie zwracając uwagi na to co się dzieje. Nogi same mnie niosły tam gdzie chciały. Z zamyślenia wyrwało mnie zderzenie z biegnącą sarną. Zwierzę popędziło oszalałe ze strachu dalej w las, natomiast ja leżałam w błocie ogromnie zaskoczona. Oczy przysłoniła mi mgła. Wtedy też uświadomiłam sobie, że okropnie zmarzłam i cała jestem mokra.
-Jak ona do cholery mogła mnie nie zauważyć?!-wrzasnęłam wkurzona. Zamrugałam gwałtownie. Nie pomogło. Uniosłam się nieporadnie do pozycji siedzącej. Przetarłam oczy. Obraz stał się nieco ostrzejszy. Dokoła jednak, nie było widać nic poza deszczem ogarniajacym wszystko.
-S-serio?-wyszeptałam drżąc po części z zimna, ale też ze strachu. Po raz pierwszy nie wiedziałam gdzie się znajduję co uniemożliwiało mi teleportację. Taki mały haczyk, inaczej nie umiałam się przenieść. Było to okropnie frustrujące uczucie.
Zaczęłam iść po omacku przed siebie. Ulewa ani na chwilę nie ustępowała. W górze rozlegały się grzmoty. Nic dziwnego, że sarna na mnie wpadła. Ten deszcz był potworny.
Szłam i szłam zupełnie tracąc poczucie czasu. Kiedy opadłam z sił, ułożyłam się pod jakimś drzewem i zasnęłam. Obudziłam się razem ze słońcem, które na szczęście wychylnęło zza chmur. Przestało padać. Zewsząd czuć było ożeźwiający zapach burzy.
-No i gdzie ja jestem, co?-zapytałam zdezorientowana po czym głośno kichnęłam.
-W dodatku się przeziębiłam!-jęknęłam pociągając nosem żałośnie.-Nic dziwnego...-mruknęłam.
Zaczęłam rozglądać się dokoła. Żadnych punktów charakterystycznych. Wszędzie tylko drzewa...
-Jasne! Drzewa!-wykrzyknęłam olśniona.-Wlezę na jedno, to i może zobaczę coś więcej.
Jak powiedziałam tak zrobiłam. Na górze czekała mnie miła niespodzianka-w koronie dębu spał członek naszej watahy. Był to białowłosy chłopak. Kiedy oddychał, z jego ust wylatywała mroźna mgiełka. Przycupnęłam na gałęzi obok i przez chwilę go obserwowałam usiłując przypomnieć sobie jego imię.
-Fr...froo...-mruczałam.-Cholera! No niech będzie... Jack.
Chwyciłam najbliższą gałąź i dźgnęłam go delikatnie.
-Hej Jack! Wstawaj proszę!
Nie poskutkowało, więc dźgnęłam mocniej.
-Ej obudź się...
Zerwał się błyskawicznie, aż odskoczyłam.
-Co jest?! Kim jesteś?!-zapytał na mój widok.
-I oddaj to!-krzyknął wyrywając z moich dłoni gałąź, z której pomocą go obudziłam. Potem zmierzył mnie wzrokiem i powiedział już nieco spokojniej:
-Znam Cię. Jesteś z watahy...
-Lena-przedstawiłam się szybko.
-Co tu robisz?
Opowiedziałam mu całą historię.
-No i tak to się stało, że potrzebuję Twojej pomocy.
-Nie ma innego wyjścia?-spytał niechętnie.
-Nie-odparłam.- To jak? Pomożesz mi wrócić do zamku?
Cisza.
-Oj proszę! Dam Ci jedno życzenie!
-Na czym by to polegało?-ożywił się nieco.
-No możesz mnie o coś poprosić, a ja postaram się to spełnić. Oczywiście coś możliwego do wykonania i w miarę przyzwoitego!
-Okej. Pomoc za życzenie?
Westchnęłam z ulgą i pokiwałam głową.
<Jack?>

1 komentarz: