sobota, 29 listopada 2014

Od Rose do Felix'a

Słoneczny dzień jak każdy, tylko jak dla mnie obolały. Leżałam na specjalnym oddziale, podpięta do kroplówki, pozszywana, no i ponastawiali mi kości. Promienie słoneczne wolno wpadały przez okno szpitalne, otworzyłam wolno oczy i rozglądnęłam się po sali. Widziałam, że przeprowadzali mi transfuzję krwi, skrzywiłam się lekko samowolnie. Czułam się jakby ktoś rozjechał mnie pociągiem, tirem albo poćwiartował każdy element mojego ciała i je pozszywał. Nie było mnie w watasze 2 tygodnie i 3 dni, a to przez to, co wydarzyło się dzień temu.

*** dzień wcześniej ***

Piękna, chłodna noc, gwiaździste niebo i pełnia księżyca, nic więcej nie potrzeba do szczęścia. Wracałam do domu zmęczona po ciężkiej misji, którą musiałam wykonać w ciągu dwóch tygodni. Musiałam zabić 3-ech szpiegów z innej watahy, no i dodatkowo wampira.  Idąc spokojnie uliczkami, zaczęłam czuć słabą, delikatną woń męskich perfum, dziwne... Ruszyłam w kierunku zapachu, przypadek czy też nie, ale miałam po drodze. Szybko spostrzegłam postać idącą w moim kierunku, nie zatrzymywałam się. Ten śliczny zapach dobiegał od niego, przyciągał jak magnez. Chłopak zatrzymał się przede mną, od razu poznałam go po twarzy, był to Felix. Jednak zachowałam dystans i zatrzymałam się tak, że dzieliło nas 1,5 m.
- Cześć Rosie... -przywitał się z lekkim uśmiechem. - Czemu tak nagle zniknęłaś? -spytał.
- Ja nie zniknęłam, po prostu miałam robotę, muszę przecież wypełniać swój obowiązek... - skrzywiłam się.
- Taa, i wyglądać, jakbyś miała za chwilę zasnąć, albo umrzeć...- zażartował.
- A ty pewnie musiałeś uciekać od dziewczyn bo zbyt ładnie pachniesz... - pokazałam mu język, przy czym zacięłam się w myślach. Powiedziałam mu, że ładnie pachnie?! A obiecałam sobie, że nie powiem mu ani jednego komplementu :/ . No dobra, mam zbyt dobre serce, jest moim jedynym przyjacielem.
- Może, ale to też zasługa wyglądu... - odparł.
- No nie wiem, chyba jestem idiotką, bo mnie nie pociągasz... - skrzywiłam się.
- Albo wręcz przeciwnie, nie jesteś dziwką... -stwierdził.
- Serio? To powiedz to starym dziadkom...- westchnęłam.
- Nie znam ich, ale chętnie bym im rozwalił łeb gdyby Cię tak nazwali - wyszczerzył zęby.
- Nie szczerz zębów, bo ktoś Ci je wybije... - pokazałam mu język.
- Niby kto? - spytał.
- Em... Oni? - odparłam w lekkim szoku gdy ujrzałam 32 osobową grupę wampirów.
Feluś od razu dobył MP7.
- Te Luck.. - odparł jeden białowłosy - Widzisz tego kundla?!- zaczął się śmiać z Felka.
Wkurzony warknął i zaczął do nich strzelać, jednak bez skutku.
- Dasz rade ich na chwilkę zająć? -spytał.
- Jasne...- mruknęłam i ruszyłam do ataku. Zabiłam tam paru z nich, jednak przepracowanie robiło swoje, z każdym atakiem słabłam. Kiedy mój przyjaciel zmienił amunicje na srebrną zaczął ich odstrzeliwać.
- Ale fajna dupeczka! - rzucił się na mnie jeden. Siłowałam się z nim chwile, aż do momentu kiedy dostał kulką w potylicę. Zrzuciłam go z siebie i z resztką sił wyrwałam serca kilku wampirom. No cóż, niektórzy się na mnie wyzywali i połamali mi kości, jedni porozcinali skórę.

Dalej co się działo nie zapamiętałam, straciłam przytomność,gdyż straciłam mnóstwo krwi, ale resztę opowie wam Felix ☺.

< Felix?  dalej ty x.x >


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz